Do oglądania tego spotkania przystąpimy albo w minorowych nastrojach po potknięciu biało-czerwonych ze Słowacją, albo wręcz przeciwnie – w euforycznych po zwycięstwie, nawet jeśli zostanie odniesione w marnym stylu. W końcu najważniejsze są punkty. A o kolejne walczyć będziemy właśnie z Hiszpanami i Szwedami, którzy swoje Euro rozpoczynają dziś o 21:00 na Estadio de La Cartuja w Sewilli.
Hiszpania to niewątpliwie faworyt grupy, choć dla wielu reprezentacja Luisa Enrique to także wielka niewiadoma. Kadra La Furia Roja przeszła w ostatnim czasie zmianę pokoleniową. Nie ma już Xaviego, Iniesty, Fabregasa, Pique. Powołania nie dostał Ramos, a Busquets wprawdzie jest, ale z powodu koronawirusa i tak nie zagra (podobnie jak Diego Llorente). Ale to nie oznacza, że na Półwyspie Iberyjskim nikt nie myśli o sukcesie. Nadzieja jest w młodości piłkarzy takich jak Dani Olmo, Ferran Torres, Pedri, a defensywa wzmocnił niechciany w reprezentacji Francji Aymeric Laporte.
Luis Enrique potrafił kiedyś odbudować potęgę FC Barcelony i wygrać z Dumą Katalonii potrójną koronę. Teraz jego rolą jest odbudowanie potęgi reprezentacji Hiszpanii. Mistrzowie Europy z 2008 i 2012 roku znów chcą znaleźć się na szczycie. Myślenie o sukcesie nie jest niczym nieuzasadnionym bajdurzeniem. Hiszpania jesienią ubiegłego roku wygrała swoją grupę Ligi Narodów, awansując do tegorocznych finałów. Szczególnie imponujący był ostatni mecz, w którym drużyna Enrique rozbiła Niemców aż 6:0! La Furia Roja bardzo dobrze spisała się także w eliminacjach Euro, tracąc tylko cztery punkty na dwóch remisach ze Skandynawami – Norwegią i Szwecją. Z kolei marcowe eliminacje MŚ Hiszpanie rozpoczęli kiepsko – od remisu z Grecją. Potem były jednak dwa zwycięstwa – z Gruzją i Kosowem. Przed turniejem zespół Enrique sparował z Portugalią (0:0) i Litwą (4:0). Wydaje się, że Hiszpanie są gotowi, by powalczyć choćby o medal. Ich atutem w fazie grupowej będzie własny stadion. Unikną podróży, a i upalny klimat w stolicy Andaluzji będzie im sprzyjał dużo bardziej niż Polakom, Słowakom czy Szwedom.
W Szwecji jak zwykle najwięcej mówiło się o Zlatanie Ibrahimoviciu. Nie tak dawno ogłosił, że wraca do reprezentacji i mimo 4 dych na karku będzie chciał na Euro 2020 pomóc Trzem Koronom w odniesieniu sukcesu. Jednak stoperzy Hiszpanii, Polski i Słowacji nie będą musieli powstrzymywać szarż Ibry. Napastnik Milanu przegrał z kontuzją, a kadra Janne Andersona w ofensywie opierać się będzie o Alexandra Isaka z Realu Sociedad i nieśmiertelnego Marcusa Berga z rosyjskiego Krasnodaru.
Szefem szwedzkiej linii obrony jest Victor Lindelof z Man Utd. W drugiej linii świeci gwiazda Emila Forsberga z RB Lipsk. W ofensywie dużo zależeć może od piłkarza Juventusu, Dejana Kulusevskiego.
Na Mistrzostwach Europy w XXI wieku Szwecja na ogół odpadała w grupie. Wyjątkiem było Euro 2004, kiedy to doszła do ćwierćfinału. Najlepszy wynik Szwedzi osiągnęli w 1992 roku, docierając aż do półfinału. Wtedy marzenia o skandynawskim finale z Danią zniweczyła Szwecji reprezentacja Niemiec. Największym sukcesem szwedzkiego futbolu po dziś dzień jest jednak finał Mundialu w 1958. Przed własną publicznością niebiesko-żółci ulegli w finale Brazylii, w której fantastycznie spisywał się bóg futbolu – Pele. Gdyby nie kontuzja dziś Szwedów do boju prowadziłby samozwańczy bóg – Ibrahimović.
Szwecja i Hiszpania to ostatnio papużki nierozłączki. Drużyny te grały ze sobą w kwalifikacjach Mistrzostw Europy, zagrają ze sobą na turnieju głównym, a jesienią walczyć będą o awans na Mistrzostwa Świata 2022.