Skip to main content

We wtorek na jeden dzień mieliśmy tylko dwa, zamiast trzech meczów na Euro. Teraz już wracamy do zestawu trzech dań dnia. Co ważne dla wszystkich ekip to będzie już druga kolejka zmagań, po której zapewne poznamy pierwsze drużyny w 1/8 finału.

Chorwacja – Albania (15:00)
Nie są to najgorętsze “derby bałkańskie”, jakie mogłyby być na tym turnieju. Oczywistym jest, że gdyby któraś z tych ekip trafiła na Serbię, wówczas służby porządkowe byłyby postawione w stan najwyższej gotowości. Jednak to nie oznacza, że będzie absolutnie spokojnie. Także na boisku, gdzie gorąca południowa krew rodem z Bałkanów może dać o sobie znać przy okazji tego spotkania.

Jedni i drudzy rozpoczęli turniej od porażek, ale ich odbiór był kompletnie inny. Dla Albanii znalezienie się w grupie śmierci – jeszcze Hiszpania oraz Włochy – oznaczało duże prawdopodobieństwo, że zakończą granie po trzech meczach z zerowym dorobkiem punktowym. Może to nie jest sytuacja jeden do jednego z naszą kadrą, ale także są traktowani w kategoriach kopciuszka. Tyle że Albania już zapisała się w annałach Mistrzostw Europy. Mowa o golu Nedima Bajramiego przeciwko Włochom. Już po 22 sekundach zawodnik Sassuolo wykorzystał fatalny błąd Squadra Azzurra. Federico Dimarco wyrzucał aut w kierunku Alessandro Bastoniego, ale idealnie pod nogi rywala, który nie dał szansy Gianluigiemu Donnarummie. Jednak szybko dali się uśpić po swoim szczęściu. Najpierw wykorzystany stały fragment gry przez Italię i wyrównująca bramka Bastoniego, a chwilę później Nicolo Barella wykorzystał złe wybicie Jasira Asaniego. Albańczycy domagali się odgwizdania faulu na zawodniku koreańskiego Gwangju, ale nic nie wskórali u Felixa Zwayera, który niewzruszony pokazał na środek boiska. Później kontrolę nad meczem przejęli Włosi, którzy powinni dobić rywala kilkukrotnie, gdy sytuacje mieli Frattesi, Scamacca, Chiesa czy Pellegrini. Ostatnie słowo mogło jednak należeć do podopiecznych Sylvinho, ale podcinka Reya Manaja z 90. minuty przeleciała tuż obok włoskiej bramki.

Nikt nie ma wątpliwości, że dla obu drużyn to może być mecz o danie sobie szansy na awans, chociażby z trzeciego miejsca. W ostatniej kolejce Chorwatów czeka potyczka z Włochami, a Albania będzie mieć prawdopodobnie najmocniejszą w grupie Hiszpanie. Krótko mówiąc, jeśli punktować to na sąsiadach z regionu. Faworytem środowego meczu będą na pewno Chorwaci, którzy muszą zmazać plamę po sobotnim meczu z Hiszpanią. Porażka mogła być wkalkulowana w końcowy bilans, bowiem grali z topową reprezentacją. Porażka musiała boleć, bowiem po sześciu kolejnych wygranych, przyszło gładkie 0:3 w Berlinie. To zresztą miał być rewanż za potyczkę tych drużyn sprzed trzech lat, gdy w Kopenhadze La Furia Roja wygrała 5:3 po dogrywce. Tym razem gole wpadały tylko do bramki Chorwatów. Tempo strzelania szybkie, bowiem pomiędzy bramkami Alvaro Moraty i Fabiana Ruiza minęły trzy minuty, a po kolejnym kwadransie było po wszystkim. Ekipa Zlatko Dalicia miała swoje sytuacje, ale tego dnia świetnie dysponowany był Unai Simon. Golkipera Athletiku nie byli jednak w stanie pokonać ani w 55. minucie po niesamowitym zamieszaniu w polu karny, ani później po rzucie karnym, który Simon niejako sam sprokurował swoim zachowaniem.

Ciekawym jest czy Dalić dokona zmian względem pierwszego meczu. Z ławki podnieśli się przecież Ivan Perisić czy Mario Pasalić, którzy mogą zastąpić kolegów w pierwszym składzie. Ten drugi zmienił Lukę Modricia, dla którego wiek – skończy 39 lat w tym roku – może być przeszkodą w tak intensywnym turnieju, gdzie gra się, co kilka dni na koniec wyczerpującego sezonu.

