Skip to main content

Manchester United nie wygrał z Galatasaray, bo miał w bramce żenująco grającego Andre Onanę. Wygrał jednak z Kopenhagą, bo ten sam Onana obronił karnego. W wielu spotkaniach wybrania niesamowite strzały, żeby później samemu robić smród.

Andre Onana dołączył do Manchesteru United, bo miał poprawić grę drużyny na przedpolu. De Gea z tego nie słynął. Rzadko opuszczał strefę komfortu. Hiszpan to bramkarz przyspawany do linii i słupków. To powodowało, że obrona nie mogła grać w taki sposób, jak życzyłby sobie Erik ten Hag, tylko musiała pilnować głębi. Onana, słynący z odważnej gry, miał być na to lekarstwem i zaoferować zupełnie inny styl gry. Kameruńczyk rzeczywiście to robi, dzięki czemu obrona może grać wyżej. Popełnia jednak mnóstwo błędów i wcale nie gwarantuje pewności defensywie. Tych baboli jest za dużo. Mamy dopiero listopad. Za chwilę spróbujemy sobie wyliczyć duże pomyłki. No i nie starczy palców jednej ręki…

Kiedy Onana obronił rzut karny wykonywany przez Jordana Larssona w 97. minucie, to wydawało się, że wreszcie przyszedł moment przełamania. Fani Manchesteru United zauważyli postępy. W ciągu miesiąca katastrofalnych pomyłek nie notował. Przeciwnie, bo na przykład uchronił swoją drużynę od jeszcze większej kompromitacji w derbach Manchesteru, broniąc na przykład w fenomenalny sposób strzał z główki Erlinga Haalanda. Z Fulham też nie dał się pokonać, a trochę roboty miał, między innymi świetnie się ustawił, gdy próbował go pokonać Joao Palhinha. Wpuścił cztery bramki w rewanżu z Kopenhagą, jednak później zachował dwa czyste konta w Premier League – z Luton Town i z Evertonem. Więcej pracy miał na Goodison Park, ale się dobrze spisał. Okropne pomyłki, banalnie wpuszczone bramki, dziwne zachowania bramkarza – to się skończyło. Przynajmniej na miesiąc…

Kameruńczyk zaczął swoją przygodę w Manchesterze United bardzo źle. Już w przedsezonowym sparingu został przelobowany z połowy boiska przez piłkarza Lens – Floriana Sotocę. A później stał się trochę “memem”, jego kuriozalne interwencje i pomyłki stawały się nagminne. Było ich za dużo. Zaczął od znokautowania Kalajdzicia z Wolverhampton w pierwszej kolejce Premier League. Przedtem grał naprawdę dobre spotkanie, miał udane wejście w debiucie o ligowe punkty, a w końcówce znokautował przeciwnika. Katastrofalny błąd arbitrów (zostali potem odsunięci na następną kolejkę) sprawił, że nie było karnego.

Absolutną “szmatę” strzelił mu Leroy Sane na Allianz Arena. Zawodził w Champions League, bo przecież fatalnie podał do Casemiro w spotkaniu z Galatasaray. Poskutkowało to czerwoną kartką dla Brazylijczyka i karnym. Icardi spudłował, ale turecki zespół miał jeszcze kilkanaście minut gry w przewadze i ją wykorzystał. Fatalna pomyłka Onany poskutkowała porażką 2:3 na Old Trafford. W Premier League też nawalał. A jeśli nie ewidentnie, to przynajmniej było wrażenie, że w danej sytuacji mógł zachować się lepiej, pomóc, jak po golu Declana Rice’a. Był tam rykoszet od obrońcy i wina nie spada na golkipera, jednak wpadło mu w krótki róg, miał piłkę na ręce… Mathias Jensen z Brentford też nie spodziewał się, że Onana wpuści jego łatwy strzał w środek bramki po ziemi, bo akurat będzie bardzo źle ustawiony.

Demony Galatasaray wróciły. Manchester United prowadził już 2:0. Wydawało się, że nic groźnego nie może się przytrafić. Hakim Ziyech uderzył z rzutu wolnego, w którym Onana zrobił krok w stronę muru i dostał bramkę w “swój” róg. Trzeba oddać, że to był precyzyjny strzał Marokańczyka, a Galatasaray ustawiło fałszywy mur (można tak, oczywiście) i świetnie uchylił się Icardi. Onana mógł to obronić, gdyby nie ten ruch, ale to nie ewidentna bramka na jego konto. Gorszy był drugi wolny Ziyecha, bo Onana po nim praktycznie sam wturlał sobie piłkę do siatki i podłączył prąd gospodarzom. Potem dostał jeszcze jedną bramkę w plecy i awans “Czerwonym Diabłom” odjechał. Trzeba powiedzieć wprost – Kameruńczyk zawalił im mecz.

W porządku, ale dlaczego to przedziwny bramkarz? Popełnia mnóstwo błędów, ale jest problem z jednoznaczną oceną. Zdarza się, że broni świetnie, żeby w mało spodziewanym momencie popełnić jakiegoś kuriozalnego babola. Zdaje się być człowiekiem, który spowodowałby pożar, dostając do ręki dwa patyki. Ma proste pomyłki, ale trzeba mu oddać, że broni tych strzałów naprawdę dużo, często bardzo trudnych i wymagających. Manchester United wpuścił w lidze 16 bramek, a powinien przynajmniej o sześć więcej według współczynnika expected goal against. Tylko Thomas Kaminski z Luton Town i Alisson Becker z Liverpoolu ratują swoje drużyny częściej z beznadziejnych sytuacji, niż robi to Onana. Dlatego uczciwie trzeba przyznać, że to nie tylko gość od baboli. To trudny do oceny facet, który potrafi świetnie bronić, ale bardzo często coś wyciąga mu wtyczkę z gniazdka. Takich sytuacji jest za dużo. Dlatego to przedziwny bramkarz…

Related Articles