W Polsce nadużywamy często zwrotu „mit założycielski”, które wskazuje jeden konkretny mecz, jako moment przełomowy, starcie, które buduje drużynę. Jeśli faktycznie każdy wielki zespół potrzebuje takiego spotkania, to dla Barcelony Xaviego takowym musi być ostatnie El Clasico. Mijają dwa tygodnie od imponującego 4:0 na Santiago Bernabeu. Barcelona zmierzy się z Sevillą i, choć parę miesięcy temu wydawało się to niemożliwe, jest murowanym faworytem tego pojedynku.
Xavi zmienił wszystko. Barcelona schyłkowego Koemana martwiła się o to, czy skończy sezon La Liga w najlepszej czwórce i była na najlepszej drodze do opuszczenia Ligi Mistrzów. Tego drugiego Hiszpan nie naprawił. Barca faktycznie wypadła za burtę najlepszych klubowych rozgrywek Europy, ale dziś pewnym krokiem zmierza po trofeum pocieszenia – Ligę Europy. A w lidze? Śrubuje serię meczów bez porażki i pnie się do góry tabeli. Dziś zajmuje wprawdzie 4. miejsce, ale nikt w Katalonii nie ogląda się za siebie na Betis, Sociedad czy Villarreal. Dziś patrzy się w kierunku podium ligi, a co bardziej niepoprawni optymiści marzą jeszcze o dogonieniu Realu.
Matematyka jest jednak nieubłagana. Jeśli Barcelona wygra dziś z Sevillą, a także jeśli doliczymy jej 3 punkty za zaległy mecz, wówczas będzie samodzielnym wiceliderem tabeli, ale ze stratą aż 9 punktów do Realu. By powiódł się plan zakładający mistrzostwo kraju, Królewscy musieliby złapać nie zadyszkę, a raczej wręcz zaliczyć zapaść. Na nieszczęście dla fanów Barcy – Los Blancos wygrali wczoraj 2:1 z Celtą. W bólach bo w bólach, ale najważniejsze były trzy punkty. Nomen omen realnie patrząc na sprawę – Barcelona powinna powalczyć o srebrne medale. I dzisiejszy mecz jest do tego najlepszym przyczynkiem.
Sevilla ostatnimi czasy nie dostarcza swoim kibicom wielu powodów do radości. Odpadła ze wspomnianej już Ligi Europy, uznając wyższość West Hamu. W La Liga z potencjalnego konkurenta Realu w walce o mistrzostwo, stała się potencjalnym kandydatem do zajęcia miejsca na podium. Bo po serii wpadek i to nie jest pewne. Atletico ma tyle samo punktów, a o rozpędzonej Barcelonie już wspomnieliśmy. Jeśli Blaugrana dziś wygra, także będzie miała 57 punktów, ale jeden mecz zapasu. Z pięciu ostatnich meczów w lidze Andaluzyjczycy wygrali zaledwie jeden, derbowy z Betisem. Poza tym remisowali z Sociedad, Rayo Vallecano, Alaves i Espanyolem. Wyniki najdelikatniej mówiąc średnio ekskluzywne.
W drugiej połowie grudnia na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan gospodarze zremisowali z Barcą 1:1. Wynik otworzył „Papu” Gomez. Kilkanaście minut później wyrównał Ronald Araujo. Dziś tego pierwszego zabraknie w składzie Sevilli – jest kontuzjowany. Z tych samych względów nie wystąpią Fernando i Suso. W ekipie Dumy Katalonii zabraknie Ansu Fatiego, Samuela Umtitiego, Sergino Desta czy Sergiego Roberto. Niby spora lista absencji, ale pamiętajmy, że żaden z nich nie zagrał także w klasyku, a mimo to Barcelona rozbiła Real 4:0. Dziś zresztą wszyscy w Katalonii zdają sobie sprawę, że kadra drużyny, szczególnie w ofensywie, jest zdecydowanie za szeroka. Latem Barcelonę opuści pewnie całkiem liczna gromadka piłkarzy. Ostatnie tygodnie sezonu 21/22 będą także swoistą walką, by w oczach Xaviego zyskać przychylność. Choć z drugiej strony trener Barcy wygląda na człowieka, który ma już w głowie swój projekt i doskonale wie, kogo się pozbędzie.
Początek dzisiejszego szlagieru kolejki Primera Division o godzinie 21:00 na Camp Nou. Ivan Rakitić wreszcie zagra przeciwko byłej drużynie na wypełnionym stadionie, bo do tej pory gdy wracał tu z Sevillą, trybuny Camp Nou świeciły pustkami z powodu koronawirusa.