Znamy już pierwszą reprezentację, która na pewno zagra w 1/8 finału. Są to Niemcy, którzy mają na koncie sześć punktów po pokonaniu Węgrów. Niesamowitych emocji dostarczyło bałkańskie i gorące spotkanie Chorwacji z Albanią.
Chorwacja – Albania 2:2
To było jedno z najbardziej emocjonujących spotkań na tym EURO. Najprościej rzecz ujmując – pierwsza połowa należała zdecydowanie do Albanii, druga zdecydowanie do Chorwacji. Albańczycy zaczęli z animuszem. Nie dość, że świetnie się przesuwali i nie zostawiali kompletnie miejsca na rozgrywanie, to jeszcze potrafili groźnie zaatakować. Tym razem dobrze nam znany Jasir Asani popisał się asystą, a gola z główki strzelił Qazim Laci. Dominik Livaković powinien w tej sytuacji zachować się lepiej, interweniował dość nieporadnie. Albania prowadziła od 11. minuty. Chorwaci byli totalnie bezębni. W pierwszej połowie tylko Marcelo Brozović oddał jeden celny strzał – bardzo łatwy zresztą do obrony, taki z ponad 20 metrów. To pokazywało, że Chorwacja kompletnie nie umie się przecisnąć przez obronę. Dwoiła i troiła się para stoperów – Arlind Ajeti i Berat Djimsiti z Atalanty.
Wielu użytkowników mediów społecznościowych pisało o największym rozczarowaniu EURO i najsłabszej jak dotąd drużynie (trochę na wyrost, bo z Hiszpanią była po prostu dość nieskuteczna). Bliżej podwyższenia na 2:0 była Albania, ale tym razem Livaković kapitalnie obronił sam na sam z Kristjanem Asllanim. To Chorwacja była apatyczna, a Albania imponowała, oddając aż osiem uderzeń. Druga połowa to zupełnie inny obraz gry. Trener Zlatko Dalić zrobił świetne zmiany – wprowadził Mario Pasalicia, 21-letniego Lukę Sucicia z Dinama Zagrzeb, a w 69. minucie jeszcze bardzo skutecznego w La Liga Ante Budimira za bezbarwnego Bruno Petkovicia. Wszyscy trzej rozruszali i rozhulali ofensywę. Chorwaci zaczęli grać z dużą ochotą. Pasalić wygrywał główki i oddał trzy strzały, Sucić napędzał akcje ofensywne i to on strzałem spowodował gola samobójczego. Budimir miał udział przy obu trafieniach – asystował do Kramaricia, a potem wygrał pojedynek w polu karnym i wystawił piłkę Suciciowi.
Wydawało się, że Albańczycy zapłacą za zachowawczość, gdyż chcieli bronić wyniku od swojego 30. metra przez całą połowę. Nie byli nawet tak chętni na kontry. Zostali za to skarceni, lecz na koniec, gdy znów trzeba było grać w piłkę, pokazali charakter, doprowadzając do wyrównania w 95. minucie. Trafił Klaus Gjasula i wręcz oszalał. To on wpakował wcześniej samobója. Błąd w tej akcji popełnił Josko Gvardiol. Interweniował tak, że po akurat piłka wylądowała idealnie pod nogami albańskiego zawodnika, a on nie mógł tego zmarnować. Zatem mamy 2:2 po bardzo dobrym widowisku, w którym obejrzeliśmy aż 37 strzałów i sporą dramaturgię.
Niemcy – Węgry 2:0
To wcale nie był tak jednostronny mecz, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy spojrzeć na statystyki i widać, że Niemcy pozwalają przeciwnikom na dochodzenie do strzałów. Otóż Węgrzy oddali ich aż 11 z czego cztery były celne. Byli nieskuteczni. Ogólnie dla wielu Węgrów był to mecz z podtekstami, bowiem okupują ligę niemiecką. Wspomniany Sallai gra we Freiburgu, Gulcasi i Orban w RB Lipsk, Schafer w Unionie Berlin, Dartai w Herthcie. Szoboszlai też wybił się w Lipsku.
Niemcy ich wyczekali i wypunktowali. Dzięki temu zwycięstwu mają na koncie sześć punktów jako jedyni i są już pewni awansu do pucharowej fazy rozgrywek. Jako jedyny dwie bramki na koncie ma Jamal Musiala. Wbrew pozorom pierwsza część gry była bardzo wyrównana. Statystyki strzałów są identyczne – po siedem ogólnie i po trzy celne u każdej reprezentacji. Z tym, że to Niemcy od 22. minuty prowadzili po głupim błędzie Williego Orbana. Otóż był to gol rodem z Ekstraklasy. Obrońca chciał zastawić piłkę i przepchać przeciwnika, z tym, że sam się od Gundogana odbił. Gracz Barcy zachował wielką trzeźwość umysłu i prędko zagarnął piłkę, wystawiając ją do Musiali. Jeszcze nieporadnie interweniować próbowali Gulacsi i Orban. W iście ekstraklasowym stylu Niemcy uzyskali prowadzenie. Orban ogólnie grał słabo. W innej akcji dał się jak dziecko przepchnąć Havertzowi i też prawie z tego padła bramka.
