Na mistrzostwach Europy nie ma już Polski, Ukrainy czy Serbii, a jest za to… Gruzja, która pokonała sensacyjnie rezerwy Portugalii 2:0 i zameldowała się w 1/8 finału. Ten wynik w zasadzie przykrywa wszystkie trzy pozostałe mecze. W grupie E za to doszło do niecodziennej sytuacji – wszystkie zespoły skończyły z czterema punktami i ktoś musiał odpaść.
Ukraina – Belgia 0:0
Cóż, nie jest to turniej Belgów. Po raz kolejny już Romelu Lukaku zmarnował stuprocentową sytuację. Tym razem nieczysto trafił w piłkę. Ma on na koncie jedynie trzy gole anulowane przez VAR, a jeśli mowa o prawidłowych, to… ani jednego. Mecz był wyrównany, jednak z minimalnym wskazaniem na Ukrainę, która to stworzyła troszkę groźniejsze okazje. W pierwszej połowie najlepszą szansę dla podopiecznych Serhija Rebrowa mógł mieć Roman Jaremczuk, ale mając przed sobą w zasadzie już tylko bramkarza… postanowił podawać. W takim wypadku aż należało zachować się egoistycznie. Nie było z tego nawet uderzenia. Wszystkie trzy celne strzały Ukrainy były prosto w koszyk Koena Casteelsa. Zero wysiłku golkipera.
W drugiej połowie Ukraińcy gdzieś po 75. minucie zdali sobie sprawę, że w przypadku równej liczby punktów u wszystkich w tej grupie, to oni odpadną przez porażkę 0:3 z Rumunią i kiepski bilans bramkowy. Dlatego też zaczęli z trochę większym animuszem atakować. Najbliżej zaskoczenia przeciwnika był Rusłan Malinowski bezpośrednio z rzutu rożnego. Technologia goal-line musiała sprawdzić, czy aby piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Castels jednak zareagował w porę i z trudem poradził sobie z tym sprytnym uderzeniem. Belgom za to brakowało decyzyjności, głównie Yannickowi Carrasco, który dwa razy mógł dograć tak, by stworzyć przewagę, ale tego nie zrobił. Piłkę meczową miał 21-letni Heorhij Sudakow z Szachtara. Ładnie się w 91. minucie przedarł, zrobił indywidualny rajd, ale z 13 metrów uderzył za lekko i w środek. Trzech jego kolegów aż złapało się za głowy. Belgowie zagrali po prostu cienko.
Słowacja – Rumunia 1:1
Spotkanie, po którym obie strony mogą być zadowolone, gdyż żadna z nich nie odpada z turnieju. Miał być remis i był remis. W zasadzie to możemy mówić o dobrej pierwszej połowie. Później obie ekipy wiedziały, że 1:1 jest korzystne. Bo przecież nawet gdyby Ukraina strzeliła gola, to i tak wówczas na ostatnią lokatę spadłaby Belgia. Tak więc Słowacy i Rumuni wyszaleli się w pierwszych 45 minutach, a potem dali sobie spokój i postanowili odpoczywać już na 1/8 finału. Słowacy zaczęli odważnie, ale najlepszą szansę miał dobrze wypadający na tym EURO Andrei Ratiu, którego kojarzyć możemy z gry w niebieskich włosach. Przedarł się między dwoma rywalami, zagrał na klepkę i uderzył tak, że Martin Dubravka musiał się wyciągnąć.
Groźnie było też pod bramką Rumunów po dośrodkowaniu z lewego skrzydła, którego nikt nie przeciął. Słowacy objęli prowadzenie po prostym schemacie – wrzutka z gry z prawej strony i bramka z główki. Peter Pekarik (w tym roku skończy on już 38 lat) dograł do Juraja Kucki, a ten wymierzył idealną wrzutkę pomiędzy defensorów. Wykorzystał to Ondrej Duda i w kontrujący róg uderzył z główki. To kolejny gol byłego piłkarza Legii Warszawa w historii EURO, bo trafił też w 2016 roku z Walią. Rumuni wyrównali po dość kontrowersyjnym karnym, w którym to kontakt z nogą i faul Davida Hancko miał raczej miejsce poza szesnastką. Jedenastka ta wzbudziła wiele dyskusji. W każdym razie Razvan Marin pewnie pokonał Martina Dubravkę i to było na tyle w tym meczu. Drugiej połowy nie ma co nawet przywoływać, można o niej zapomnieć. Aha, no i Rumuni strzelili cztery gole w grupie, to oznacza największą liczbę od MŚ 1994, gdzie mieli ich pięć.
