Skip to main content

Pierwszy raz na tym EURO były cztery mecze jednego dnia – najpierw dwa w naszej grupie, a później te z grupą Anglików, o których najlepiej zapomnieć. Po 18:00 działo się sporo, za to na dwa kolejne spotkania należy spuścić zasłonę milczenia. Kto nie usnął, ten zasłużył na medal.

Holandia – Austria 2:3
Austria wygrała grupę. Jeszcze raz powtórzmy – Austria wygrała grupę z Holandią i Francją. Znów zdobyła trzy bramki. Czy jej zwycięstwo z Holandią to sensacja? Na pewno nie. Jeżeli ktoś uważnie śledził postęp, jaki zrobiła za kadencji Ralfa Rangnicka, to wcale nie musi być tym faktem zaskoczony. “Oranje” w pierwszej połowie zmarnowali przynajmniej dwie rewelacyjne szanse, a może i trzy. Tijjani Reijnders nie trafił w piłkę z 11. metrów, Donyell Malen też źle trafił w piłkę, będąc w akcji sam na sam, a była jeszcze główka Memphisa Depaya, po której piłka zatrzymała się na słupku. Dziwne uderzenie, bo napastnik nie w tempo wyskoczył do dośrodkowanej piłki i ledwie ją sięgnął, a mimo to przelobował próbującego wybijać obrońcę i piłka trafiła w słupek. xG w całej połowie na poziomie 1,13, a goli brak. Ba, nawet ani jednego celnego strzału do statystyk.

Holendrzy lepiej niż do cudzej trafiali do własnej siatki, bo przegrywali 0:1 do przerwy po samobóju Malena. Dodajmy, że siódmym na tych mistrzostwach – brakuje czterech do wyrównania rekordu sprzed trzech lat. Austriacy też zmarnowali niesamowitą szansę sam na sam, którą miał Arnautović (na 2:0). Po przerwie za to jedni i drudzy byli już skuteczni. Wszystkie celne strzały wylądowały w siatce – po stronie Austrii Romano Schmida i Marcela Sabitzera, a ze strony Holandii Cody’ego Gakpo oraz Memphisa Depaya. Dla Gakpo była to druga bramka na EURO, bo pierwszą zdobył z Polską. Nie było to jednak aż tak ofensywne spotkanie, na jakie wskazuje wynik. Austriacy wychodzili trzy razy na prowadzenie. Trzeci był tym ostatnim. Bohater meczu? Marcel Sabitzer, który z ostrego kąta wpakował piłkę lewą nogą w samo okno.

Francja – Polska 1:1
Z tego spotkania zapamiętamy Kyliana Mbappe w masce i Łukasza Skorupskiego, który obronił siedem strzałów i zgarnął statuetkę dla najlepszego piłkarza meczu. Polska w pierwszej połowie grała jak równy z równym, a w drugiej spuściła z tonu i wyróżniający się wcześniej gracze poznikali. Więcej i tak po naszej stronie plusów niż minusów. Francuzi strzelali i strzelali, nasi reprezentanci próbowali się odgryzać. Obie bramki padły po rzutach karnych. Fatalnie Ousmane’a Dembele skosił Jakub Kiwior. Było to bezmyślne. Odpowiedział mu Dayot Upamecano kopnięciem w nogę Karola Świderskiego. Nasz joker (wszedł z ławki) dobrze zastawił piłkę nogą i dał się w ten sposób sfaulować. Obrońca w piłkę nie trafił, więc arbiter wskazał na wapno po obejrzeniu powtórki. Lewandowski miał z karnym duży problem, ale ostatecznie w drugim podejściu zapewnił nam remis. Więcej o tym spotkaniu w osobnym tekście TUTAJ.

