Skip to main content

Jedni są krytykowani zewsząd i zbierają zasłużone cięgi. Drudzy w zasadzie tylko chwaleni. Byli bliscy pokonania jednego faworyta, a drugiego wyeliminowali. Teraz startują z tego samego pułapu, a celem dla Anglii oraz Szwajcarii będzie strefa medalowa Euro w Niemczech. Różny jednak będzie odbiór ewentualnych porażek. Dla Synów Albionu byłaby to tragedia, dla Helwetów osiągnięty dobry wynik. Kto będzie górą w Dusseldorfie?

Jedni i drudzy mają na swoim koncie dwa zwycięstwa i dwa remisy. Na korzyść Szwajcarii przemawia fakt, że swój mecz 1/8 finału grali dobę wcześniej, a dodatkowo spędzili na boisku 30 minut mniej. Statystyki pokazują, że teoretycznie czas wypoczynku na poprzednim turnieju nie miał takiego wielkiego wpływu. Patrząc jednak na tempo rozgrywania meczów, a także moment sezonu – każdy dzień może być decydujący. Podobnie, jak konieczność spędzenia dłuższego czasu na boisku w kontekście dogrywki.

***

Drużyna Murata Yakina pokazała w ostatnich dwóch meczach, jak można grać z faworyzowanymi ekipami. W ostatnim meczu fazy grupowej byli przecież o krok od pokonania gospodarzy turnieju. Bramka Dana Ndoye mogła dać trzy punkty i wygraną w grupie A. Wówczas prawdopodobnie właśnie pisałbym zapowiedź meczu Niemcy – Anglia, do którego jak wiadomo może dojść tylko pod jednym warunkiem – awansu do finału obu drużyn. Szwajcarzy stracili gola w doliczonym czasie gry i trudno powiedzieć czy wyszli na tym gorzej. Teoretycznie zagrali z mocniejszym rywalem w 1/8 finału – Włosi zamiast Duńczyków – ale poradzili sobie. Teraz dostają Anglię zamiast Hiszpanii. Patrząc na dyspozycje obu drużyn, prawdopodobnie zyskali. To jednak czysta “gdybologia”, bo nadal mają do pokonania niesamowicie mocnego przeciwnika. Zresztą już trzy lata temu na turnieju rozgrywanym w całej Europie mieli podobną drogę. Wówczas w 1/8 finału pokonali Francję, czyli wtedy aktualnego mistrza świata. Teraz w tej samej rundzie wyeliminowali Włochów – obrońcę trofeum z poprzedniego Euro. Wtedy trafili na Hiszpanie w kolejnej rundzie, teraz na Anglię, zatem rozmiar kapelusza podobny.

***

Trzeba jednak przyznać, że Helwetów ogląda się z przyjemnością. Strzelili dotychczas już 7 goli, dzięki czemu w tej materii są gorsi jedynie od Hiszpanii oraz Niemców. Najpierw trzy sztuki przeciwko Węgrom, którym tak po prawdzie powinni strzelić zdecydowanie więcej. Ze Szkocją zagrali prawdopodobnie najsłabszy swój mecz, ale wycisnęli 1:1. Podobnie jak wspomniane spotkanie z Niemcami. Może nie mają jednej wiodącej gwiazdy, jak to miało miejsce chociażby w przypadku kadry Gruzji. Mają bardzo mocną i wyrównaną drużynę. W reprezentacji Polski często doświadczamy sytuacji, w której zawodnicy Barcelony, Napoli czy Juventusu mają obok siebie kolegów z klubów Ekstraklasy. Szwajcarzy nie mają tego kłopotu przeskoku poziomów wewnątrz drużyny. M.in. dzięki temu wspomniane siedem goli na turnieju miało… siedmiu różnych autorów! Ostatnio byli to Remo Freuler i Ruben Vargas, wcześniej Dan Ndoye, Xherdan Shaqiri, Kwadwo Duah, Michel Aebischer oraz Breel Embolo. W kwestii asyst są już liderzy, jak choćby Aebischer czy Freuler z dwoma decydującymi podaniami, ale nadal to pokazuje, jaka moc tkwi w zespole.

Setka Southgate’a
Eliminacjami do mundialu w Rosji rozpoczął swoją przygodę z kadrą Anglii Gareth Southgate. Na start dostał w miarę łatwy zestaw – Malta, Słowenia oraz Szkocja. Zaczął od dwóch zwycięstw i remisu, bez straty gola. Do dzisiaj na jego koncie w roli selekcjonera Synów Albionu widnieje 99 gier. Bilans oczywiście pozytywny – 62 zwycięstwa, 20 remisów i 17 porażek. Gdyby wyciągnąć średnią punktową, także byłaby imponująca – 2,08/mecz. Według wielu prowadzi najlepsze pokolenie angielskich piłkarzy od wielu dekad, ale nie przyniosło to – jak dotąd – sukcesów w postaci trofeum. Oczywiście było czwarte miejsce na mundialu w Rosji. Było także srebro podczas Euro 2020, które smakowało jak wielka porażka. Przede wszystkim rozgrywany finał na Wembley miał być idealnym miejscem, by po 55 latach od zdobycia jedynego w historii mistrzostwa świata, udało się ponownie wygrać w domu wielki turniej. Tak się nie stało, a dodatkowo Southgate został symbolem złych zmian przed rzutami karnymi. Swoje jedenastki spudłowali rezerwowi – Bukayo Saka, Jadon Sancho i Marcus Rashford, a przecież dwaj ostatni weszli w doliczonym czasie dogrywki, typowo pod serię rzutów karnych.

