
Manchester United przegrał na King Power Stadium 2:4 i pozostawił po sobie kiepskie wrażenie. "Czerwone Diabły" wpadły w kryzys i znów wrócił temat zwolnienia Ole Gunnara Solskjaera. Pojawiają się informacje, że ma 100% poparcia zarządu, ale trudno w to całkowicie uwierzyć…
Ostatnie siedem spotkań Manchesteru United wygląda następująco – cztery (!) porażki, konkretnie z Leicester na wyjeździe, Aston Villą u siebie, Young Boys w Champions League oraz West Hamem w Pucharze Ligi. Do tego dochodzi jeszcze remis z Evertonem na Old Trafford oraz dwa cudem przepchnięte zwycięstwa – w lidze z West Hamem, kiedy David De Gea obronił rzut karny Marka Noble'a w 95. minucie, a także w Champions League z Villarrealem, gdzie w tej samej minucie o trzech punktach przesądził Cristiano Ronaldo. Wcześniej Hiszpanie w pełni zdominowali wicemistrzów Anglii, mieli kilka świetnych okazji, ale nie potrafili pokonać De Gei. Wyraźnie widać, że coś jest po prostu nie tak.
Dopóki szło, to szło. Ole Gunnar Solskjaer miał spokój. Tym razem nie dość, że United ma słabiutki bilans w ostatnich spotkaniach, to przed nimi prawdziwa terminarzowa katorga. Bardzo ceniony dziennikarz David Ornstein z renomowanego serwisu "The Athletic" informuje, że Norweg ma wielki kredyt zaufania i pełne poparcie zarządu, więc nie musi się martwić zwolnieniem. Z tym, że to jest perspektywa na dzień 17 października. Spójrzmy, co czeka United w najbliższych kolejkach, bo są to olbrzymie ciężary: mecz u siebie z Atalantą w Lidze Mistrzów, Wielkie Derby Anglii z Liverpoolem w lidze (u siebie), ligowy wyjazd do Londynu na mecz z Tottenhamem, grupowy rewanż z Atalantą, derby Manchesteru u siebie, później chwila oddechu na mecz z Watfordem i znów młócka – Villarreal, Chelsea i Arsenal. Takiej próby nerwów Norweg jeszcze nie miał.
Dziennikarze już rozpisują wypowiedź Paula Pogby na czynniki pierwsze, doszukując się w osobie Norwega kiepskiego taktyka. Oto jak brzmiała na gorąco: – Od dłuższego czasu gramy tego rodzaju mecze i nie znaleźliśmy problemu. Straciliśmy łatwe i głupie gole. Nie wiem, czy to chodzi o sposób myślenia graczy? Musimy coś zmienić. Znaleźć mentalność i taktykę, żeby wygrywać. Musimy przekuć indywidualności w zespół i to naprawić. Jeśli chodzi o Solskjaera, to cenić w nim należy na pewno szczerość, bo przyznał wprost, że takie mecze nie przystoją na poziomie Premier League, Leicester było zdecydowanie lepsze, a on porażkę bierze na siebie, skoro zespół stracił cztery gole, a do tego De Gea był najlepszym piłkarzem w drużynie.
Mecz z Leicester miał szaloną końcówkę. W 77. minucie było jeszcze 1:1 po kapitalnych trafieniach Masona Greenwooda i Youriego Tielemansa. I od tego momentu padły jeszcze cztery bramki – trzy dla Leicester, a tylko jedna dla United. Kiedy Rashford wyrównał na 2:2, to "Lisy" bodajże kilka sekund po wznowieniu gry znów wygrywały. Odpowiedź była więcej niż błyskawiczna. Gola w doliczonym czasie dołożył jeszcze Patson Daka, zostając pierwszym w historii Zambijczykiem, któremu udała się ta sztuka w Premier League. W meczu Southampton z Leeds bramkę zdobył Armando Broja, zostając z kolei pierwszym strzelcem z Albanii. Ci dwaj zawodnicy sprawili, że reprezentanci 99 krajów (oprócz tych z Wielkiej Brytanii) zdobyli już bramkę w Premier League.