Gruzja – Portugalia 2:0
Największa sensacja tych mistrzostw Europy. Gruzini przystąpili do spotkania, by napisać historię piłki całego narodu i już w 2. minucie objęli prowadzenie po golu Chwiczy Kwaracchelii. Trybuny oszalały, wydzierał się i emocjonował Mateusz Borek. To z pewnością gol, do którego będziemy po latach wracać. Roberto Martinez wiedział, że jego ekipa ma już pierwsze miejsce w grupie, dlatego postanowił sprawdzić zmienników. Wystąpili: Goncalo Inacio, Danilo, fatalnie grający Antonio Silva, Joao Neves, Joao Felix, Francisco Conceicao. To wszyscy są zmiennicy takich graczy jak Bruno Fernandes, Bernardo Silva, Ruben Dias czy Joao Cancelo. No i trzeba przyznać, że ci zmiennicy ewidentnie selekcjonera rozczarowali. Niby ta Portugalia dominowała, ale ten gol strzelony przez Kwarę tylko nakręcił Gruzinów do jeszcze lepszej pracy w obronie.
Martinez i Ronaldo mieli pretensje o sytuację z 27. minuty, kiedy to wyraźnie przytrzymywany za koszulkę w polu karnym był CR7. Fani zawodnika z pewnością uznają to za jedenastkę i cóż… podstawy do jej odgwizdania były. Ogólnie jednak Portugalczycy bili głową w mur. Cristiano posłał bombę z dobrych 30 metrów z rzutu wolnego, ale na posterunku był Mamardaszwili. Swoją drogą to golkiper Gruzji obronił z Czechami 11 strzałów, natomiast z Portugalią było tych obron pięć. Gruzini blokowali, ile tylko mogli (osiem strzałów). Kwara zmarnował doskonałą okazję na 2:0, ale potem i tak kopciuszek podwyższył prowadzenie z rzutu karnego za sprawą Georgesa Mikautadze – rewelacji rundy wiosennej w Ligue 1. Kolejny błąd popełnił Antonio Silva – najpierw to on stracił piłkę na własnej połowie przy 0:1, a potem sfaulował Lukę Locziszwiliego.
Nic już do siatki Gruzji nie wpadło. Georges Mikautadze będzie do końca życia wspominał ten turniej. Ma już na koncie trzy bramki i prowadzi w klasyfikacji króla strzelców! Co więcej, to on też posłał asystę do Kwaracchelii w drugiej minucie.
Czechy – Turcja 1:2
Mecz, który ustawiła najszybsza czerwona kartka w historii EURO. Antonin Barak otrzymał ją już w 20. minucie. I to nawet nie była bezpośrednio pokazana czerwona za brutalny faul, zatrzymanie akcji sam na sam. Barak uzbierał tak szybko dwie żółte. Obie za podobne faule, kiedy dał się zrobić rywalowi, był już na straconej pozycji i faulował. Może mieć pretensje do siebie. Mimo gry w osłabieniu, to Czesi wyprowadzili bardzo groźną kontrę w 45. minucie, w której to lewy wahadłowy David Jurasek uderzył prosto w bramkarza. Mimo że sytuacja z kąta, to można ją nazwać sam na sam. Doświadczony Mert Gunok wyszedł z bramki i utrudnił sprawę Czechowi.
Turcy przeważali, bo oczywiście mieli przewagę jednego zawodnika. Już w 51. minucie powinni prowadzić, kiedy to Jindrich Stanek obronił strzał Kenana Yildiza, choć ten uderzał z siedmiu metrów. Jeszcze w tej samej akcji i tak do siatki trafił Hakan Calhanoglu, posyłając prawdziwą bombę prawą nogą w dolną część siatki. Przy próbie interwencji ucierpiał podstawowy bramkarz Stanek i musiał go zastąpić Matej Kovar. Jak przystało na młodą reprezentację, nakręciła się tylko Turcja po zdobyciu bramki i zaczęła prezentować coraz większy luz na boisku. Trwało to kilkanaście minut, aż…
Czesi niespodziewanie wyrównali, choć po sytuacji, która wzbudziła wiele dyskusji, czy aby Tomas Chory nie faulował bramkarza. Cóż, uznano, że nie i po dużym zamieszaniu na 1:1 trafił Tomas Soucek. Za analizę odpowiedzialni byli Tomasz Kwiatkowski i Bartosz Frankowski. Turcy odpowiedzieli jak w 2008 roku – golem pogrążającym Czechów w końcówce, chociaż dwa punkty naszym południowym sąsiadom i tak nic by nie dały. Musieli tu dążyć do wygranej w 10. W końcówce był juz na boisku ogrom miejsca i wykorzystał to Cenk Tosun w 94. minucie. Czy remis, czy porażka – dla Czechów to nieistotne. Pożegnali się z turniejem, mając na koncie tylko punkt wywalczony z Gruzją. W końcówce jeszcze doszło do szarpaniny. Tomas Chory dostał czerwoną kartkę, ą żółtą siedzący już na ławce Arda Guler i Tomas Soucek.