Fani polskiej piłki wciąż mogą mieć nadzieję na udział dwóch drużyn w fazie grupowej Ligi Konferencji. Droga jednak do tego jeszcze daleka, bo przed Lechem Poznań i Rakowem Częstochowa jeszcze dwie przeszkody. Najpierw trzeba uporać się z pierwszą.
Jako pierwsi dziś zaprezentują się wicemistrzowie kraju. Piłkarze Rakowa zmierzą się ze słowackim Spartakiem Trnawa. Ten klub kojarzą szczególnie fani warszawskiej Legii, bo cztery lata temu Słowacy wyeliminowali ówczesnych mistrzów Polski już w II rundzie kwalifikacyjnej Champions League. Marek Papszun podkreślał na przedmeczowej konferencji prasowej, że słowackie kluby w ostatnich latach potrafiły ogrywać polskie i jego zdaniem szanse w tym dwumeczu są wyrównane. Kursy bukmacherskie wskazują jednak na Raków, który jest faworytem nawet dzisiejszego, wyjazdowego spotkania.
Częstochowianie weszli w sezon wyśmienicie. Wygrali Superpuchar Polski, ograli Astanę w II rundzie kwalifikacyjnej 6:0 w dwumeczu, a w dwóch spotkaniach ligowych zainkasowali komplet punktów. Pięć meczów, pięć zwycięstw, w tym cztery bez straconej bramki. W dodatku Raków nie złożył jeszcze broni na rynku transferowym. W ostatnim czasie do drużyny dołączył Szwed Gustav Berggren, a wczoraj także Bartosz Nowak z Górnika Zabrze. To być może nie koniec wzmocnień. Na Raków spływają zewsząd pochwały za mądre zarządzanie, ale najtrudniejsze przeszkody w walce o Ligę Konferencji dopiero przed wicemistrzami Polski. Jeśli uda się wyeliminować Spartak, w ostatniej rundzie przed fazą grupową na team Marka Papszuna czekać będzie wygrany z pary Panathinaikos – Slavia. Ciężary murowane.
Słowacka liga ruszyła równolegle z naszą Ekstraklasą. Po trzech kolejkach Spartak jest w środku stawki. Zaczęło się od wygranej 2:0 ze Zlata Moravce-Vrable. Następnie przyszła domowa porażka 1:2 z Banską Bystricą. W ostatni weekend Spartak zremisował 1:1 z Podbrezovą. Trzeba więc przyznać, że trzecia drużyna zeszłego sezonu w Fortuna Lidze wystartowała dość niemrawo i nie dziwi fakt, że to Raków jest postrzegany jako faworyt. Początek dzisiejszego meczu w Trnawie o 18:30.
O ile Raków jest powszechnie chwalony, o tyle na Lecha Poznań spadają gromy. Nie może być inaczej, skoro Kolejorz przegrał już Superpuchar Polski, obydwa mecze ligowe (jest ostatni w tabeli), a do tego w fatalnym stylu odpadł z Karabachem z Ligi Mistrzów. Ba, nawet po okazałym 5:0 z Dinamo Batumi, w rewanżu był tylko remis, a cenne punkty do rankingu uciekły. Trudno więc nie być pesymistą. Lech gra słabo, nowy trener wyraźnie nie opanował (jeszcze?) sytuacji, a działacze są opieszali na rynku transferowym. Opieszali, albo skąpi. Na usta cisną się żarty na temat poznańskiej skłonności do oszczędzania, albo po prostu niechęci do wydawania pieniędzy. W akcie desperacji Lech chciał ponoć sprowadzić Łukasza Sekulskiego z Wisły Płock, by zaostrzyć rywalizację w pierwszej linii. Podobno jednak i tutaj Kolejorz nie chciał wydawać za dużo, więc Nafciarze propozycję odrzucili. Wcześniej były tematu Frantiska Placha czy Damiana Kądziora – w obu Lech pokpił sprawę, a piłkarskiej jakości brakuje, co najbrutalniej obnażyli Azerowie z Karabachu, ale również rzeczona Wisła Płock czy Stal Mielec (sic).
Dlatego też, mimo że Lech powinien być murowanym faworytem dwumeczu z islandzkim Vikingurem Reykjavik, ten dwumecz budzi w polskich kibicach przede wszystkim niepokój. Rywalizacja zaczyna się dziś na Islandii. Historia uczy, że nawet kluby z tej wyspy mogą być dla polskich niewygodne. Daleko szukać nie trzeba – w 2014 roku Lech Poznań przegrał dwumecz z islandzkim Stjarnan, drużyną, która wówczas słynęła głównie z zabawnym cieszynek po zdobytych golach. Potem słynęła jeszcze z pokonania podopiecznych Mariusza Rumaka. Choć między bogiem a prawdą pokonywanie polskich ekip to żaden powód do sławy i chwały. Udawało się nawet Luksemburczykom.
Liga na Islandii w pełni. Po 15. kolejkach Vikingur jest wiceliderem. Ma wprawdzie jeden mecz rozegrany mniej, ale i pokaźną stratę 9 punktów do prowadzącego Breidablik. W ostatni weekend piłkarze ze stolicy Islandii zremisowali 2:2… ze Stjarnan. Start dzisiejszego meczu z Lechem o 20:45. Chcemy wierzyć, że nie ma się czego bać, ale życie uczy pokory.