Skip to main content

Za to właśnie ludzie kochają Puchar Anglii, czyli najstarsze piłkarskie rozgrywki na świecie. W niedzielę doszło do bezprecedensowego starcia, w którym Marine AFC, ekipa z 8. poziomu ligowego podejmowała Tottenham. Przekładając to na polskie realia – zespół z B klasy mierzył się z jednym z kandydatów do mistrzostwa Polski. Choć może bardziej przemawiające do wyobraźni będzie to, że ekipa złożona z hydraulika, nauczyciela, studenta itp. stanęła w oficjalnym meczu naprzeciw niedawnego finalisty Champions League.

Marine w drodze do III rundy wygrało siedem spotkań. To więcej, niż Tottenham będzie potrzebował do ewentualnego zwycięstwa w całych rozgrywkach! To była największa różnica klas rozgrywkowych pomiędzy rywalami w historii Pucharu Anglii. Ale do rekordowego pogromu nie doszło. Tottenham do przerwy prowadził 4:0, a w drugiej połowie tego widowiska dorzucił jedną bramkę. Strzelił go zresztą najmłodszy strzelec gola dla Tottenhamu w historii i drugi najmłodszy strzelec w dziejach FA Cup – 16-letni Alfie Devine. W pierwszej połowie hat-trickiem popisał się zaś Carlos Vinicius, który przy okazji trochę… „przydzbanił”. Po pierwszym trafieniu celebrował cieszynką a’la Kylian Mbappe. Tak, piłkarz Tottenhamu strzelił gola „b-klasowej” ekipie amatorów, a cieszył się, jakby właśnie pokonał Jana Oblaka na Wanda Metropolitano i osiągnął piłkarskie himalaje. Żeby jeszcze ten gol jako tako wyglądał. Piłka zaplątała się pod nogami Brazylijczyka i szczęśliwie w ten sposób ograny został bramkarz Marine. Vinicius kierował piłkę do bramki z kilkunastu centymetrów… Podobnie wyglądał zresztą jego gol nr 2. Dopiero pieczętując hat-tricka pokazał coś więcej, poza umiejętnością trafiania do „pustaka” i byciem pustakiem.

Marine także miało swój moment chwały. Przy stanie 0:0 Neil Kengni, który na co dzień zajmuje się hydrauliką, kropnął z dystansu jak z armaty, a Joe Hartowi pomogła poprzeczka! Niewiele brakowało, a choćby przez moment ósmoligowcy prowadziliby z kandydatem do mistrzostwa Anglii. Aż trudno nie napisać: „szkoda, że tak się nie stało”.

Żałować można także, że trwa pandemia i kameralny obiekt Marine w hrabstwie Merseyside, nieopodal Liverpoolu, nie wypełnił się ponad swoje rozmiary kibicami. Zamiast tego część mieszkańców oglądała sobie mecz ze swoich posiadłości, które znajdują się rzut beretem od boiska. W tym wypadku nie był to przysłowiowy rzut beretem, a raczej dosłowny wyznacznik odległości. Jak położony jest ten stadion najlepiej pokazuje poniższe zdjęcie.
 

Furorę zrobił zresztą tweet jednego z mieszkańców, który nie mógł się nadziwić, że wygląda przez okno i widzi Garetha Bale’a biegającego tuż obok po boisku.
 

Gareth Bale zna doskonale smak wygrywania Ligi Mistrzów i bycia na piłkarskim szczycie, a w niedzielę wszedł z ławki w spotkaniu z amatorami. Tak, to jest właśnie magia Pucharu Anglii. Trener amatorów Neil Young chyba nie mógł nawet marzyć, że zmierzy się na trenerskich ławkach z Jose Mourinho, jednym z najbardziej utytułowanych trenerów w piłce. A tak się właśnie stało. Mało tego, Mourinho wziął nawet udział w klubowej loterii Marine, w której do wygrania była możliwość… poprowadzenia zespołu w przedsezonowym meczu towarzyskim. Jose nawet w wypadku wygranej, nagrody nie ma zamiaru realizować, ale jak sam stwierdził – cel był szczytny, bo chodziło o pomoc finansową dla klubu z Crosby, który przez pandemię nie mógł zarobić na biletach. Pomysłowi Anglicy wymyślili więc e-bilety i tę specyficzną loterię. Ponoć sprzedano ponad 10 tys. cegiełek.

Marine nie mieli także pieniędzy na samo zorganizowanie niedzielnego spotkania z Kogutami. Dotychczasowe mecze FA Cup kosztowały klub już ponad 100 tys. funtów. „Sąsiadom” z Merseyside pomógł finansowo były obrońca Liverpoolu Jamie Carragher. Wypada powtórzyć, że to jest właśnie magia Pucharu Anglii.

Related Articles