Piąty dzień kończył pierwszą kolejkę zmagań. Jeżeli ktoś zasiadł sobie przed meczem Turcja – Gruzja, to nie ma czego żałować. Widział najlepsze widowisko na tegorocznym EURO, pokaz emocji, akcji, walki z obu stron. Doskonale się to oglądało. Portugalia za to przeważała, miała dużo więcej okazji, ale finalnie wymęczyła zwycięstwo z Czechami.
Turcja – Gruzja 3:1
Na dziś to najlepszy mecz EURO. Postawa Gruzji to idealny argument dla tych, którzy uważają, że 24 zespoły zbyt dużo i lepiej było, gdy za czasów Leo Beenhakkera grało ich 16 i sam awans był wielkim prestiżem (jak np. autor tego tekstu). Gruzja nie położyła się, choć była skazywana na pożarcie. Pierwsza połowa minęła jak za pstryknięciem palców. Działo się z jednej i drugiej strony. Obejrzeliśmy błędy, piękne bramki i przede wszystkim mnóstwo akcji. Obie drużyny stworzyły w sumie aż 36 szans, padło 13 strzałów celnych i do tego jeszcze Kaan Ayhan trafił w słupek, a Giorgi Koczoraszwili w poprzeczkę. To… nadal nie wszystko. Na koniec jeszcze zagotowało się pod turecką bramką i to trzykrotnie. A wszystko zakończył gol do pustej bramki po kontrze w ostatnich sekundach.
Działo się bardzo dużo. Spróbujmy pokrótce opisać ten arcyofensywny mecz, który chłonęło się z przyjemnością. Normalnie nikt by takiego “paździerza” nie włączył, ale magia wielkiego turnieju sprawia, że Turcja – Gruzja brzmi smacznie. Po jednej stronie poszalała młodzież, a w Gruzji duże problemy sprawiał napastnik Metz – Georges Mikautadze, ale… po kolei. Mocno zaczęła Turcja. Wydawało się, że szybko skarci przeciwników. W 10. minucie wspomniany wyżej Ayhan uderzył zza pola karnego w słupek. Miał pecha, bo piłka przetoczyła się niemal po linii bramkowej. Gruzja odpowiedziała już minutę później pierwszą groźną akcją. Uderzał Anzor Mekwabiszwili. Piłka odbiła się jeszcze od jednego z defensorów i sprawiła trochę kłopotów 35-letniemu Mertowi Gunokowi.
Co chwilę atakowali to jedni, to drudzy. Worek z bramkami spektakularnie otworzył Mert Muldur z Fenerbahce, który przyładował z woleja. Odchodząca piłka była nie do wyjęcia dla Mamardaszwiliego. Piękny gol, trzeba przyznać. Dwie minuty później mogło być 2:0, lecz VAR anulował gola bardzo aktywnego w tym starcciu dzieciaka z Juventusu – Kenana Yildiza. Turcja mogła prowadzić 2:0, a kilka minut później… remisowała. Świetnym dryblingiem na skrzydle przewagę zrobił Giorgi Koczoraszwili, a w szesnastce stał Mikautadze, rewelacja Metz na wiosnę (trafił w sześciu ligowych meczach z rzędu). Na zawsze zapisał się na kartach historii gruzińskiej piłki. Zespół Willy’ego Sagnola uwierzył i miał jeszcze jedną “setkę” do przerwy, ale Mikautadze spudłował. Warto wyróżnić w tej akcji Otara Kakabadze z Cracovii, który powinien mieć asystę.
Błyszczeli inni, ale nie “czyszczony” Chwicza Kwaracchelia, który kilka razy niepotrzebnie próbował dryblingów. Po przerwie działo się tyle samo. Wydarzeniem meczu jest gol z daleka Ardy Gulera. Idealna siła i precyzja. Niesamowite, że dwie tak piękne bramki padły w jednym meczu. Turcja oddała inicjatywę, co omal nie skończyło się stratą punktów. W 70. minucie Koczoraszwili strzelił w poprzeczkę po ładnej akcji na klepkę z Mikautadze. Turkowie odgryźli się akcją zmienników – wrzucał Zeki Celik, strzelał głową Yusuf Yazici, ale na posterunku był Mamardaszwili. Końcówka to już jazda bez trzymanki. Gruzini mogli strzelić gola w 93. minucie, a później nawet dwa w 97. minucie w jednej akcji. Po kolei – najpierw było fatalne pudło z bliska, po którym aż kilku graczy złapało się za głowy, później dośrodkowanie w słupek i dobitka w tej samej akcji. Piłkę z samej bramki wybił Akaydin. Ucieszył się jak z gola. Turcja wygrała 3:1, bo w ostatniej akcji ich golkiper poszedł na rzut rożny. Sandro Altunaszwili fatalnie stracił piłkę i to przez niego Kerem Akturkoglu popędził na pustą bramkę.
