
Po wczorajszej, niespodziewanej porażce Chelsea z Arsenalem, sytuacja w Premier League jest jeszcze dość ciekawa. Liverpool na pewno nie złożył broni i chce powalczyć o udział w Lidze Mistrzów w sezonie 2021/22. Wciąż jednak wszystko w swoich rękach mają The Blues, a The Reds nie dość, że muszą liczyć na co najmniej jednak wpadkę konkurentów, to sami muszą pościg rozpocząć zwycięstwem na Old Trafford. Dziś zaległa Święta Wojna – półtora tygodnia temu pierwsze podejście storpedowali fani Czerwonych Diabłów, którzy protestując przeciwko włodarzom klubu, wtargnęli sobie na stadion, łamiąc tym samym protokół sanitarny.
Wywołało to wielki problem, bo literalnie nie było terminu na rozegranie tej zaległości. Sternicy Premier League musieli stanąć na rzęsach, by wcisnąć mecz Man Utd – Liverpool kolanem do terminarza. Ostatecznie Czerwone Diabły grały w niedzielę z Aston Villą, we wtorek z Leicester, a dziś grają z Liverpoolem. Było zatem dość oczywiste, że Ole Gunnar Solskjaer ulgowo potraktuje drugi mecz, wystawiając na starcie z Lisami nieco rezerwowy skład. Tak też się stało, a team Brendana Rodgersa nie omieszkał wykorzystać sprzyjających okoliczności. Po tej wygranej Leicester odzyskało 3. miejsce w lidze i na 99% zagra w przyszłym sezonie Ligi Mistrzów.
Tym samym kibice Manchesteru United mocno wpłynęli na walkę o TOP 4. Gdyby Czerwone Diabły zagrały z Leicester w pełnym składzie, rezultat mógł być zupełnie inny. Liverpool mógł mieć Lisy na widelcu. Gdyby nie przysługa ze strony Arsenalu, podopieczni Jurgena Kloppa graliby dziś praktycznie o pietruszkę, bo liczenie na aż dwie wpadki Chelsea w końcówce sezonu wydawało się liczeniem na cud.
Manchester United przegrywając we wtorek z Leicester stracił definitywnie matematyczne szanse na przegonienie sąsiadów zza miedzy. The Citizens zostali mistrzami Anglii już po raz trzeci za kadencji Pepa Guardioli. United prawdopodobnie skończą sezon jako wicemistrzowie, bo mało prawdopodobny jest scenariusz, w którym wyprzedzi ich Leicester. Lisom pozostały już dwa mecze, a Man Utd ma do rozegrania aż trzy, a do tego aż cztery punkty zapasu i lepszy bilans bramkowy. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku w tabeli Premier League rządzić będzie Manchester.
Stracona szansa na tytuł nie powinna jednak doprowadzić do nonszalanckiej postawy gospodarzy w dzisiejszym meczu. Starcia z Liverpoolem to bowiem coś więcej niż typowe spotkania o trzy punkty. Nie bez przyczyny mówi się o Świętej Wojnie albo Bitwie o Anglię. Mierzą się ze sobą dwie najbardziej utytułowane siły angielskiego futbolu. Dwa kluby, których kibice nie darzą się sympatią. Dwaj giganci. Jeśli Red Devils mogą zaszkodzić liverpoolczykom w ich staraniach o Ligę Mistrzów, to z pewnością zechcą to zrobić.
W tym sezonie drużyny te mierzyły się ze sobą już dwa razy. W lidze, jak w wielu innych meczach pomiędzy Big Six, padł bezbramkowy remis. Gole obejrzeliśmy za to w pucharowym pojedynku. Manchester United pokonał Liverpool 3:2, ale potem pożegnał się z nadziejami na FA Cup, przegrywając w ćwierćfinale z Leicester. Dziś bezbramkowy remis raczej przydarzyć się nie powinien – Liverpool jest bardzo zmotywowany, by przedłużyć swoje nadzieje na czołową czwórkę. Podopieczni Kloppa muszą włączyć tryb rock’n’roll, który zaprowadził ich do wielu sukcesów w ostatnich sezonach.