***

Ciekawostką przed tym meczem może być fakt, że to będzie pierwsza w historii potyczka pomiędzy tymi kadrami. Oczywiście przez wiele lat nie mogło do niej dojść, gdyż Chorwaci występowali w kadrze Jugosławii, ale nawet po jej rozpadzie na początku lat 90. XX wieku ani razu nie doszło do takiego meczu. Ani towarzysko, ani w eliminacjach, a tym bardziej na dużych turniejach, gdzie Albania wciąż jest nowicjuszem – drugi występ na Euro.

Niemcy – Węgry (18:00)
Gdyby spojrzeć na wyniki i sposób gry w pierwszych meczach tych drużyn, to można by się zastanawiać jedynie, jak wysoko nasi zachodni sąsiedzi pokonają Węgrów. Tyle że to turniej, w którym niespodzianki już się pojawiają i będą z nami obecne. Dodatkowym aspektem jest historia spotkań pomiędzy Niemcami a Węgrami z ostatnich lat. Ta jest korzystniejsza dla… Madziarów. Euro w Niemczech to zresztą drugi turniej z rzędu, gdzie los skojarzył te reprezentacje już w fazie grupowej. Trzy lata temu także grali na niemieckiej ziemi – Monachium – ale wtedy padł sensacyjny remis 2:2. Wtedy Adam Szalai i Andras Schafer dwukrotnie dawali prowadzenie drużynie Marco Rossiego, ale finalnie Kai Havertz oraz Leon Goretzka zapewnili punkt dla Niemców. Na tym jednak nie koniec bezpośrednich pojedynków. W 2022 roku mierzyli się także w najwyższej grupie Ligi Narodów i tam Węgrzy nie przegrali kolejnych dwóch gier. W Budapeszcie było 1:1, a strzelanie skończyło się po… dziewięciu minutach. Najpierw Zsolt Nagy, potem Jonas Hofmann. Rewanż w Lipsku padł łupem Węgrów po golu Adama Szalaia. Znowu ten sam zawodnik zadał cios na niemieckiej ziemi, gdzie przecież spędził długie lata grając dla Mainz, Schalke, Hoffenheim czy Hannoveru. 37-latek zakończył już karierę, z czego zapewne cieszą się Niemcy, bowiem trochę napsuł im krwi. Wcześniej nasi sąsiedzi pokonywali Madziarów jedynie w meczach towarzyskich, a ostatnia wygrana w meczu o stawkę to… finał mistrzostw świata 1954! Krótko mówiąc 70 lat oczekiwania na wygraną z takim rywalem może mocno dziwić, chociaż uczciwie trzeba przyznać, że długie lata albo nie grali, albo mierzyli się jedynie towarzysko.

Teraz na towarzyskie granie nie będzie miejsca. Niemcy grają u siebie i cel może być jeden – złoty medal. W XXI wieku było mistrzostwo świata, ale na tytuł w Europie nadal czekają. Mimo że przez trzy turnieje było blisko. Najbliżej w Austrii i Szwajcarii (2008), gdy przegrali finał z Hiszpanią. Cztery i osiem lat później kończyli na półfinałach, gdzie przegrywali z późniejszymi srebrnymi medalistami. Teraz rozpoczęli “z wysokiego C”. Tak należy nazwać 5:1 nad Szkocją, nad która górowali w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Do przerwy już 3:0, a w drugiej połowie “tylko” 2:1. Zapewne, gdyby musieli, wrzuciliby rywali na jeszcze szybszą karuzelę, ale przed nimi jeszcze parę meczów na turnieju. Mogli być zadowoleni z zestawu ofensywnego połączenia młodości z ogromnym doświadczeniem. Ilkay Gundogan i Toni Kroos kreowali, a tercet Kai Havertz, Florian Wirtz oraz Jamal Musiala dokonali egzekucji. Później swoje trzy grosze dorzucili inni doświadczeni – Thomas Mueller czy Niclas Fullkrug.

