Skip to main content

Wtorkowe mecze reprezentacji narodowych zapamiętamy przede wszystkim z haniebnego występu naszych Orłów w Kiszyniowie. Ale był to również ostatni dzień piłkarskiego sezonu 22/23. Wszystko, co miało zostać rozegrane, rozegrane zostało. To dobry moment, by przeanalizować sobie, kto za kilka miesięcy zgarnie najbardziej prestiżową indywidualną nagrodę, czyli Złotą Piłkę.

Przypomnijmy w tym miejscu, że Złota Piłka przestała być nagrodą za rok kalendarzowy, a od roku jest przyznawana za sezon. Właśnie w takiej formule rok temu nagrodzony został Karim Benzema. Francuz sukcesu nie powtórzy, bo za nim dużo słabsza kampania. A zatem, kto będzie cieszył się tym wyróżnieniem? Czy jest to sprawa tak oczywista, jak wydawała się 18 grudnia?

FAWORYT JEST TYLKO JEDEN
Cóż, nie ma żadnych wątpliwości – faworyt jest oczywisty. Leo Messi może za kilka miesięcy zdobyć swoją ósmą Złotą Piłkę. Argentyńczyk na swoim piątym mundialu w karierze wreszcie dopiął swego. Brakującą perłą w jego koronie były właśnie Mistrzostwa Świata. W 2014 było blisko, ale w finale lepsi okazali się Niemcy. Turniej w Katarze był prawdopodobnie ostatnią szansą, by wejść do panteonu najwybitniejszych piłkarzy na świecie i raz na zawsze skończyć dywagacje na temat futbolowego GOAT-a.

Messi w Katarze zagrał olśniewająco i nie bez kozery po raz drugi w karierze otrzymał nagrodę dla MVP turnieju. Momentami był wybitny. Te momenty to choćby zwycięski gol z Meksykiem, niesamowita asysta w ćwierćfinale z Holandią, fantastyczna akcja i ośmieszenie Gvardiola w półfinale z Chorwacją i magiczne dotknięcie w finałowym meczu, gdy zawiązywała się kontra na 2:0. Skończył turniej z 7 golami i 3 asystami. Wśród strzelców pokonał go tylko Kylian Mbappe, który trafiał do bramki rywali aż ośmiokrotnie. Jednak tym razem to nie Mbappe podniósł Puchar Świata, a po raz pierwszy dokonał tego Leo.

Jego klubowa kariera już dawno była spełniona i naznaczona wieloma trofeami, wieloma rekordami i ogromnym splendorem. Magia, którą sprzedawał na boisku szła w parze z regularnością. Przez półtorej dekady nie spuszczał z tonu i wykręcał szalone liczby. W pewnym momencie stały się rutyną. Tam gdzie Leo miał swą podłogę, tam niemal cała reszta miała swój sufit. Ale wciąż pozostawał brak sukcesów z kadrą.

Jednak na ostatnim etapie tej kariery udało się wygrać Copa America i przede wszystkim mundial, czyli bezdyskusyjnie najważniejszą imprezę tego sezonu. Messi został MVP turnieju. Chyba naprawdę nie trzeba tłumaczyć dłużej, dlaczego jest faworytem nr 1 do wygrania Złotej Piłki.

A w klubie? 16 goli i drugie tyle asyst dla PSG to naprawdę zacny wynik, poparty zdobyciem mistrzostwa kraju. W Lidze Mistrzów było ciut gorzej – 4 gole i 4 asysty w grupie, ale potem szybkie odpadnięcie po dwumeczu z Bayernem. Paryżanie nie strzelili przez 180 minut ani jednego gola, a Messi cieniował. Zresztą, po zwycięskim mundialu ani przez moment nie wyglądał na gościa, który będzie wypruwał sobie żyły za PSG. Dużo lepiej wyglądał w jesiennych meczach. Nie zmienia to faktu, że został mistrzem kraju i zajął 2. miejsce w klasyfikacji kanadyjskiej Ligue 1, przegrywając tylko z Mbappe.

ŁOWCA REKORDÓW I PROBLEM NARODOWOŚCI
Messi i Cristiano Ronaldo w XXI wieku wykręcali szalone wręcz liczby, ustanawiali nieziemskie rekordy i ścigali się ze sobą, na nowo definiując futbol. Wydawało się, że gdy zejdą z wielkiej sceny, nastanie pustka. Ale chyba tak nie będzie. Ba, patrząc na to, co wyrabia Erling Haaland, można zaryzykować, że kilka rekordów Argentyńczyka i Portugalczyka zostanie wymazanych. Norweg w swoim pierwszym sezonie w Premier League wymazał właśnie rekord największej liczby goli w jednej kampanii. Sieknął 36 sztuk, dorzucając 8 asyst. Niejako przy okazji został też królem strzelców Champions League, gdzie zdobył 12 bramek, z czego 5 w jednym meczu z RB Lipsk.

