Początek września to jeden z najlepszych momentów w kalendarzu kibica. Wraca najlepsza liga świata – Liga Mistrzów. Uznane firmy i piłkarscy „kopciuszkowie” ponownie zmierzą się w grze o prestiż i wielkie pieniądze. Rozgrywki startują już jutro, finał 10 czerwca 2023 roku w Stambule.
Niegdysiejszy Konstantynopol będzie gościł finalistów UEFA Champions League po raz drugi w historii. Ponownie areną decydujących zmagań będzie 75-tysięczny Stadion Olimpijski im. Atatürka. Turecki obiekt jest doskonale znany polskim kibicom. To właśnie na tym stadionie odbył się w 2005 roku jeden z najlepszych finałów Ligi Mistrzów w historii, w których zmierzyły się włoski AC Milan z angielskim Liverpoolem. Studwudziestominutowy koncert okraszony sześcioma golami rozstrzygnął się dopiero w serii rzutów karnych, których bohaterem był Polak-rodak Jerzy Dudek, strzegący wówczas bramki The Reds. Do legendy przeszedł jego słynny „taniec” na linii bramkowej, który rozproszył kolejno Seginho, Andreę Pirlo i Andrija Szewczenkę. Powtórka z rozrywki na Atatūrk Olimpiyat Stadi byłaby mile widziana.
Wśród 32 uczestników zmagań w fazie grupowej mamy kilku oczywistych faworytów do zwycięstwa, zaczynając od obrońcy trofeum, Realu Madryt. „Galacticos”, którzy w grupie F zmierzą się z Celtikiem, Szachtarem Donieck i RB Lipsk, latem przemeblowali swój skład. Odejścia Garetha Bale’a, Isco czy w ostatnich dniach Casemiro i Marcelo to spore ubytki, ale Los Blancos załatali je w swoim stylu. Transfery Antonio Rüdigera i Aureliena Tchouameniego, którzy z marszu wskoczyli do pierwszego składu madrytczyków potwierdzają słuszność kierunku podjętego przez Carlo Ancelottiego. „Carletto” z pewnością będzie chciał zdobyć dla Realu 15 tytuł w Champions League.
Jeśli już jesteśmy w Hiszpanii nie należy zapominać o Barcelonie. Za „Blaugraną” nieudany sezon i gorące „mercato”, podczas którego w stolicy Katalonii wymieniono niemal pół składu. Defensywa Barcy została zbudowana praktycznie od zera z Andreasem Christensenem, Joulesem Kounde, Marcosem Alonso i Hectorem Bellerinem. Odświeżona ofensywa z Raphinhą i Robertem Lewandowskim ma zapewnić wyższą jakość i skuteczność pod bramką rywali. Trudna grupa C z Bayernem Monachium oraz Interem Mediolan będzie znakomitym testem dla Katalończyków.
Co roku w gronie potencjalnych zwycięzców Ligi Mistrzów stawiany jest Manchester City, który w tym roku trafił do ciekawej grupy G z Borussią Dortmund, Sevillą i FC Kopenhaga. Jeśli mogliśmy w poprzednich latach zarzucić „Obywatelom” brak skutecznego napastnika i ówczesne porażki zrzucać właśnie na ten fakt, to w tym roku ta wymówka ląduje w śmietniku. Pozyskanie Erlinga Haalanda jest póki co transferowym strzałem w dziesiątkę. Z dobrej strony pokazuje się drugi z nowych nabytków Julian Alvarez. City jak zawsze ma szeroką kadrę, ale czy to wystarczy, aby złamać klątwę afrykańskich szamanów rzuconą na Pepa Guardiolę? Póki co klątwa działa, a Pep od 11 lat nie wygrał Ligi Mistrzów.
Ta sztuka powiodła się z kolei Jürgenowi Kloppowi. Liverpool w ostatnich 5 latach trzykrotnie meldował się w finale rozgrywek, wygrywając je w 2019 w meczu przeciwko Tottenhamowi. Jak zwykle po czerwonej stronie rzeki Mersey zmiany personalne były kosmetyczne. Miejsce Sadio Mane ma wypełnić Darwin Nuñez, ale w dotychczasowych meczach pokazał jedynie swój nieposkromiony temperament. W grupie A The Reds zmierzą się z Ajaxem Amsterdam, Napoli i Rangersami. Kolejny finał dla Liverpoolu? Stambuł już to widział.
Wysoko oceniane są szanse Paris Saint Germain na końcowy triumf w Lidze Mistrzów, ale stosunek koszt-efekt ewentualnej wygranej paryżan będzie kosmiczny. Od momentu objęcia fotela prezesa PSG Nasser Al-Khelaifi wydał na transfery ponad 1,5 miliarda (!!!) euro. Przez ten czas tylko raz zespołowi spod Wieży Eiffla udało się zameldować w finale, przegranym w 2020 roku z Bayernem Monachium. Tym razem ma być inaczej, a Kylian Mbappe, Leo Messi i Neymar są najmocniejszymi argumentami PSG w walce o trofeum. Grupa H z Juventusem, Benfiką Lizbona i Maccabi Hajfa będzie ciekawym sprawdzianem i być może jednym z ostatnich testów cierpliwości Al-Khelaifiego.
