W niedzielę dobiegła końca runda jesienna piłkarskiej Ekstraklasy 2020/21. Nie jesteśmy jeszcze na półmetku, ale 14 kolejek to chyba dostatecznie dużo, by podsumować sobie zmagania w "najlepszej lidze świata". Zachowujemy tradycyjny format blotek i asów, ale dziś w każdej z tych kategorii po pięć wyborów. Gotowi? No to jedziemy.
BLOTKI
System spadków i awansów – patrzymy na dół tabeli, wyczyny Podbeskidzia, Stali Mielec, Warty Poznań, obu Wiseł i aż ciarki przechodzą nas po plecach na samą myśl, że z ligą pożegna się co najwyżej jedna z tych ekip. Na dziś byłoby to Podbeskidzie, które ma cztery punkty straty do Warty, ale na dystansie 16 kolejek wszystko może się pozmieniać. Tak czy inaczej – beniaminki i dwie Wisły prezentowały się jesienią słabiutko. Być może w wielu klubach stwierdzono – nie bez racji – że skoro spada tylko jeden zespół, to można lekko odpuścić i niekoniecznie budować przesadnie silny i drogi zespół. Ryzyko degradacji i tak jest niewielkie. Zresztą, poważnym minusem tej sytuacji może być ewentualne bardzo szybkie rozstrzygnięcie zabawy na dole tabeli. Jeśli jeden z zespołów – np. Podbeskidzie – zacznie odstawać punktowo od pozostałych, to przez kilka tygodni możemy mieć w lidze istne "dożynki".
Podbeskidzie – skoro jesteśmy już przy Góralach, to nie sposób znaleźć dla nich miejsca w kategorii blotek. Zespół nie wzmocnił się należycie przed startem ligi, przede wszystkim jeśli chodzi o defensywę, a potem zapłacił tego słoną cenę, będąc dostarczycielem punktów i przede wszystkim goli, których w 14 meczach zespół z Bielska-Białej stracił – bagatela – 38! Szczególnie "imponujący" był finisz rundy – 0:2 ze Śląskiem, 0:4 z Lechem, 0:5 z Piastem i wreszcie 1:4 z płocką Wisłą. Przed ostatnim meczem zwolniono nawet trenera Krzysztofa Brede, którego po awansie noszono w Bielsku na rękach. Niestety, przy okazji zapomniano zatrudnić "nową miotłę" i wyjazd do Płocka zakończył się tak, jak się musiał zakończyć.
Marek Jóźwiak – były dyrektor sportowy Wisły Płock zasłynął całą furą niezrozumiałych i nieudanych transferów. Stał się wręcz postacią kultową w tym zakresie – synonimem niekompetentnego dyrektora sportowego. Stracił swoją posadę w trakcie rundy, choć nikt do końca nie wie, w jakich okolicznościach. Jóźwiak utrzymuje, że ujął się za trenerem Radosławem Sobolewskim i wolał sam odejść z Wisły, niż pozwolić na zwolnienie trenera. To dziwna teoria, bo skoro zwolniono Jóźwiaka, to chyba następnym ruchem powinno być wydrukowanie wymówienia z pracy Sobolewskiemu, a ten na swoim stanowisku pozostał… Tak czy owak – po odejściu z Wisły Jóźwiak udzielił wywiadu ekipie "Weszłopolskich", w którym wygadywał niezwykłe bzdury. Jedną z najbardziej pamiętnych było stwierdzenie, że Filip Lesniak to lepszy zawodnik niż Dominik Furman.
