Kluby Ekstraklasy w tym sezonie doznały prawdziwej klęski w kontekście liczby ćwierćfinalistów Pucharu Polski. Tylko trzy ekipy dotarły do 1/4 finału, czyli tyle samo, ile… drugoligowców. W środę wieczorem poznamy komplet półfinalistów tej edycji. Kogo będzie więcej tuż przed finałem?
Historia pokazuje, że triumfy teoretycznych underdogów w PP zdarzają się. Czy nadchodzi rok kolejnego? My odsyłamy do tekstu, który opowiada o właśnie takich rozstrzygnięciach na przestrzeni lat – KLIKNIJ.
Lider i wicelider Ekstraklasy – Raków oraz Legia – i nieoczekiwanie Śląsk Wrocław zameldowali się w 1/4 finału Pucharu Polski 22/23. Pozostałych ekstraklasowiczów nie ma. Niektórzy wyeliminowani w “bratobójczych” pojedynkach – jak Lech ze Śląskiem – a wiele ekip odpadło ze znacznie niżej notowanymi przeciwnikami. Dzięki temu drugoligowcy mają trzech przedstawicieli, a po jednym I oraz III liga. Jak to wygląda w praktyce? Czas przyjrzeć się ćwierćfinałom.
Wtorek, 13:00 Lechia Zielona Góra – Legia Warszawa
Jako pierwsi wyją na boisko w województwie lubuskim. Dzisiaj to jedna z klubowych pustyni w polskiej piłce. Ani jednego przedstawiciela na szczeblu centralnym, a i w III lidze nie wygląda to jakoś nadzwyczaj mocno. Lechia Zielona Góra jest w czołówce grupy trzeciej, ale raczej nikt nie typuje ich do awansu w grono drugoligowców. Po raz drugi w historii udało im się jednak awansować do 1/4 finału Pucharu Polski. Po raz pierwszy zrobili to w sezonie 1986/1987, zatem mowa o bardzo odległej historii. Jednak dokonali tego, a trudno powiedzieć, by osiągnęli to, dzięki łatwej drodze. Pokonali Podbeskidzie Bielsko-Biała, a potem dwójkę ekstraklasowiczów – Jagiellonie oraz Radomiaka. Warto dodać, że Lechia ma pewność gry u siebie aż do półfinału włącznie, o ile do niego awansuje. To spory atut, skoro wszyscy dotychczasowi przeciwnicy mieli trochę kilometrów do pokonania.
Dodatkowo spotkania w stolicy woj. lubuskiego odbywają się w dość osobliwej porze. Nie może być jednak inaczej, skoro tamtejszy stadion nie posiada oświetlenia. Co więcej, zimą było zagrożenie, że nie będą mogli u siebie rozegrać tak prestiżowego spotkania. Ostatecznie udało się obiekt dostosować do wymogów i pięć tysięcy kibiców obejrzy wtorkowe spotkanie. Lekko jednak nie będzie, bowiem najniżej notowany zespół trafia na… najbardziej utytułowany klub w kraju.
Legia Warszawa aż 19 razy wygrywała Puchar Polski i ma chrapkę na jubileuszowy triumf. Tym bardziej że strata w Ekstraklasie do Rakowa rośnie i szansę na mistrzostwo maleją. Każde trofeum będzie zatem na wagę złota. Warto dodać, że legioniści aż siedmiokrotnie zdobywali puchar w XXI wieku, ale na triumf czekają już pięć lat, co nie zdarzyło się od sezonu 2007/2008, gdy przerwali dłuższą, bo jedenastoletnią przerwę od trofeum Pucharu Polski.
Wtorek, 17:30 Pogoń Sielce – Górnik Łęczna
Jedyny ćwierćfinał, w którym nie będzie drużyny z Ekstraklasy. To oznacza, że mamy gwarancje udziału drużyny z niższych lig w półfinale. Albo będzie to drugoligowa Pogoń Siedlce, albo pierwszoligowy Górnik Łęczna. Warto dodać, że goście przyjadą do Siedlec z nowym trenerem. Po piątkowej porażce z Resovią w lidze, Marcina Prasoła zastąpił Ireneusz Mamrot. Krótko mówiąc zielono-czarni liczą na efekt nowej miotły w trudnym tygodniu. Górnik czeka najpierw spotkanie pucharowe, a w niedziele do Łęcznej przyjedzie Ruch Chorzów w ramach meczu ligowego.
Droga dla obu klubów była kompletnie inna. Górnik ma za sobą trzech przeciwników, z których każdy jest wyżej notowany. Najpierw Arka Gdynia, a potem dwie ekipy z najwyższej ligi – Korona Kielce i Piast Gliwice. Siedlczanie nie grali do tej pory z żadnym ekstraklasowiczem. W rundzie wstępnej 3:2 nad rezerwami Lecha Poznań. Potem przyszedł czas na trzech pierwszoligowców, kolejno: Chojniczanka, Chrobry oraz Resovia. Teraz czwarty przedstawiciel tej klasy rozgrywkowej na ich drodze i możliwe, że czeka ich czwarty awans. Tym bardziej że nastroje w Siedlcach dobre. Nie może być inaczej, skoro zespół pod wodzą Marka Saganowskiego spisuje się bardzo dobrze. Odkąd “Sagan” przejął zespół – 25 października – ten nie stracił gola. Rozpoczął od bezbramkowego remisu z liderem Kotwicą Kołobrzeg, by jesień zamknąć trzema wygranymi po 1:0 – Zagłębie II Lubin, Resovia oraz Polonia Warszawa. Wiosnę otworzył od efektownego 3:0 nad Garbarnią Kraków.
