Skip to main content

Duńczycy pokonali w ćwierćfinale Czechów 2:1 po bramkach Thomasa Delaneya i Kaspera Dolberga. Są najbardziej niespodziewanym półfinalistą spośród wszystkich.

Fajnie powspominać, jak to w fazie grupowej na Parken w Kopenhadze była tak znakomita atmosfera, mimo że przecież nie można zapełnić 100% pojemności stadionu przez restrykcje. 23 tysiące duńskich fanów stworzyło jednak świetną otoczkę w starciach z Belgią czy Rosją i Kopenhaga to wygrane miasto tego turnieju. Po co i dlaczego organizować mecz ćwierćfinałowy w Baku? Nie wiadomo. Stadion, który przecież ma pojemność ponad 60 tysięcy osób – przywitał w drugim meczu na Euro Walijczyków i Szwajcarów frekwencją, która nie osiągnęła nawet 9000. Lepsza atmosfera jest na wiejskich dożynkach. Baku oraz Hampden Park w Glasgow to miasta, w których nie czuć było smaczku wielkiego turnieju. Wystarczy też przypomnieć cichutki mecz Szwedów z Ukrainą w Glasgow.

To nie był tak efektowny występ podopiecznych Kaspera Hjulmanda, jak w fazie grupowej z Rosją czy w 1/8 finału z Walią, gdzie wpakowali rywalom po cztery bramki. Tym razem do siatki Tomasa Vaclika udało się trafić dwukrotnie, ale zaliczka z pierwszej połowy wystarczyła. Pierwszy raz na tym turnieju to przeciwnik oddał więcej strzałów niż reprezentacja Danii, jednak ci przy wyniku 2:0 grali po prostu bardziej zachowawczo. Czechów stać było tylko na gola kontaktowego Patrika Schicka. To była jego bramka numer pięć i wyrównał wynik Cristiano Ronaldo. Od 2008 roku obowiązuje zasada, że Złoty But należy się w takim przypadku graczowi z większą liczbą asyst. Ronaldo wyprzedza więc Czecha, bo podał do Diogo Joty w meczu z Niemcami. Schick z kolei nie ma na koncie żadnej asysty.

Dla Duńczyków mecz ułożył się bardzo dobrze już w 5. minucie, bo wtedy objęli prowadzenie po strzale głową Thomasa Delaneya, który był całkowicie niepilnowany w polu karnym przy rzucie rożnym. Zawodnik Borussii Dortmund to doskonale wykorzystał. Pierwsze powtórki były mylące. Wskazywały, że tego rzutu rożnego wcale nie powinno być, bo ostatni piłki dotknął Kasper Dolberg. VAR interweniować w takiej sytuacji nie mógł, ponieważ nie jest to zgodne z przepisami. Dan Salisbury-Jones, dziennikarz ITV, pokazał jednak taką powtórkę, która rozwiała wątpliwości. Widać na niej, że piłka otarła się o dłoń czeskiego zawodnika. Rację przyznawali mu nawet duńscy kibice, którzy nie wyłapali tego podczas meczu i także twierdzili, że korner im się nie należał.

 

Po trafieniu Duńczycy ruszyli, żeby podwyższyć prowadzenie. Jeszcze przed golem Dolberga dwie sytuacje miał Damsgaard, a po jednej Delaney i Martin Braithwaite. Czesi również próbowali odpowiadać, ale to drużyna ze Skandynawii była bliżej gola na 2:0 i to się potwierdziło w 42. minucie. Na jednego z bohaterów Euro wyrósł już Joakim Maehle, czyli lewy wahadłowy Duńczyków. Potwierdził to w kolejnym spotkaniu, posyłając podanie zewnętrzną częścią stopy do Dolberga. Napastnik nie mógł tego nie wykorzystać i Duńczycy zeszli do szatni z wynikiem 2:0.

Po przerwie trener Silhavy zrobił zmiany, wprowadzając Krmencika i Jankto. Wtedy coś się zaczęło dziać pod bramką Schmeichela. Czesi wyszli mocno naładowani i grali już dużo lepiej. W jedną minutę stworzyli dwie dobre okazje zakończone strzałami celnymi, a już po trzech minutach Schick miał na koncie gola numer pięć w tym turnieju. Czeski zespół zaczął atakować i nadziewać się na kontry, jednak ani Maehle, ani dwukrotnie Yussuf Poulsen nie byli w stanie podwyższyć wyniku i "zamknąć" tego meczu. Po ostatnim gwizdku Pierre Emile Hojbjerg upadł na murawę i rozpłakał się, jak dziecko. Dania gra dalej i ich sen trwa dalej. W półfinale zmierzą się z Anglikami. Brąz już mają, a także status drużyny, która zyskała sympatię neutralnych kibiców.

Related Articles