Skip to main content

W sobotę o 13:30 27. kolejkę Premier League rozpocznie największy szlagier tej kolejki, derby północnego Londynu między Tottenhamem a Arsenalem. W listopadzie na The Emirates górą byli gospodarze. Teraz starcie rewanżowe na Wembley, gdzie akurat Kanonierom zwykle gra się całkiem dobrze. W ostatnim czasie podopieczni Arsene’a Wengera wygrali tam Puchar Anglii, a także mecz o Tarczę Wspólnoty. W lutym Wembley może stać się ich „drugim domem”, bo poza sobotnią konfrontacją przeciwko Tottenhamowi, Arsenal 25 lutego zagra tu także finał Carabao Cup z Manchesterem City.

Zostańmy na chwilę przy ekipie Wengera. Zima nie była spokojnym okresem dla klubu z Emirates Stadium. Odpadnięcie z Pucharu Anglii i seria słabych wyników w lidze (porażki m.in. z Bournemouth czy Swansea) znów mocno zaniepokoiły fanów zespołów, wśród których nie brakuje wyznawców opinii, że czas Wengera w klubie z północnego Londynu dobiegł końca. Dodatkowo Arsenal dość mocno zamieszał w swojej kadrze. Nic nie wyszło z przenosin Alexisa Sancheza do Manchesteru City, ale Chilijczyk był zdeterminowany by przed końcem kontraktu opuścić Arsenal – wybrał więc ofertę Manchesteru United. Kanonierzy dogadali się z klubem z Old Trafford na wymianę, na mocy której do Londynu trafił Henrikh Mkhitaryan, który stracił ostatnio zaufanie Jose Mourinho. Transakcja korzystna dla wszystkich stron nie była jedyną ważną roszadą Arsenalu. Z klubu odeszli także Theo Walcott, Mathieu Debuchy, Francis Coquelin i wreszcie Olivier Giroud. Ten ostatnio rzutem na taśmę, po tym jak Arsenalowi udało się sfinalizować negocjacje z Borussią Dortmund odnośnie transferu Pierre-Emericka Aubameyanga, króla strzelców Bundesligi 2016/17.

Gabończyk przywitał się z kibicami na The Emirates bardzo udanie – zdobył jedną z bramek w wygranym 5:1 meczu z Evertonem. Z kolei Mkhitaryan zaliczył trzy asysty, czyli zrobił to, do czego ma największe predyspozycje. Czy popis The Gunners w spotkaniu z Evertonem był jedynie przebłyskiem, o którym za chwilę wszyscy zapomną czy może nowe ofensywny tryby szybko zaczęły pracować jak należy? To główne pytanie przed sobotnimi derbami na Wembley.

Co istotne, starcie Tottenhamu z Arsenalem to mecz dwóch drużyn znajdujących się aktualnie poza czołową czwórką ligi. Nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać, że dla najsilniejszych drużyn Premier League zajęcie na koniec sezonu miejsca w TOP 4 to cel sam w sobie, bowiem jest to gwarancja udziału w Lidze Mistrzów – wielki prestiż i wielkie pieniądze. Arsenal jest w znacznie gorszym położeniu – traci 4 punkty do Tottenhamu, a do czwartej Chelsea pięć. To oczywiście różnica jak najbardziej do zniwelowania na dystansie dwunastu kolejek, ale podopieczni Wengera muszą zacząć dużo lepiej punktować na wyjazdach. W tabeli meczów w delegacji Arsenal zajmuje dopiero 9. miejsce w lidze! Bilans 3-4-6 to dla zespołu z takimi aspiracjami istna katastrofa. W sobotę ten bilans może się jeszcze pogorszyć, ale może się też okazać, że faktycznie na Wembley Kanonierzy czują się jak w domu.

Tottenham nie ma ostatnio większych powodów do niepokoju. W lidze podopieczni Mauricio Pochettino ostatni mecz przegrali 16 grudnia, ulegając Manchesterowi City 1:4. Była to zresztą w ogóle ostatnia porażka Kogutów na długo. Ostatnio ekipa The Lilywhites rozegrała dwa trudne mecze w lidze – pokonała 2:0 Manchester United i zremisowała 2:2 z Liverpoolem po szalonej końcówce, w której Harry Kane najpierw zmarnował rzut karny, a następnie wykorzystał kolejny. Po drodze Liverpool za sprawą drugiej bramki w tym meczu Salaha wyszedł na prowadzenie 2:1. Tak czy inaczej – Spurs udało się zachować status niepokonanej od 16 grudnia drużyny i wygląda na to, że porównując ostatnią formę rywali z północnego Londynu, plusik należy postawić właśnie przy Tottenhamie.

North London Derby – sprawdź kursy

Related Articles