Środa, 17:30 KKS Kalisz – Śląsk Wrocław
Kolejna para i kolejny drugoligowiec. Kaliszanie mieli chyba najciekawszą drogę w kierunku 1/4 finału Pucharu Polski. Na początek mieli dużo farta, bowiem w rundzie wstępnej trafili na rozpadające się Wigry Suwałki. Tam 4:0, które dało mecz z Widzewem u siebie. 31 sierpnia odbył się chyba najlepszy mecz tej edycji, a nie wiadomo czy nie chodzi o najlepsze spotkanie dekady w Pucharze Polski. KKS prowadził już 3:0 po 22. minutach gry, by wypuścić zwycięstwo w doliczonym czasie, gdy Widzew doprowadził do remisu na 3:3. Dogrywka również dała mnóstwo emocji. KKS prowadził 4:3 i 5:4, ale ponownie w doliczonym czasie – 122. minuta – stracił awans. W końcu w serii jedenastek udało się pokonać rywala 4:3. Decydujące trafienie zaliczył Mateusz Gawlik, który wcześniej dwukrotnie trafiał do bramki łodzian w dogrywce, także z jedenastego metra.
Na kolejny dreszczowiec trzeba było czekać do 1/8 finału. Po drodze ograli Olimpię Elbląg 2:0, aż do Kalisza przyjechał Górnik Zabrze. Drugoligowiec prowadził 2:0, ale KSG wyrównało na 2:2. W doliczonym czasie znowu wahania nastrojów. W 92. minucie KKS miał awans, a po minucie już go stracił. Dogrywka bez goli i w karnych znowu lepsi kaliszanie. Znowu serię zakończył Mateusz Gawlik.
Warto dodać przy okazji, że ekipa z Wielkopolski posiada w swoim składzie najlepszego strzelca tej edycji. Nestor Gordillo ma już na swoim koncie pięć goli. Hiszpan strzelał dublety z Widzewem i Olimpią, a także dorzucił trafienie z Górnikiem. Goli mogło być więcej, gdyby wykorzystał rzut karny z początku meczu przeciwko elblążanom. W tym momencie ma dwa trafienia przewagi nad grupą pościgową… jedenastu piłkarzy z trzema golami na koncie.
Wrocławianie w tej edycji Pucharu Polski jeszcze nie grali w domu. Podróżują po całej Polsce. Najpierw Wysokie Mazowieckie na wschodzie, potem Poznań, a w listopadzie Nowy Sącz. To o spotkaniu z Sandecją było najgłośniej, chociaż głównie ze względów pozasportowych. Ostatecznie Śląsk wygrał, dzięki walkowerowi wlepionemu gospodarzom za samowolne zejście z boiska podczas serii rzutów karnych.
1/4 finału to już może być spory sukces dla WKS-u. W ostatnich latach odpadali często ze znacznie niżej notowanymi rywalami. Rok temu była to Bruk-Bet Termalica, dwa lata temu pierwszoligowy ŁKS, jeszcze wcześniej drugoligowy Widzew czy Miedź Legnica, a apogeum miało miejsce w 2016 roku, gdy przegrali z Bytovią 0:3! Celem oczywiście nawiązanie do sezonu 2012/2013, gdy odbył się ostatni finał Pucharu Polski w formie dwumeczu. Wtedy wrocławianie przegrali z Legią 0:2 u siebie, a wyjazdowe zwycięstwo 1:0 nie wystarczyło do trofeum.
Środa, 20:30 Motor Lublin – Raków Częstochowa
Wydaje się, że to najciekawsza ze wszystkich par 1/4 finału, chociaż także dojdzie do pojedynku drugoligowca z ekstraklasowiczem. Tyle że mowa o meczu z wieloma podtekstami. Goncalo Feio prowadzący drugoligowca z Lublina to przecież były asystent Marka Papszuna. Przez 2,5 roku pracowal z sukcesami pod Jasną Górą. Teraz razem z prezesem Pawłem Tomczykiem kierują Motorem. Warto dodać także, że właściciel lublinian, Zbigniew Jakubas, od lat przyjaźni się z Michałem Świerczewskim, twórcą potęgi Rakowa Częstochowa.
Dodatkowo “Medaliki” mogą bardzo dobrze wspominać Arenę Lublin. To na niej przecież w 2021 roku pokonali w finale Pucharu Polski Arkę Gdynia i zdobyli pierwszy tytuł w historii klubu. Rok później częstochowianie świętowali już na Narodowym, a teraz celem jest ustrzelenie “hat-tricka”, do czego droga wiedzie przez Lublin. Tyle że Raków teraz znacznie bardziej chciałby brakującego elementu w ich gablocie – mistrzostwa kraju.
Trudno jednak oczekiwać zlekceważenia drugoligowca. Zwłaszcza, że lider Ekstraklasy wie, czego może się spodziewać po swoim byłym pracowniku i jego drużynie. Motor Lublin z Goncalo Feio na ławce to kompletnie inna ekipa, niż ta, która rozpoczynała sezon. Portugalczyk zdołał wygrzebać zespół z ostatniego miejsca i wiele wskazuje na to, że ten powalczy o awans do I ligi, nawet przez baraże. Po drodze ograli za to Zagłębie Lubin i Wisłę Kraków w Pucharze Polski. Zmartwień teoretycznie być nie powinno. Jednak przez zbyt wysokie ceny biletów, nie należy spodziewać się dopingu na Arenie Lublin. Frekwencja także raczej nie powali na kolana. Pazerność lokalnych działaczy sprawiła, że zamiast święta, może wyjść wielka stypa. Na ratunek może przyjść postawa piłkarzy, którzy wielokrotnie udowodnili w tym sezonie, że lubią grać z wyżej notowanymi przeciwnikami. To jednak Raków, czyli najmocniejszy obecnie zespół w kraju.