Legia Warszawa rozpoczęła zmagania w nowym sezonie Ligi Europy już w środę. Podopieczni Czesława Michniewicza pokazali, co znaczy solidna postawa w defensywie i łut szczęścia. Zwycięstwo 1:0 z wicemistrzem Rosji, Spartakiem Moskwa, to wynik tyleż cenny, co niespodziewany. Jednak nawet taki początek rozgrywek nie czyni z Legii faworyta – ani grupy, ani tym bardziej całej Ligi Europy. Szczególnie, że dwaj główni faworyci są właśnie grupowymi rywalami Legionistów w zestawie C.
Mowa oczywiście o Leicester i Napoli. Piąte drużyny Premier League i Serie A ubiegłego sezonu trafiły do grupy z Legią i na pewno w meczach z nimi podopiecznym trenera Michniewicza będzie ciężko o jakiekolwiek zdobycze. To drużyny o zupełnie innym potencjale finansowym i sportowym niż Legia, a nawet niż Spartak. I na ten moment bukmacherzy właśnie ten duet widzą jako głównych faworytów do zwycięstwa w Europa League.
To może się jednak zmienić w zimie, kiedy to do rozgrywek dołączy ósemka „spadochroniarzy” z Ligi Mistrzów, a konkretnie z 3. miejsc w grupach. Weźmy np. grupę B, gdzie jest Milan, Liverpool, Porto i Atletico. Ktokolwiek zajmie trzecią lokatę, ten z miejsca stanie się jednym z faworytów Ligi Europy. A grupa? Manchester City, PSG i Lipsk. Czerwone Byki są obecnie w słabej formie, ale czy tak będzie wiecznie? Czy gdy odpadną – a prawdopodobnie tak się stanie – z Ligi Mistrzów, to nie będą w stanie namieszać w pucharze drugiej kategorii? W grupie F ktoś z trójki Man Utd, Villarreal i Atalanta Bergamo także zakończy zabawę w Champions League na fazie grupowej i przy dobrych wiatrach przefrunie do Europa League.
Na dziś jednak oprócz Napoli i Leicester warto zwrócić uwagę na mocny Bayer Leverkusen. Aptekarze w swojej grupie zmierzą się z Betisem Sewilla, Celtikiem i węgierskim Ferencvarosem. Nie wolno lekceważyć West Hamu. Wprawdzie Młoty straciły Jessego Lingarda, ale Michail Antonio, Declan Rice, Pablo Fornals czy czeska koalicja to naprawdę ciekawa mieszanka. No i solidny bramkarz w osobie Łukasza Fabiańskiego. WHU nie trafili do grupy z Astrą Giurgiu, a to w ich przypadku połowa sukcesu. Sprawę ułatwił nieco fakt, że obecnie Astra nie gra nawet w rumuńskiej ekstraklasie.
Wysoko w stawce Ligi Europy oceniane są szanse klubów z europejskiego TOP 5 lig – Lyon, Monaco, Lazio, Real Sociedad, Eintracht Frankfurt czy Marsylia. Legia do wczoraj była na samym dnie tej stawki, ale po pokonaniu Spartaka jej notowania poszły nieco do góry.
Dziś mecze nie tylko w Lidze Europy, ale też w pucharze trzeciej kategorii, czyli Lidze Konferencji Europy. Tam niestety bez polskich ekip w stawce, ale egzotyki nie brakuje. Największą sensacją jest awans do rozgrywek mistrza Gibraltaru, Lincoln Red Imps. Mamy też ekipy z Kazachstanu, Finlandii, Estonii, Norwegii, Słowenii czy Azerbejdżanu. Taki był chyba cel powstania rozgrywek. Miały być one inkluzywne i są.
Wśród europejskich kopciuszków w Lidze Konferencji Europy mamy też dwie solidne firmy. To Tottenham i Roma. I są to rzecz jasna główni faworyci w notowaniach „buków”. Być może do czasu, bo podobnie jak w przypadku Ligi Mistrzów, tak i z Ligi Europy można spaść niżej, zajmując 3. miejsce w grupie. Teoretycznie więc np. Legia Warszawa może wylądować na wiosnę w Europa Conference League, jeśli zajmie 3. miejsce w swojej grupie. Pytanie tylko, czy jest możliwe, że którykolwiek ze „spadochroniarzy” zagrozi Tottenhamowi albo Romie? Na dziś wydaje się to mało prawdopodobne – Liga Europy nie jest chyba aż tak mocna.
Z regularnej stawki Ligi Konferencji także trudno wyłonić poważniejszych kandydatów do triumfy niż były i obecny klub Jose Mourinho. Może Feyenoord? Może Union Berlin? Może Rennes? Wydaje się jednak, że to wszystko jednak dość mało prawdopodobne, bo piłkarski potencjał przemawia za Anglikami i Włochami. Przede wszystkim za Anglikami, którym udało się utrzymać Harry’ego Kane’a i wzmocnić się m.in. Bryanem Gilem z Sevilli czy Emersonem Royalem z Barcelony.