3:1. Mecz – rewelacja. Piękno piłki, esencja wielkiego turnieju, godny zapamiętania i zanotowania. Żadnego dziadowania i nudy. Ależ długi opis! Taki mecz się już chyba jednak nie powtórzy.
Portugalia – Czechy 2:1
Cristiano Ronaldo nie strzelił gola, ale został rekordzistą EURO pod względem liczby rozegranych turniejów. Nikt oprócz niego nie ma ich na koncie aż sześciu. Pepe za to też pobił rekord – stał się bowiem najstaszym zawodnikiem, który wziął udział w meczu mistrzostw Europy, mając 41 lat i 113 dni. Pobił tym samym rekord Gabora Kiraly’ego, legendarnego węgierskiego golkipera, który bronił w długich siwych dresach. 24 lata temu hat-tricka z Niemcami skompletował Sergio Conceicao, a teraz bramkę na wagę trzech punktów strzelił jego syn, którego zresztą miał przyjemność trenować w FC Porto. Roberto Martinez trafił z tą zmianą, gdyż młody zawodnik wszedł na boisko dwie minuty wcześniej.
Trochę podobny scenariusz do naszego meczu z Holandią. Też underdog prowadził z faworytem, a finalnie przegrał. Czesi jednak mieli większego pecha od nas, bo stracili bramkę w 92. minucie i to w sytuacji, w której najpierw skiksował Vladimir Coufal, a później jeszcze na błocie poślizgnął się bramkarz Jindrich Stanek (mocno padało), przez co spóźnił się z interwencją i nie mógł rzucić się pod nogi Francisco Conceicao. Ten poślizg zaważył na straconej bramce.
W spotkaniu miała miejsce dużą kontrowersja. Sędzia Marco Guida popełnił błąd. To fakt. Nie przyznał rzutu wolnego dla Czechów za faul, lecz rzut od bramki dla Portugalii. Chwilę później Francisco Conceicao strzelił gola na 2:1. VAR nie mógł pomóc w sytuacji niepodyktowania rzutu wolnego, nie było możliwe w przepisach, żeby cofnąć tę akcję do tamtego momentu. To pierwszy gol na tym EURO po takim błędzie arbitra, zatem Czesi mogą czuć się pokrzywdzeni. Z drugiej jednak strony… popełnili przy golu kuriozalne błędy indywidualne.
Trzeba przyznać, że Czesi nie zasłużyli jednak aż tak bardzo na punkty, bowiem oddali tylko jeden strzał celny. W modzie na tegorocznym EURO jest ładowanie z dystansu, zatem Lukas Provod ze Slavii Praga pozazdrościł dwóm Turkom i też popisał się pięknym trafieniem w 62. minucie. Bardzo podobna akcja, jaką zrobili Rumuni, gdy strzelił Stanciu, jednak tutaj piłka wpadła w dolną część bramki. Strzał nie był aż tak piękny jak ten kapitana Rumunii, ale i tak możemy go zaliczyć do efektownych.
Portugalczycy przeważali. Może nie aż tak bardzo, ale różnica po stronie sytuacji była. Czesi raczej czekali na jeden moment, bo trudno ich chwalić za jeden niecelny strzał w pierwszych 45 minutach. Sam na sam zmarnował CR7, ale chyba w tej sytuacji i tak byłby spalony, gdyby do siatki trafił. Portugalia przeważała, atakowała, uderzała, ale nie były to nie wiadomo jak groźne szanse i wtedy… dostała niespodziewanego gonga od Czechów, którzy dotychczas niczego nie pokazywali. Szybko jednak zrobiło się 1:1 po samobóju Robina Hranaca. Pechowo nabił go interwencją własny bramkarz. Kiedy technologia wychwyciła minimalnie wysuniętą sylwetkę Cristiano Ronaldo w 87. minucie, to wydawało się, że musi tu paść remis. A jednak Czesi nie dowieźli. W 92. minucie przytrafiła im się podwójnie pechowa i opisywana już powyżej sytuacja. Tak właściwie to Czesi sami sobie strzelili te dwie bramki.