Wspomniany Bayern zyskał nową jakość po odejściu Roberta Lewandowskiego. Trener Julian Nagelsmann od początku sezonu pokazuje olbrzymi potencjał drużyny ze stolicy Bawarii, która potrafi demolować swoich rywali w Bundeslidze. Z drugiej strony ostatnio przyszły dwa remisy z rzędu i pojawiły się znaki zapytania. Bawarczycy trafili do bardzo mocnej grupy z Barceloną i Interem. Starcie Bayernu z Lewandowskim będzie największym hitem fazy grupowej całych rozgrywek, choć przecież w innej grupie równie smakowity powrót – Haalanda do Dortmundu.
Kto może być czarnym koniem? Jak co roku z zaciekawieniem będziemy spoglądać na poczynania Atletico Madryt, które w grupie B zagra przeciwko Porto, Bayerowi Leverkusen i Club Brugge. Diego Simeone to kawał fachowca i już dwukrotnie podczas swojej pracy w „Los Colchoneros” doprowadzał drużynę do finału Ligi Mistrzów. Na Metropolitano wracają Alvaro Morata i Saul Ñiguez, a nową wartością dodaną mają być Sergio Reguillon i Axel Witsel. Pod wodzą „Cholo” Simeone ta mieszanka wybuchowa ma prawo eksplodować z wielką siłą.
Intrygującym zespołem będzie także Red Bull Salzburg. Co prawda trener Matthias Jaissle stracił w lecie kilka ważnych ogniw na rzecz możniejszych klubów Europy, ale „stajnia” Dietricha Mateschitza jest prawdziwą wylęgarnią piłkarskich talentów. Nie zdziwi nas, jeśli i w tym sezonie Salzburg namiesza wśród europejskich potentatów, promując przy okazji nowe gwiazdy futbolu. W grupie E mistrz Austrii zmierzy się z AC Milan, Chelsea oraz Dinamem Zagrzeb. Ani mistrzowie Włoch, ani The Blues nie są tak mocni, by nie można było się pokusić o niespodziankę.
Los nie oszczędził outsiderów Champions League. Viktoria Pilzno, która awansowała do fazy grupowej równie szczęśliwie jak została mistrzem Czech, wpadła jak śliwka w kompot. Grupa z Barceloną, Bayernem i Interem skazuje zespół trenera Michala Bilka na dotkliwe porażki. Z drugiej strony Czesi nie mają nic do stracenia, a sprawienie sensacji w starciu z możnymi zapewni darmową reklamę w mediach całego świata. Kiepsko trafił także mistrz Izraela, Maccabi Hajfa. W grupie F Izraelczycy zmierzą się z PSG, Juventusem i Benfiką Lizbona. W losowaniu fortuna nie sprzyjała również zespołowi FC Kopenhaga, który będzie musiał rywalizować z Manchesterem City, Borussią Dortmund i Sevillą. Zespół Kamila Grabary czeka naprawdę ciężka przeprawa z utytułowanymi rywalami.
Tegorocznym smaczkiem Ligi Mistrzów będzie z pewnością walka o koronę króla strzelców. Erling Haaland i Robert Lewandowski zmienili otoczenie i już rozpoczęli taśmową “produkcję” goli w swoich nowych klubach. Ubiegłoroczny król strzelców Karim Benzema mimo 35 lat na karku również nie zamierza składać broni, ale kto wie, może tym razem przekaże pałeczkę swojemu klubowemu koledze, Viniciusowi Juniorowi, który rośnie z każdym kolejnym meczem. Podobnie rzecz ma się z Mohammedem Salahem, który dostał od władz klubu solidnego partnera do strzelania goli w osobie wspomnianego Darwina Nuñeza. Paradoksalnie największy kłopot będą mieli w Paryżu. Jak bowiem pogodzić strzeleckie ambicje Kyliana Mbappe, Leo Messiego i Neymara? Chętnych do tytułu nie brakuje, a być może ktoś wyskoczy jak Filip z konopi i powtórzy ubiegłoroczny wyczyn Sebastiana Hallera?
Piłkarski raj rozpala zmysły kibiców, pomimo permanentnej nieobecności polskiego klubu w fazie grupowej najważniejszych europejskich rozgrywek. Oczy polskich sympatyków futbolu będą spoglądały w tym roku na Warszawę i stadion Legii, na którym swoje spotkania będzie rozgrywał ukraiński Szachtar Donieck. Przed nami dwa miesiące zmagań w fazie grupowej, która zakończy się jeszcze przed katarskim Mundialem. Decydujące rozstrzygnięcia nastąpią dopiero w 2023 roku, w dłuższym niż zwykle sezonie. Emocji na pewno nie zabraknie. Champions League jest tego gwarancją.