Z Manchesterem City Haaland wygrał wszystko, co miał do wygrania, a w dodatku okrasił to statuetkami dla najlepszego strzelca. Gdyby to nie był sezon mundialowy, Złotą Piłkę miałby w kieszeni. Ale to był sezon wielkiego turnieju, a w jego czasie Haaland mógł sobie odpoczywać i oglądać piłkę w TV. Norwegia nie awansowała na MŚ. Zresztą, pewnie gdyby nawet znalazła się w tym gronie, to nie zawojowałaby imprezy. Haaland może w ciągu swojej kariery, która tak naprawdę dopiero się zaczyna, wykręcić niewyobrażalne zdobycze bramkowe, ale będzie mu piekielnie trudno zaistnieć na arenie piłki międzynarodowej. Messi potrzebował pięciu mundiali, by potwierdzić swoją wielkość. Haaland potrzebuje chyba po prostu innego paszportu…

Tym samym norweski cyborg najpewniej na pierwszą w karierze Złotą Piłkę jeszcze sobie poczeka. Być może tylko rok…

KANDYDAT LAST MINUTE
Potrójna korona Manchesteru City siłą rzeczy kreuje kandydatów właśnie z Eithad Stadium. Tym najbardziej oczywistym jest Haaland, ale w ostatniej chwili wyrósł jeszcze jeden mocny kandydat. Rodri. Hiszpański pomocnik zdobył jedyną bramkę w finale Champions League i został wybrany MVP tego meczu. Następnie sięgnął po zwycięstwo w Lidze Narodów, gdzie również zgarnął tytuł najbardziej wartościowego piłkarza turnieju. Generalnie Rodri był w tym sezonie świetny. Wykonywał kapitalną pracę w drugiej linii The Citizens, a przy okazji strzelał gole i notował asysty – często w szalenie ważnych momentach.

Problemem Haalanda jest narodowość, problemem Rodriego jego pozycja. Złota Piłka dla defensywnego pomocnika? Czy ktoś kupuje bilety na mecz, by oglądać Rodriego? Warto docenić wspaniały sezon tego gracza i chyba byłoby całkiem sprawiedliwe, gdyby znalazł się na podium plebiscytu, jednak o wygranej nie ma co marzyć.

PIŁKARZ SPEŁNIONY
Niektórzy traktują plebiscyt Złotej Piłki trochę jak działania matematyczne. Zwycięzca ma się pojawić ze wzoru lub jakiegoś algorytmu. Gdyby taki był oparty o wygranie dwóch najważniejszych trofeów w danym sezonie, to murowanym faworytem Złotej Piłki 22/23 byłby Julian Alvarez. Mistrz świata z Argentyną, triumfator Ligi Mistrzów z Man City. Mimo młodego wieku, to już dziś piłkarz spełniony pod względem wielkich trofeów. Ale nie żartujmy sobie. Alvarez ani nie jest najlepszym piłkarzem na świecie, ani zbyt poważnie traktowaną kandydaturą do zdobycia Złotej Piłki. Po prostu nie.

CO SIĘ ODWLECZE…
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że przyjdzie taki dzień, gdy Kylian Mbappe sięgnie po Złotą Piłkę. Dziś trudno znaleźć wielu graczy, którzy grają w piłkę lepiej niż Francuz. Udowadniał to również w sezonie 22/23, ale zabrakło mu spektakularnego sukcesu. Gdyby to Francuzi wygrali pamiętny finał 18 grudnia, byłoby pozamiatane. Król strzelców mundialu, autor hat-tricka w finale, a do tego mistrz Francji i zdobywca korony dla najlepszego snajpera Ligue 1. Wszystko by się zgadzało.

Ale się nie zgadza. Mbappe wielkim piłkarzem, ale mundial przegrał. Ligi Mistrzów nie wygrał. Strzelenie 29 bramek na boiskach we Francji to zdecydowanie za mało, by myśleć o podniesieniu trofeum Ballon d’Or. 24-latek musi sobie jeszcze poczekać. Być może w najbliższych latach futbol stanie się duopolem Haalanda i Mbappe, tak jak przez lata był duopolem Messiego i CR7. Kto wie…

KTO JESZCZE?
Czy warto w ogóle rozważać jeszcze jakichś kandydatów? Raczej nie. Bo niby kogo? Kevin De Bruyne oczywiście wygrał potrójną koronę z City, ale Belgia nie wyszła z grupy na mundialu, a w finale Champions League KDB zszedł z kontuzją i nie przyczynił się do triumfu Man City.

Fajny sezon zaliczył niezmordowany Luka Modrić. Brąz mundialu, srebro Ligi Narodów, półfinał Ligi Mistrzów, wicemistrzostwo Hiszpanii – nie schodził poniżej pewnego poziomu, ale nie wygrał niczego spektakularnego, bo trudno się zachwycać triumfem w Copa del Rey.

W notowaniach bukmacherskich często pojawiają się nazwiska niejako z urzędu – Benzema, Lewandowski, Kane, Vinicus. Z całym szacunkiem dla każdego z tych panów, ale nie ma żadnych logicznych argumentów, by rozważać ich kandydatury.

ÓSMY I OSTATNI RAZ?
Całe te rozważania sprowadzają się do jednego wniosku – jeśli nie zdarzy się żadna sensacja, prawdopodobnie w październiku Leo Messi dołoży do swojej bogatej kolekcji ósmą nagrodę od France Football. Ósmą i – co wielce prawdopodobne – ostatnią. Argentyńczyk rozpocznie niebawem nowy etap swojej kariery – już poza wielką europejską piłką. Nie zapomni jak się gra na topowym poziomie, ale sukcesy w MLS i bramki strzelane dla reprezentacji Albicelestes, nawet jeśli skutkować będą zdobyciem Copa America, to raczej zbyt mało, by Messi mógł za rok być brany pod uwagę. Wszystko więc wskazuje na to, że widok uśmiechniętego Argentyńczyka z charakterystycznym złotym trofeum, będzie w tym roku serwowany już po raz ostatni. Pewna epoka się kończy.

No chyba że Leo postanowi powtórzyć sukces z Kataru w 2026 podczas północnoamerykańskich mistrzostw. Ale to już trochę fantastyka…

Related Articles