A to nie tak, że Węgrzy nie mieli swoich szans. Mogli nawet prowadzić po 16 sekundach, tylko w porę zareagował Manuel Neuer i nie dał dużo czasu do namysłu Rolandowi Sallaiowi. Szoboszlai z kolei świetnie uderzył z rzutu wolnego i jak długi musiał się wyciągnąć Neuer. Jeden z Węgrów nie popisał się dobrą dobitką i sytuację trafił szlag. Jedną bramkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Węgrom anulował VAR z powodu ofsajdu. W drugiej połowie grali już jednak tylko Niemcy. Może momentami usypiająco, ale czekali na moment, który nadszedł w 67. minucie. To była bardzo ładna akcja z kilkoma podaniami. Ostatecznie dorzucił z lewej strony po ziemi Maximilian Mittelstadt, a Ilkay Gundogan zrobił to, z czego słynął w Manchesterze City i teraz w Barcelonie – był w idealnym miejscu w polu karnym. Niemcy oddali jeszcze kilka strzałów, a w końcówce Neuera uratował Joshua Kimmich, który wybił piłkę z samej linii. Wynik to 2:0 po meczu bez zbytniej historii. Niemcy nie byli już tak imponujący jak ze Szkocją, ale tyle wystarczyło.
Szkocja – Szwajcaria 1:1
Wyrównany mecz, który także możemy ocenić w dość prosty sposób – pierwsza połowa to dominacja Szwajcarii, natomiast w drugiej bardziej przycisnęli Szkoci. Przez jakieś 15 minut nic się tu nie działo. Dopiero trafienie Scotta McTominaya trochę rozruszało zabawę. Początkowo gola zaliczono jako samobója Fabianowi Scharowi, ale w tracie spotkania nastąpiła zmiana decyzji dotyczącej strzelca. To dlatego, że strzał Szkota zmierzał w bramkę. Co prawda Sommer by go obronił z łatwością, ale przeważyło to, że po prostu piłka leciała w światło bramki. Oczywiście nie byłoby wielkiego turnieju bez gola Xherdana Shaqiriego. Niziutki Szwajcar trafił już w szóstym z rzędu wielkim turnieju! To MŚ 2014, EURO 2016 (gol z Polakami), MŚ 2018, EURO 2020, MŚ 2022 oraz EURO 2024. Niesamowite, ale ma on już na koncie 10 trafień na wielkich międzynarodowych imprezach. Tutaj także zapakował tak zwane golazo w same widły.
Zaczęło się jednak niemrawo aż do momentu gola dla Szkocji. Szwajcaria przez to musiała się obudzić i stworzyła rzeczywiście kilka szans. Tę bramkową jednak wykreował… Anthony Ralston swoim fatalnym podaniem do tyłu. Dla Shaqiriego było to jak prostopadła piłka od pomocnika. Nawet się nie zastanawiał. Huknął lewą nogą pod ladę, gdzieś idealnie przy spojeniu słupka z poprzeczką. Stało się to w momencie dominacji, kiedy to Szwajcarzy mieli 72% posiadania piłki. W drugiej części gry za to Dan Ndoye świetnie się przepchnął i miał idealną szansę na 2:1 dla Szwajcarii, lecz przegrał pojedynek z Angusem Gunnem. Dopiero na powtórkach wydało się, że to golkiper świetnie interweniował. Szkoci za to zagrozili po stałym fragmencie, konkretnie po rzucie wolnym, po którym to Grant Hanley trafił w słupek. Uderzał z główki praktycznie z czterech metrów. Było niezwykle blisko.
Szwajcarzy strzelili w tym spotkaniu dwie nieuznane bramki – jedną w pierwszej połowie (już przy stanie 1:1), drugą w drugiej, ale i tak piłkę meczową na głowie miał w 89. minucie Zeki Amdouni, który wszedł na murawę ledwie trzy minuty wcześniej. Nie wykorzystał on idealnej wrzutki z rzutu wolnego. To był taki trochę mecz stałych fragmentów gry. MVP spotkania został wybrany Manuel Akanji, który trochę odbudował opinię o słabych na EURO graczach Manchesteru City (Foden, De Bruyne, Gvardiol, Bernardo). W ostatnich minutach wybił piłkę niemal z linii, gdzie czyhał Scott McTominay. 1:1 po wyrównanym meczu. Szwajcarzy mają cztery punkty i mogą już szykować się na fazę play-off. Nie ma szans, żeby nie wyszli nawet z trzeciego miejsca z tyloma punktami.