Na mistrzostwach Europy wreszcie doszło do sensacyjnego rozstrzygnięcia. Okazuje się, że Słowacja ma patent w meczach otwarcia, bo podobnie jak trzy lata temu z Polską, tak teraz wygrała, ale… z Belgią, a więc trzecią drużyną rankingu FIFA. Dużą niespodziankę sprawiła też Rumunia.
Ukraina – Rumunia 0:3
Wynik tego spotkania należy traktować jako niespodziankę. Zwłaszcza, jeśli sprawdzimy ostatnie wyniki reprezentacji Rumunii, która w sparingach remisowała z Liechtensteinem, Bułgarią czy Irlandią Północną. Przede wszystkim po tym meczu mamy poważnego kandydata na gola turnieju. Zgłosił się do niej Nicolae Stanciu, który huknął prawą nogą w samo okienko zza pola karnego w 29. minucie. Od tego momentu Rumunia uwierzyła, że jest lepszym zespołem niż całkowicie bezbarwna tego popołudnia Ukraina. Artem Dowbyk został nakryty czapką przez Radu Dragusina, który zanotował aż 10 wybić, miał dwa zablokowane strzały i 100% wygranych pojedynków. Obrońca Tottenhamu wszystkich uprzedzał i był w zasadzie wszędzie. To jeden z bohaterów tego meczu.
Antybohaterem jest Andrij Łunin, który ponosi odpowiedzialność za trafienie numer jeden i numer dwa. Przy pierwszym za krótko wybił piłkę, a przy drugim wpuścił strzał z daleka pod łokciem. Rumuni z każdą minutą się wzajemnie nakręcali i byli prawdziwym zespołem. Publiczność żywiołowo reagowała, a komentujący ten mecz Mateusz Święcicki porównywał grę Rumunów do słynnej drużyny z 1994 roku, bo momentami prezentowała taką finezję i polot. Kiedy Razvan Marin dorzucił bramkę na 3:0, już nic złego stać się nie mogło. Taki wynik utrzymał się do końca. Ukraińcy atakowali, ale raczej biernie. Jedyna godna uwagi okazja to poprzeczka po uderzeniu Romana Jaremczuka lobem. Ogólnie Ukraina bardzo mocno rozczarowała, za to Rumunia pozytywnie zaskoczyła, stąd wynik jest jaki jest.
Belgia – Słowacja 0:1
Kolejny mecz na wielkim turnieju imienia niewykorzystanych setek Romelu Lukaku. Kiedy już dwa razy trafił do siatki, to oba trafienia anulował VAR. W innych stuprocentowych sytuacjach trafiał albo w bramkarza, albo w boczną siatkę, albo dziwnie przyjmował piłkę. Brutalna statystyka – zmarnował on aż sześć tzw. wielkich szans z rzędu na turniejach – chodzi o mecz z Chorwacją na mundialu i świeży ze Słowacją. Belgom nic nie chciało wpaść, ale to też nie tak, że stworzyli jakąś niewiarygodną liczbę szans. Najgroźniejszą była ta z udziałem Johana Bakayoko. Gracz PSV miał idealną pozycję, leżącego bramkarza i pozostało mu wpakować piłkę do siatki. Nie ma łatwo! Ofiarną interwencją popisał się David Hancko, który wybił piłkę z samej linii i jeszcze przy tym nadział się na kolano kolegi z reprezentacji.
Słowacy bramkę zdobyli już w 7. minucie, ale jeszcze wcześniej pierwszą “setkę” zmarnował Lukaku, uderzając z pięciu metrów w Martina Dubravkę. Potem jeszcze piłka odbiła mu się od… tyłka i wylądowała w koszyczku bramkarza. Przy golu Słowaków wielbłąd popełnił Jeremy Doku, który zagrał niedokładnie do środka – pod nogi Ivana Schranza. Zawodnik Slavii Praga ładnie spressował i od razu pierwszym kontaktem wystawił piłkę piętką do Juraja Kucki, a później sam ten strzał dobił. Belgom próbował pomóc Dubravka, który w jednej akcji fatalnie podał pod nogi Leandro Trossarda. Słowak niezbyt dobrze gra nogami i na przedpolu, co niejednokrotnie pokazywał w Newcastle. Finalnie udało mu się zachować czyste konto.
Omal były gracz Ekstraklasy nie podwyższył na 2:0, kiedy to Juraj Kucka świetnie dograł mu z prawej strony na woleja. Lukas Haraslin, grający w przeszłości w Lechii Gdańsk, soczyście uderzył, ale na posterunku był Koen Casteels. Lukaku zmarnował kolejną “setkę” w 41. minucie, gdy źle przyjął piłkę. Słowacy się obronili i sensacyjnie wygrali, ale to też nie tak, że po jednej okazji bramkowej, bowiem stworzyli ich 10 i zaskoczyli kibiców w całej Europie.
Francja – Austria 1:0
Francja zaczęła bardzo podobnie jak Anglia – też wygrała skromnie i mało przekonująco. Austria potrafiła się odgryzać. Kibice mogli od pierwszej minuty oglądaś popisy N’Golo Kante, który przypominał tego samego wirtuoza, co na mundialu w 2018 roku. Defensywny pomocnik w jednej akcji był tzw. “last man standing” i w świetny sposób odebrał piłkę przeciwnikowi, konkretnie Wimmerowi, który pędził z kontrą i był już bardzo blisko bramki. Oprócz tego Kante popisał się też wieloma odbiorami i wygranymi pojedynkami w środku pola, m.in. aż sześć razy wygrał posiadanie piłki. To serce reprezentacji Francji. Wybiegł w pierwszym składzie w trzecim już meczu z rzędu, co wcześniej zdarzyło się w 2021 roku. Od tamtego momentu zaczął już schodzić ze sceny, ale spektakularnie na nią wrócił.
Kylian Mbappe nie zaliczy tego spotkania do udanych. Śmiało mógł strzelić dwa lub trzy gole, a powinien przynajmniej jednego. Oddał cztery strzały na bramkę Patricka Pentza, ale żaden nie trafił do siatki. To jeszcze nie cały pech Mbappe, bo skończył mecz ze złamanym nosem. Kiedy oddawał strzał w 86. minucie z główki, to uderzył twarzą w bark jednego z obrońców i zalał się krwią. Jeżeli zagra z Holandią, to prawdopodobnie zobaczymy go… w masce. Bramkę jednak zdołał wykreować. To po jego akcji, udanym dryblingu i dośrodkowaniu piłkę do swojej siatki wpakował pechowo Max Wober z Borussii Moenchengladbach. Ten gol wystarczył do zwycięstwa. Sytuacji z 55. minuty nie wypada komentować. Mbappe w sytuacji sam na sam nie trafił nawet w bramkę. Był tego wieczoru nieskuteczny. Sam zmarnował xG na poziomie 0,61. Cała Austria tyle nie miała.
W 36. minucie Austria to powinna prowadzić 1:0. Mike Maignan błyskawicznie zareagował i wygrał pojedynek sam na sam z Christophem Baumgartnerem, który sam nie wiedział, czy chce strzelić podcinką czy też obok bramkarza i finalnie nie wyszło mu ani to pierwsze, ani to drugie. To pokazuje, że Austria umiała się odgryzać. Francja Deschampsa przyzwyczaja do tego, że nie do końca chce korzystać ze swoich atutów ofensywnych i oddaje inicjatywę przeciwnikom. Było to też widoczne tutaj, bowiem to Austria wymieniła więcej podań (475:454). Skromne trafienie samobójcze jednak wystarczyło do zgarnięcia trzech oczek.