To, co początkowo było tylko niewinnym żartem obróciło się o 180 stopni i zamieniło w rzeczywistość. Wojciech Szczęsny przystał na propozycję Barcelony i podpisze umowę do końca sezonu 2024/25, zastępując kontuzjowanego Marca-Andre ter Stegena.
Jeszcze kilka dni temu brzmiało to jak abstrakcja. Przecież Wojciech Szczęsny był już piłkarskim emerytem od miesiąca. Tę nowinę ogłosił bardzo niespodziewanie, bo raczej po rozwiązaniu umowy z Juventusem wszyscy przypuszczali, że poleci do Arabii Saudyjskiej na rok bądź też jakiegoś klubu tego typu. Bramkarz numer jeden reprezentacji postanowił wszystkich zaskoczyć albo i nawet zszokować i ogłosił w wieku 34 lat, że jest to jego definitywny koniec z grą w piłkę nożną, zatem ostatnim oficjalnym meczem był ten z Austrią na EURO 2024. To jednocześnie otworzyło drogę Łukaszowi Skorupskiemu do bramki reprezentacji Polski oraz całkowicie odsunęło spekulacje o angażu w Arabii Saudyjskiej.
Trzeba mieć w życiu szczęście, a to się do Szczęsnego ewidentnie uśmiechnęło. Przecież tu musiała zagrać cała sekwencja zdarzeń. Tak naprawdę powinien być jeszcze w tym sezonie bramkarzem Juventusu, tylko “Stara Dama” chciała rozwiązać z nim przedwcześnie umowę i zaoszczędzić trochę na jego pensji. Druga rzecz jest taka, że Szczęsny mógłby przecież występować w innym klubie, a jednak podjął decyzję, że to definitywny koniec. Później wreszcie przytrafiła się kontuzja Marca-Andre ter Stegena w meczu z Villarrealem, która wyklucza go na 7-8 miesięcy. Nie ma żartów z zerwanym więzadłem. Nie można w tym przypadku wrócić za szybko. To czy w takim razie Niemiec nie ma w Barcelonie zmiennika?
Otóż ma, ale Inaki Pena to nie jest ten poziom. Kiedy musiał zastępować ter Stegena w poprzednim sezonie, to grał bardzo bojaźliwie, asekuracyjnie, przyspawany do linii, bał się wychodzić z bramki i do tego nie bronił strzałów. Raczej nikogo nie przekonał wiosennymi spotkaniami, dlatego też Barcelona musiała reagować. Pojawiła się kandydatura Keylora Navasa, ale jeśli ktoś potrafił łączyć kropki, to wskazałby bardziej na Jordiego Masipa, któremu wygasła umowa z Realem Valladolid, a w przeszłości był zmiennikiem Claudio Bravo i Marca-Andre ter Stegena. On spędził w Barcelonie kilka lat. Ba, jest też wychowankiem, więc puzzle mogły łączyć się w ten sposób. Tylko, że Xavi i Deco chcieli wybadać, czy w ogóle przekonanie Wojciecha Szczęsnego wchodzi w grę i jest możliwe. No i było!
Sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie. Jeszcze kilka dni temu należało to traktować w kategoriach abstrakcyjnych. Zresztą, nawet sam Szczęsny wpisywał się w ten szyderczy ton i odpowiedział Mateuszowi Święcickiemi oraz Łukaszowi Wiśniowskiemu, że “mogą sobie zawsze pomarzyć” na te wszystkie sugestie i “pchanie” transferu. Wtedy jednak nie było jeszcze oferty Barcelony na stole. Dopiero później zrobiło się poważnie, kiedy rzeczywiście “Duma Katalonii” wyraziła zainteresowanie polskim bramkarzem i złożyła mu ofertę na trzy miliony euro brutto plus premie wynikowe do końca tego sezonu. Nastąpił obrót o 180 stopni, a sam Szczęsny wypowiedział się w hiszpańskich mediach, że rozważa ofertę, bo inaczej byłby głupcem. Do transferu namawiała go sama żona – Marina Łuczenko-Szczęsna, która polubiła cytat Mateusza Święcickiego, że Barcelonie i Realowi się nie odmawia.
25 września 2024 roku udało się wszystko załatwić. Była jeszcze kwestia Juventusu. Podobno Szczęsny miał odprawę na cztery miliony euro podzieloną na dwie części na pół (pierwszą dostał od razu) i z tej drugiej musiał zrezygnować. Fabrizio Romano, Tomasz Włodarczyk, Jose Haya z “El Chiringuito” już transfer potwierdzili i mówią, że to pewniak. Szczęsnego czekają testy medyczne i zostanie oficjalnie zaprezentowany jako nowy zawodnik Barcelony. Mieliśmy trio w Borussii Dortmund (Błaszczykowski, Piszczek, Lewandowski), trio w Sampdorii (Bereszyński, Linetty, Kownacki), trio w Lens (Buksa, Frankowski, Poręba), duet w Celtiku (Boruc, Szczęsny) i jeszcze wiele innych “polskich” zespołów, ale polska Barcelona to dopiero coś ekstra. Będzie jeszcze większy “hype” na mecze tego klubu z uwagi na dwóch Polaków. Cóż, taka szansa na zakończenie kariery spadła Wojtkowi z nieba i nie jest dziwne, że postanowił z niej skorzystać. To, że był niesłowny w tym przypadku nie jest niczym złym.