Janusz Filipiak – prezes Cracovii byłby świetnym prezesem, gdyby się nie odzywał. W wywiadach dla mediów ma niezwykłą zdolność kompromitowania się, co było jego udziałem w ostatnich miesiącach co najmniej kilka razy. Najgłośniej zrobiło się jednak po derbach Krakowa, podczas których Filipak ze swojej loży obrażał sędziego Daniela Stefańskiego. Potem powiedział, że nie ma zamiaru przepraszać za swoje zachowanie i zasugerował stronniczość arbitra wynikająca z sympatii jego żony, co zresztą zawarte zostało w kuriozalnym oświadczeniu "Pasów". Następnie w magazynie Liga+Extra przeprosił wszystkich, tylko nie samego sędziego. Kluczył także w sprawie obecności na trybunach osób skazanych za korupcję, a jednocześnie zarzucił spisek sędziowski przeciwko jego drużynie, a także promujący Legię – o którym rzekomo wszyscy wiedzą. I tak pan Janusz sobie gaworzy, a "włodarze" naszej piłki udają, że nic się nie dzieje. Komiczna kara od Komisji Ligi to jedno, a równie haniebne były słowa Zbigniewa Bońka, który w rozmowie z Romanem Kołtoniem powiedział, stosując pokrętną logikę, że Filipak nie naubliżał Stefańskiemu…
Lech Poznań – wicemistrzowie Polski i nasz pucharowy "rodzynek" zajmują w lidze 9. miejsce, raptem punkt przed tak wyszydzaną przez nas Wisłą Płock. Bilans 4-5-5 w zasadzie już teraz stawia Kolejorza w sytuacji, w której zdobycie tytułu byłoby cudem, a i awans do pucharów przez ligę trzeba by określić mianem sensacji. Lechici do trzeciej Pogoni Szczecin tracą 11 punktów, a do prowadzącej Legii aż 12! Miło było popatrzeć na eliminacyjne mecze Lecha, a potem także na trzy pierwsze w fazie grupowej, ale ostateczny obraz jesieni jest bardzo słaby. Ostatnie miejsce w grupie Ligi Europy i przegrana szansa na tytuł mistrzowski w lidze… Wygląda na to, że Dariusz Żuraw będzie musiał skupiać się na Pucharze Polski, traktując te rozgrywki jako największą szansę na grę Lecha w Europie…
ASY
Raków Częstochowa – trochę szkoda, że w ostatniej kolejce jesieni Raków tylko zremisował z Piastem, ale z drugiej strony był to już odrodzony Piast, który nie przegrał od dwóch miesięcy. Gdyby podopieczni Marka Papszuna zakończyli rundę zwycięstwem, byliby na czele tabeli. Tak brakuje im tylko punktu, ale nie mamy przekonania, by po zimowej przerwie częstochowianie mieli przestać punktować. Stali się rewelacją ligi nie bez przyczyny. To przykład dobrze zarządzanego klubu i mądrze budowanej drużyny, dowodzonej przez rozsądnego trenera z pomysłem. Gwiazdami ligi stali się David Tijanić, Marcin Cebula, Ivi Lopez, Tomas Petrasek czy Petr Schwarz.
Czesław Michniewicz – trzeba docenić nowego trenera Legii, który przejmował zespół po Aleksandarze Vukoviciu. Legia dość szybko weszła na właściwe tory w lidze (bo w Europie dostała oklep od Karabachu) i wygrała większość meczów. Nawet porażka na koniec ze Stalą Mielec nie zepchnęła mistrzów kraju z pozycji lidera. Michniewicz to trener z nazwiskiem, doświadczeniem, pomysłem na prowadzenie drużyny i na pewno na dziś warto pochwalić taki wybór prezesa Mioduskiego, który wcześniej stawiał raczej na mocno kontrowersyjne kandydatury.
Kacper Kozłowski – moglibyśmy pochwalić całą Pogoń Szczecin, która trochę niepostrzeżenie stała się kandydatem do medalu i gry w europejskich pucharach. Dobrą robotę trenera Kosty Runjaicia warto zauważyć, ale my szczególnie doceniamy młodego Kacpra Kozłowskiego, który stał się jednym z najlepszych młodzieżowców w lidze i mocnym kandydatem na duży zagraniczny transfer. Dopiero co skończył 17 lat, a w prawie każdym meczu Ekstraklasy pokazywał swoje umiejętności i nie zdziwimy się, jeśli niedługo sięgnie po niego jakiś europejski klub. Talent.
Tomas Pekhart – jeden z ojców sukcesu Legii jesienią. Bez niego Czesławowi Michniewiczowi także byłoby trudno znaleźć się w naszej rubryce "asy". Pekhart zdobył 13 goli i jest wyraźnym liderem klasyfikacji strzelców. Nie brakowało narzekaczy, którzy mówili, że to słaby napastnik, który bazuje tylko na swoich warunkach fizycznych, grze w powietrzu i nie wychodzi spoza "szesnastki". Może to i prawda, ale skoro na Ekstraklasę wystarcza w 100%, to trzeba doceniać, a krytykować. Pekhart stał się gwarantem goli, a Legia zaczęła grać dośrodkowaniami, czasem nawet do "porzygu".
Jesus Imaz – dla takich zawodników jest sens oglądać Ekstraklasę. Osiem goli i dwie asysty – to dorobek hiszpańskiego pomocnika Jagiellonii. Jest kreatywny, potrafi zagrywać nieszablonowo i wyróżnia go technika, co w sumie biorąc pod uwagę narodowość specjalnie nie dziwi. Jaga ma za sobą przeciętną rundę, ale stała się zespołem gwarantującym dużo bramek w swoich meczach. Za te strzelane często odpowiada właśnie Imaz, dla którego Białystok może okazać się za ciasny. Na pewno świetnie odnalazłby się w innym, bardziej ambitnym polskim klubie – np. w Lechu.