Skip to main content

W grudniu miną cztery lata Ralpha Hasenhuttla w Southampton. Tylko trzech trenerów Premier League prowadzi kluby dłużej (Klopp, Guardiola i Frank). Pracę Austriaka trudno jednoznacznie ocenić, bo Southampton to… jak w tytule, falowanie i spadanie.

Dobrze wprowadzone do drużyny transfery, pokaz charakteru, odwrócenie losów meczu, bo aż trzy udane come backi, zmiana formacji na czwórkę z tyłu, przełamanie niemocy strzeleckiej Adama Armstronga i najmłodsza podstawowa jedenastka Premier League, jaka wybiegała na murawę. Tak pokrótce wygląda początek sezonu Southampton. Święci ani razu nie strzelili w tym sezonie gola jako pierwsi. Przegrywali 0:2 z Leeds, 0:1 z Leicester i 0:1 z Chelsea, a mimo to byli w stanie wycisnąć z tego aż siedem punktów. Ralph Hasenhuttl zmienił styl gry po bolesnej porażce z Tottenhamem na inaugurację sezonu. Trener już w zeszłym sezonie odrzucił grę trójką stoperów i wahadłami. Wrócił do tego na jeden mecz zakończony klapą. Miejscem w składzie przypłacił za to choćby Jan Bednarek, a doskonale spisuje się młodzian Bella-Kotchap.

O co chodzi z falowaniem i spadaniem Świętych? Otóż, gdy ta drużyna już zaskoczy i wydaje się, że wejdzie na właściwe tory, rzuca rękawice gigantom, ogrywa Manchester City, Liverpool, Tottenham, Arsenal czy Chelsea, to maszynie nagle wyłącza się prąd i przestaje działać. Kryzys-wzrost-kryzys-wzrost-kryzys. To sezon 2021/22 Southampton w pigułce. To absolutnie dziwna drużyna, która ma tendencję do wpadania w dołki, żeby potem z nich spektakularnie wyskakiwać,  później znowu się pogrążać. Tak właśnie wygląda Southampton Hasenhuttla. Weźmy jeszcze opisywany poprzedni sezon – pięć meczów bez porażki, drugi raz urwanie punktów City, come back z Tottenhamem (gol na 2:2 w 80. min, a na 3:2 w 82. min), remis na Old Trafford, dwa zwycięstwa z Evertonem i Norwich, a potem… zupełnie niewytłumaczalna seria katastrofalnych spotkań, w tym 0:6 z Chelsea, gdzie mogło śmiało 0:10, bo Święci biegali tam jak fajtłapy z widmem 0:9 w głowach.

Wtedy po raz kolejny owo widmo zajrzało w oczy Ralphowi Hasenhuttlowi. Na zawsze zostanie mu już przypięta łatka “frajera, który przegrał dwa razy po 0:9”. Bo właśnie ze Świętymi jest coś nie tak mentalnie. Niby potrafili się podnieść po druzgocącej klęsce z Leicester w październiku 2019 roku. Wygrzebali się ze strefy spadkowej, pokonali Chelsea, Tottenham, Leicester, a po przerwie covidowej (marzec-czerwiec 2020) byli jedną z najlepszych w lidze drużyn, ograli w ładnym stylu Manchester City 1:0 po bardzo składnej i kompaktowej grze, prawie kończąc sezon w TOP10. Cały sezon 2019/2020 był także niejednoznaczny, bo porażka 0:9 wpasowała się akurat w okres beznadziejnego punktowania (osiem meczów bez wygranej – dwa remisy i sześć porażek).

Ralph Hasenhuttl prowadził do tej pory Southampton w 164 meczach. Jego bilans to 59-36-69. Wydaje się jednak, że jego drużynie daleko do jakości, jaką prezentował choćby ten zespół za czasów Ronalda Koemana. Pracę Austriaka trudno scharakteryzować i skonkretyzować. Kiedy już widać jasny plan, to nagle zaczyna się coś walić, przestaje w zespole grać mental. Najlepiej to widać po sezonie 2020/21. Dwie kolejki w plecy, a później sześć wygranych na siedem meczów. Pochwały, peany, gratulacje, nowa siła, wreszcie stabilizacja. Jedyny remis to 3:3 po kapitalnym widowisku z Chelsea i golu Vestergaarda w 92. minucie. No i właśnie… na początku stycznia ograli jeszcze Liverpool, a potem… rozsypali się po kątach. Przegrywali mecz za meczem, grali katastrofalnie, tracili punkty ze słabiakami, lał ich dosłownie każdy. Na dziewięć meczów przegrali osiem, a zremisowali tylko… z Chelsea. Jedną z porażek było druzgocące 0:9 na Old Trafford.Od drużyny walczącej o występ w europejskich pucharach zjechali aż na sam dół, tuż nad strefę spadkową, jednak jak zawsze, potrafili się z tego wygrzebać.

Teraz właśnie pokonali Chelsea 2:1 w dość efektownym stylu, grając otwartą i odważną piłkę. Czy to jest wreszcie ten moment, że Southampton przestanie falować, skakać po tabeli i ustabilizuje się w konkretnym miejscu? Ralph Hasenhuttl ma najmłodszą jedenastkę w Premier League. Bramkarz Bazunu to rocznik 2002, defensywny pomocnik Lavia 2004, napastnik Mara 2002, robiący furorę stoper Bella-Kotchap 2001, a liderem całej formacji obronnej jest Salisu urodzony w 1999 roku. Kiedy grali z Leicester, to czterech graczy Lisów było starszych niż najstarszy w podstawowej jedenastce Świętych Mohamed Elyounoussi. I to po raz kolejny może być problem, gdy pojawi się jakiś zalążek kryzysu. Tak to właśnie z tymi Świętymi jest, a Hasenhuttl od czterech lat nie potrafi tego odczarować wielkimi pojedynczymi wiktoriami.

Related Articles