Anglia – Słowenia 0:0
Umówmy się wspólnie, że druga połowa się nie odbyła i w ogóle nie istniała. Pierwszy celny strzał w tej części gry oddał Cole Palmer w 92. minucie. Poza tym był to eksperyment społeczny jednych i drugich. Pewnie prowadzono ankiety i powstaną gdzieś wyliczenia jaki procent populacji zasnął na tym arcynudnym “widowisku”. Nie przystoi w ten sposób grać Anglikom. Słoweńcy cieszyli się po ostatnim gwizdku, świętowali, wiwatowali. Osiągnęli swój cel w niesamowicie nudny sposób, będąc ekipą przeciętną, niewyróżniającą się, bez wielkiego charakteru. Identyczna sytuacja jak z Portugalią w 2016 roku – Słoweńcy przechodzą dalej po trzech remisach. To dopiero głupota systemu rozgrywek. Nie wygrać meczu, a awansować dalej… Anglików za to pożegnały gwizdy. To trzeci naprawdę rozczarowujący występ tej kadry.

Mecz niewart zapamiętania z kompletnie niczego. Jeszcze w pierwszej połowie coś tam się działo. Co prawda też niewiele, był chociażby gol ze spalonego Bukayo Saki. Podający do Saki Foden, który wcześniej otrzymał piłkę, znalazł się na ewidentnym, dwumetrowym spalonym. I to tyle. Może jeszcze strzał Fodena z wolnego, ale był on łatwo obroniony przez Oblaka oraz wrzutka Kierana Trippiera, której nikt nie przeciął. Jeśli jednak analizujemy tutaj takie półstytuacje, to oznacza tylko jedno – mieliśmy do czynienia z niebywałem paździerzem. Słoweńcy chcieli obronić 0:0 i obronili 0:0. Koniec tej opowieści. Tu nawet nie ma czego analizować. Może to, czy Gareth Southgate posadzi na ławce Bukayo Sakę i da szansę Palmerowi od pierwszej minuty.

Dania – Serbia 0:0
Ależ grupa C nas rozczarowała… powinna grać mecze trzeciej kolejki jeszcze raz za karę. Mecz był niestety tak samo nudny jak ten Anglików. Działo się tyle, co kot napłakał. Najciekawsze w tej rywalizacji jest jednak to, co decydowało o kolejności w tabeli. Trzeba było nie lada się natrudzić, żeby wyszukać punkt w regulaminie, który mówi o tym co w sytuacji, gdy oba teamy mają tyle samo punktów, zremisowały ze sobą i jeszcze posiadają identyczny bilans bramkowy oraz równą liczbę kartek. Dania awansowała dalej z drugiego miejsca, a Słowenia z trzeciego. Dlaczego tak? Otóż w  eliminacjach te kraje były nawet w tej samej grupie. Zgromadziły… tyle samo punktów. Co zatem przesądziło? Lepszy bilans bezpośredni w kwalifikacjach. Dania pokonała Słowenię 2:1 i zremisowała 1:1. Trzeba było więc grzebać po eliminacjach i bezpośrednich pojedynkach. Grubo.

W pierwszej połowie nie nudził się Predrag Rajković. Przede wszystkim w imponujący sposób obronił strzał Christiana Eriksena, wybijając piłkę na rzut rożny. Potem próbował go też pokonać Rasmus Hojlund i w drugiej połowie po uderzeniu z główki przy rzucie rożnym Jannik Vestergaard. I to by było na tyle. Serbowie grali o życie, a wyglądali na drużynę, która o tym zapomniała. Bardzo rozczarowujący występ. Grupa, w której zanotowaliśmy pięć remisów. Tylko Anglia pokonała 1:0 Serbię. Na papierze zapamiętamy ją z nudnych i rozczarowujących meczów i gola Erika Janży, którego to strzelił właśnie Duńczykom. Jeżeli oddajesz pierwsze i jedyne celne uderzenie w 92. minucie, podając Schmeichelowi w koszyk, to nie zasłużyłeś na awans. Żegnamy Serbów bez żalu. Niczego nie pokazali. Aleksandar Mitrović ma czego żałować, ale po tym drugim spotkaniu, w którym to zmarnował trzy-cztery świetne okazje. W innym wypadku z dwójki przeciętniaków Słowenia/Serbia to ci drudzy cieszyliby się z awansu.

Related Articles