Skip to main content

Eintracht wygrał pierwsze europejskie trofeum od sezonu 1979/80. Finał miał trzech bohaterów po stronie niemieckiej, Kevina Trappa, Rafaela Borre i Sebastiana Rode. Pierwszy popisał się świetną interwencją w drugiej części dogrywki, a w rzutach karnych obronił strzał Aarona Ramseya. Drugi w sprytny sposób zdobył bramkę na 1:1, dużo pracował i wykorzystał ostatniego karnego. Trzeci grał z zabandażowaną głową po zszyciu, jak kopnął go Lundstram.

To już był historyczny finał, zanim w ogóle się zaczął. Do tej pory tylko trzy nacje tryumfowały w Lidze Europy, odkąd istnieje taka nazwa tych rozgrywek, czyli od sezonu 2009/10. Puchar podnosiły drużyny hiszpańskie, angielskie i raz FC Porto z Portugalii. Pierwszy raz w samym finale zagrała drużyna z Niemiec, choć trudno to sobie wyobrazić… podobnie było z zespołem ze Szkocji. Wiadomo było więc, że wygra ktoś świeży i nowy. Oczywiście Liga Europy jest spadkobiercą dawnego Pucharu UEFA i tam już pamiętamy niemieckie zespoły z występów w finałach. W XXI wieku były to Werder Brema oraz Borussia Dortmund. Pierwsi przegrali po dogrywce z Szachtarem, drugich załatwił szalejący wówczas Pierre van Hooijdonk. Jeżeli mowa o Szkotach, to Rangersi przegrali z Zenitem Sankt Petersburg w sezonie 2007/08, a Celtic w 2002/03 po dogrywce z FC Porto, co było początkiem wielkiej kariery Jose Mourinho.

Po pierwsze, to trzeba od razu powiedzieć, że mecz świetnie się oglądało. Eintracht stworzył więcej okazji, ale to też nie tak, że Rangersi tylko i wyłącznie się bronili. To oni zachowali więcej sił i w dogrywce byli świeżsi. Tam Kevin Trapp ratował Eintracht. O tryumfie zadecydował tylko jeden niecelny strzał w konkursie jedenastek. Aaron Ramsey, który wszedł w 117. minucie specjalnie na karne, totalnie skasztanił. Uderzył bardzo łatwo, nieprecyzyjnie i w środek. Trapp zostawił nogi i obronił jego strzał. Poza tym wszyscy wykonywali swoje karne perfekcyjnie. Alan McGregor rzucał się w dobrą stronę, ale strzały Kamady czy Kosticia były zbyt precyzyjne. Japończykowi trochę pomógł słupek, Chorwat trafił idealnie w tzw. boczną siatkę, poza zasięgiem bramkarza. Wszystko zakończył Rafael Borre i to efektownie – karnym strzelonym w samo okienko. Tam też McGregor dobrze się rzucił, ale takich strzałów po prostu obronić się nie da.

Okazji było sporo i emocji też. Nie będziemy tutaj analizować strzału po strzale, ale ogólnie ujmując, to w pierwszej i drugiej połowie Eintracht przeważał, oddając ich więcej, za to dogrywka ewidentnie należała do Rangersów. Zaczęło się od mocnego uderzenia Niemców, którzy dobrze pracowali w obronie, przejmowali piłkę i wyprowadzali błyskawiczne ataki. W samej pierwszej połowie oddali ponad 10 strzałów. Marnowali je kolejno: Kamada, Knauff, Ndicka czy Sow i Kostić. Wiele z nich było niecelnych, ale kiedy trzeba było, to na wysokości zadania stawał 40-letni McGregor, facet, który w Rangers grał jeszcze… w poprzednim wieku, bo jako junior dołączył tu w 1998 roku. Po kilku latach w Hull City – wrócił do Rangersów w 2018 roku. Nie mógł zagrać w Zenitem w 2008 roku, bo nabawił się kontuzji w meczu ligowym z Celtikiem. Bronił jeszcze w ćwierćfinałach, ale w półfinałach i finale już nie. Pech jednego jest szczęściem drugiego, bo bohaterem jedenastek w półfinale został wtedy Neil Alexander. McGregor miał szansę rewanżu po 15 latach.

Obie bramki padły dopiero w drugiej połowie, która zaczęła się od mocnych uderzeń. Groźny strzał oddał Lindstrom, który ładnie się obrócił z piłką. Po drodze był rykoszet, a McGregor nawet się nie ruszył. Wcześniej z daleka próbował też Tuta. Rangersi odpowiedzieli doskonałą okazją Ryana Kenta, a Eintracht mógł mieć rzut karny po faulu na Borre. A wszystko to w niecałe 10 minut! Wreszcie Rangersi zdobyli bramkę po fatalnym błędzie obrony Niemców. Najpierw Sow zagrał piłkę główką… do tyłu, ale miał ogromnego pecha, że akurat wywalił się Tuta. No i nieszczęście gotowe, wykorzystał to Joe Aribo bardzo pewnym strzałem po ziemi. Eintracht wyrównał 12 minut później. Kostić posłał takiego “szczura” w pole karne. Tym razem to Goldson się zamyślił, choć miał bliżej do piłki niż jego partner ze środka obrony, Bassey. Borre uprzedził właśnie Basseya, tylko wcisnął nogę i pokonał McGregora. Później nic się nie wydarzyło i mieliśmy dogrywkę.

A tam… Rangersi totalnie zaatakowali. W 90 minut nie oddali tyle strzałów, co w samej dogrywce. Byli bliscy przesądzenia losów zwycięstwa, a Eintracht tylko modlił się o karne. Trapp świetnie się spisał w kilku sytuacjach, a później były wspomniane karniaki. Specjalny szacunek dla kibiców Eintrachtu, którzy głodni sukcesu jeździli za swoim zespołem po całej Europie, a w Sevilli mogliśmy oglądać na trybunach niezwykle imponująco wyglądającą białą ścianę.

Efekt środowego triumfu Eintrachtu? W przyszłej edycji Ligi Mistrzów zobaczymy aż pięć zespołów z Bundesligi.

Related Articles