Skip to main content

Arsenal rozpoczynał sezon 22/23 jako jeden z kandydatów do gry o TOP 4. Kanonierzy Ligi Mistrzów nie oglądali już od sześciu sezonów. Dziś nikt nie wyobraża sobie, że hymn Champions League nie wróci na The Emirates od rozgrywek 23/24. Dziś coraz więcej osób wyobraża sobie mistrzostwo Anglii dla ekipy Mikela Artety. Wieczorem The Gunners zagrają bardzo ważny mecz z Newcastle.

Newcastle to bowiem jedna z rewelacji tego sezonu. Wszyscy wiedzą, jak duże pieniądze stoją za tym projektem, ale jeśli ktoś spodziewał się potężnych transferów po 100 i więcej milionów funtów, to póki co może czuć się rozczarowany. Newcastle wzmacnia się, ale robi to mądrze i systematycznie, a nie zwożąc piłkarzy wywrotkami. W efekcie rozsądnie budowana drużyna rzuciła w tym sezonie wyzwanie najlepszym. Na dziś zajmuje 3. miejsce w tabeli i odważnie rozpycha się w łokciami w kolejce do Ligi Mistrzów, wyrzucając z niej m.in. Liverpool czy Chelsea.

W tej samej kolejce na pierwszym miejscu jest Arsenal. I właśnie dlatego trzeba mówić, że to już nie kolejka wyłącznie do bram piłkarskiego raju, ale również do wygrania Premier League. Po ostatniej kolejce przewaga Kanonierów nad drugim Manchesterem City wzrosła do 7 punktów, a nad trzecim Newcastle do 9. Kontrkandydaci gubią punkty, a fani drużyny z północnego Londynu mogą zacierać ręce. Wczoraj kolejka nr 18 rozpoczęła się od porażki Liverpoolu, ale prawdę mówiąc to dla Arsenalu już mało istotne – The Reds mają aż 15 punktów mniej. Trudno sądzić, że w drugiej rundzie zniwelują taką stratę.

Szczególnie, że Arsenal nie wygląda na przypadkowego lidera. Pal licho przewagę punktową. Drużyna Artety wychodząc na boisko wie, co ma robić. Od początku chce narzucić swoje warunki gry i nawet gdy po drodze przytrafiają się jakieś przygody, to i tak konsekwentnie młoda drużyna z Emirates Stadium dąży do strzelania goli. Doskonałym przykładem tego był niedawny mecz z West Hamem, w którym przeważający Arsenal stracił gola po rzucie karnym. Wydawało się, że to może zbić lidera tabeli z pantałyku, ale tak się absolutnie nie stało. Gospodarze nadal cisnęli przeciwnika i finalnie wycisnęli trzy gole. Tak gra potencjalny mistrz.

To wszystko dzieje się, pomimo kontuzji Gabriela Jesusa. To on miał być najważniejszym wzmocnieniem The Gunners w letnim okienku transferowym. I początek sezonu Brazylijczyk faktycznie miał wyśmienity. Potem nieco obniżył loty, a teraz wypadł z gry na wiele tygodni. Wróci, gdy kampania będzie wchodziła w decydującą fazę. Jednak absencji Jesusa po prostu nie widać. Dobrze zastępuje go Eddie Nketiah, a przede wszystkim atutem Arsenalu jest równomierne rozkładanie akcentów w ofensywie. Swoje dokładają Martin Ødegaard, Bukayo Saka, Gabriel Martinelli czy rzeczony Nketiah.

Nadmierny triumfalizm może jednak zgubić Arsenal. Przyzwyczajeni do licznych upokorzeń kibice Kanonierów zapewne tonują nastroje. Pamiętają choćby sezon ubiegły, gdy na finiszu rozgrywek wydawało się, że 4. miejsce jest niemal zaklepane. Tymczasem najpierw Tottenham zniwelował część strat, wygrywając North London Derby 3:0, a następnie Arsenal przegrał… z Newcastle 0:2. Do ostatniej kolejki rozgrywek drużyna Artety przystępowała już na 5. miejscu. I tak też skończyła. A zatem dziś londyńczycy mają też do wyrównania rachunki ze Srokami.

Generalnie historia starć obu ekip wyraźnie przemawia za Arsenalem, który u siebie wygrał 11 ostatnich pojedynków z Newcastle. Eddie Howe, menadżer zespołu z St James’ Park nie musi jednak się tym przejmować, bo każdy mecz to nowe rozdanie, a Newcastle jest niepokonane w lidze od… 31 sierpnia, kiedy to lepszy okazał się Liverpool. Od tamtej pory Srokom przydarzyły się cztery remisy, a wszystkie pozostałe mecze to zwycięstwa.

Wspomnieliśmy o kontuzji Gabriela Jesusa, ale w podobnej sytuacji jest Newcastle. Alexander Isak to był transfer „last minute”. Ledwo zadomowił się w szatni nowej drużyny, a już wypadł przez kontuzję. Ponoć Szwed jest już bliski powrotu na boisko, ale dziś wieczorem w meczu z liderem tabeli go nie zobaczymy.

Newcastle potknęło się ostatnio na Leeds, remisując 0:0, ale w trzech ostatnich spotkaniach Premier League drużyna Srok nie zaznała smaku straconego gola. To wyzwanie dla kreatywnej ofensywy Arsenalu. Początek tego arcyciekawego meczu dziś o 20:45.

Related Articles