Węgrzy po pierwszym meczu muszą przede wszystkim wyciągnąć wnioski z gry defensywnej. Liczba popełnionych błędów była zatrważająca. Co gorsza w dużej mierze były to – rodem z tenisa – niewymuszone błędy. Najpierw Milos Kerkez sprezentował sytuacje sam na sam, a na koniec meczu to samo zrobił najbardziej doświadczony na tym poziomie defensor – Willi Orban. Peter Gulacsi ratował zespół, jak mógł, ale finalnie trzy gole wpadły do jego bramki za co nijak nie można go winić. Ewentualna powtórka Madziarów w meczu z Niemcami może się zakończyć katastrofą patrząc przez pryzmat gry ofensywnej naszych sąsiadów.

Szkocja – Szwajcaria (21:00)
Helweci we wspomnianym wyżej meczu z Węgrami pokazali się z bardzo dobrej ofensywnie strony. xG na poziomie 2,50 robi wrażenie, bowiem oznacza naprawdę wysoką jakość i sporą liczbę szans na strzelenie goli. Swoją drogą strzelanie na turnieju dla tej ekipy rozpoczął Kwadwo Duah, 27-latek z Łudogorca Razgrad. Kolega klubowy Jakuba Piotrowskiego wiekowo to nie nowicjusz, ale pod względem stażu w reprezentacji debiutant. Jego pierwszy mecz dla kadry Szwajcarii przypadł na… 4 czerwca, gdy dostał 45 minut przeciwko Estonii w spotkaniu towarzyskim przed turniejem. Nieoczekiwanie to właśnie on, a nie Breel Embolo czy Noah Okafor znalazł się w podstawowym składzie i szybko się odpłacił Muratowi Yakinowi. Pod kątem liczb jednak w sobotę najlepszy był kolega klubowy naszego duetu z Bolonii – Michel Aebischer. Przez cały sezon w Serie A zanotował zaledwie jedną asystę, a po pierwszej połowie z Węgrami już miał asystę oraz bramkę. Trudno powiedzieć, co zrobił lepiej, bowiem najpierw popisał się idealnym prostopadłym podaniem, a później efektownym strzałem z dystansu.

Szwajcaria w drugiej kolejce może sobie zapewnić awans do fazy pucharowej i oszczędzić emocji z tym związanych sprzed trzech lat. Wówczas byli trzecim najlepszym zespołem z trzeciego miejsca w grupie z Włochami i Walią. Potem przecież Helweci pokazali się ze świetnej strony w 1/8 i 1/4 finału, gdzie skończyli swoją drogę. Najpierw ekipa Vladana Petkovicia zremisowała z Francją 3:3, doganiając mistrzów świata ze stanu 1:3. W rzutach karnych wykorzystali pudło Kyliana Mbappe i zameldowali się do meczu z… Hiszpanią. Tam również dojechali do serii jedenastek, ale to La Furia Roja była lepsza.

W dużo gorszych nastrojach do rywalizacji w drugim meczu przystępują Szkoci. Jeśli ktoś liczył na niespodziankę w meczu otwarcia, ten srogo się przeliczył. Wyspiarze byli kompletnym tłem dla gospodarza turnieju i ani przez moment tak naprawdę nie zagrozili Niemcom. Jednak pół żartem, pół serio można powiedzieć, że zrobili wynik… ponad stan. W statystykach xG po stronie Szkocji wynosiło równe… 0,00. Mimo tego skończyli mecz z golem, ale to już oczywiście zasługa pechu Antonio Rudigera, który głową skierował piłkę do własnej bramki. Tyle że ten gol był istny przypadek. Szkocja grała fatalnie, kompletnie zamknięta na własnej połowie przez większość meczu. Adrian Mierzejewski w studiu TVP stwierdził w przerwie, że w drugiej połowie czeka nas “dziadek 11 na 10” i tak też było. To efekt czerwonej kartki Ryana Porteousa, który próbował ratować sytuacje w jednej z sytuacji, ale brutalnie zaatakował wyprostowaną nogą Ilkaya Gundogana. Pomocnik Barcelony długo nie podnosił się z murawy, ale na szczęście gracz Watfordu nie zrobił mu krzywdy. Teraz jedynie wiadomo, że nie zagra w kolejnym meczu. Jego miejsce zajmie prawdopodobnie Grant Hanley, który wszedł w przerwie w miejsce Che Adamsa wypełniając lukę w środku obrony.

Related Articles