Ten turniej, mimo planowego awansu do 1/4 finału, trudno uznać – póki co – za sukces. Anglicy mający ogromny potencjał ofensywny i jakość indywidualną, strzelili dotychczas zaledwie cztery gole. Dwa Jude Bellingham i dwa Harry Kane. Tylko i wyłącznie błysk geniuszu dwóch największych gwiazd zdecydował, że kariera Southgate’a w roli selekcjonera trwa nadal. Nikt nie ma wątpliwości, że odpadnięcie gdzieś po drodze błyskawicznie ją by zakończyło. Zresztą kibice na Wyspach raczej są zdania, że ośmioletnia przygoda tak czy siak powinna zakończyć się po niemieckim turnieju. Z drugiej strony nastroje kibiców mocno są uzależnione od wyników. Niewykluczone zatem, że ewentualne trzy wygrane do końca na Euro sprawiłyby, że znienawidzony selekcjoner, nagle stałby się bohaterem narodowym. Wszyscy domagaliby się nie tylko pozostawienia go na stanowisku, a zapewne króla Karola błagaliby wręcz o tytuł szlachecki dla 54-latka…

Jakoś zamiast jakości
Tak póki co wygląda prześlizgiwanie się Anglików. Zaczęło się już od meczu z Serbią. Wtedy wygrali, dzięki pazerności Jude’a Bellinghama pod bramką Predraga Rajkovicia oraz… słabości Serbów. Anglia mająca wielkie gwiazdy Premier League w składzie na długie minuty cofnęła się do głębokiej defensywy. Ich kolejne dwa mecze wcale nie były lepsze. O ile remis z Danią był jeszcze do przyjęcia, o tyle bezbramkowy rezultat ze Słowenią uznano po prostu za oznakę słabej formy. Oczywiście można dodać, że Słoweńcy taki sam wynik przed chwilą osiągnęli z Portugalią w 1/8 finału, po czym doczłapali do serii rzutów karnych. Jednak trudno być zadowolonym z równania do słabej gry rywali.

Anglicy po raz kolejny fatalnie zaprezentowali się przeciwko Słowacji. Zaczęli przede wszystkim od brutalnej gry. Po kwadransie już trzech zawodników miało żółte kartki. Marc Guehi ratował Kierana Trippiera po nieudanym zagraniu, ale każdy kolejny faul był brutalniejszy. Najpierw stempel Kobbiego Mainoo, a później bezpardonowe wejście Bellinghama. Ten ostatni chyba już z zapędami gwiazdorskimi, bowiem mocno protestował wobec decyzji sędziego. Wydaje się, że jeśli w którąś ze stron było bliżej, to do ewentualnej czerwonej kartki, aniżeli puszczenia tamtej sytuacji. Synowie Albionu stracili gola po kolejnych błędach indywidualnych, a Ivan Schranz sprawił sporo kłopotu faworytom. Co prawda na początku drugiej połowy Phil Foden wyrównał, to jednak zrobił to ze spalonego. Wiele osób narzekało na brak zmian, bowiem Eberechi Eze jako drugi wszedł dopiero w 84. minucie, a Ivan Toney jako strzeci w 94. minucie. Szczęście Southgate’a i spółki polegało na błysku Bellinghama, który efektownym wolejem wykorzystał asystę Guehiego. Swoją drogą stoper Crystal Palace wykartkował się na ćwierćfinał… Warto dodać, że mogli na 1/4 finału przygotowywać się bez Bellinghama. Chodziło o jego obsceniczny gest w kierunku trybun po strzelonym golu. Sam zainteresowany tłumaczył się, że to wspólny gest wykonywany z przyjaciółmi, co UEFA przyjęła i pozostawiła gwiazdę bez kary. Ciekawe czy ktoś bez takiego nazwiska równie łagodnie zostałby potraktowany przez konfederację…

Paradoksalnie można stwierdzić, że Anglicy zakrzywili czasoprzestrzeń. Gola na 1:1 strzelili w 95. minucie podstawowego czasu gry, a ten na 2:1 – Kane po asyście Toneya – w… 91. minucie, czyli już w dogrywce. Kilkanaście minut dodatkowego czasu było chyba najlepszym okresem Anglii w tym spotkaniu. Mimo wszystko w końcówce ponownie się cofnęli, a Słowacy próbowali wyrównać. Finalnie dotoczyli się do 1/4 finału, a ich szczęście polega na tym, że po ich stronie drabinki nie ma ani Hiszpanii, ani Francji, Niemiec czy Portugalii. Z drugiej strony Szwajcaria to przecież czwarty najskuteczniejszy zespół jak dotychczas na turnieju.

***

Początek sobotniego meczu o godzinie 18:00.

Related Articles