Arka Gdynia od kilku lat walczy o powrót do Ekstraklasy, a w tym roku dołączyła do niej Lechia Gdańsk. To pierwsze trójmiejskie derby poza najwyższą klasą rozgrywkową od 2007 roku. Kwestie sportowe w obu przypadkach “zgadzają się” na tyle, że przed piątkowym spotkaniem mówi się o nich zdecydowanie najmniej!
Aż 16 lat minęło od 4 listopada 2007 roku, gdy doszło do spotkania Arka – Lechia na poziomie… II ligi. Tak wtedy nazywała się druga klasa rozgrywkowa. Wówczas oba zespoły finalnie awansowały do Ekstraklasy, w której miały okazje mierzyć się wielokrotnie przez półtorej dekady. Oczywiście gdynianie ją opuszczali, zaś gdańszczanie dopiero teraz wypadli poza grono najlepszych ekip w Polsce. Wracając jednak do derbów z 2007 roku warto przypomnieć sobie, że Lechia wówczas wygrała ligę z 69 punktami, wyprzedzając Śląska Wrocław, Piasta Gliwice oraz właśnie Arkę. Gdynianie rzutem na taśmę wyprzedzili Znicz Pruszków, chociaż Arka wówczas powinna bez problemu awansować, tyle że miała odjęte pięć punktów za korupcyjne grzechy. Przypomnijmy jednocześnie, że wówczas Znicz miał w ataku niejakiego Roberta Lewandowskiego, który został królem strzelców I ligi.
Powtórka z 2020 mile widziana
Ostatnie derby Trójmiasta to końcówka maja 2020. Z wiadomych względów wówczas obiekt w Gdańsku świecił przeraźliwymi pustkami. Jednak aspekty piłkarskie oraz emocje rozgrzały do czerwoności obie strony. Happy endu doczekali się jedynie gospodarze. Do 50. minuty to było nudne derbowe spotkanie walki. Potem jednak rozpoczęły się fajerwerki. Po raz kolejny show skradł Flavio Paixao, który tamtego dnia ustrzelił drugiego swojego hat-tricka derbowego(wcześniej w 2018)! Zanim jednak Lechia się cieszyła z kompletu punktów, wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie. 1:0 dla gdańszczan, a później 2:1 i 3:2 dla Arki. W końcówce trafienia Zwolińskiego oraz Portugalczyka i triumf 4:3. Ta porażka była małą cegiełką dołożoną do późniejszego spadku rywala zza miedzy, który zajął 14. miejsce w tabeli z dorobkiem 40 punktów i otwierając strefę spadkową – za nimi Korona i ŁKS.
Mecz na szczycie
Mimo że mówimy o pierwszoligowym hicie, to spotkają się dwie drużyny, które w ostatnich latach regularnie pojawiały się w finale Pucharu Polski. Arka zanotowała trzy finały w ostatnich siedmiu latach, czyli tyle, ile… Raków. Raz udało się wygrać – pokonując Lecha – a dwukrotnie musieli uznać wyższość rywala – Legii na Narodowym oraz Rakowa w Lublinie. Finał w stolicy woj. lubelskiego okazał się także pechowy dla Lechii, która wtedy przegrała z Cracovią i nie obroniła tytułu wywalczonego rok wcześniej w Warszawie, gdy pokonali Jagiellonie Białystok.
Teraz na teren lidera I ligi przyjeżdża trzecia ekipa. Arka ma 29 punktów po 15. kolejkach, a Lechia trzy “oczka” mniej. Przed sezonem było jasne, że cel powrotu na najwyższy szczebel ligowy jest taki sam zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie Trójmiasta. Oczywiście lekko nie będzie, bowiem totalnie zawodzi główny faworyt – Wisła Kraków(22pkt i 9. miejsce). Powoli rozpędza się inny z największych faworytów – Miedź Legnica(24pkt i 6. miejsce). Na ten moment jednak sytuacja tabelaryczna – jak mówi Adam Nawałka – jest zadowalająca dla obu przedstawicieli północy. Tym bardziej że serie zwycięstw robią wrażenie. Arka wygrała 6 ostatnich ligowych gier, w których zanotowała bilans bramkowy 13:2, tracąc tylko gole w Sosnowcu i Rzeszowie. Po drodze ekipa Wojciecha Łobodzińskiego przebrnęła jeszcze dwie rundy Pucharu Polski, ogrywając Miedź i Polonie Bytom, za co w nagrodę wylosowali Lecha Poznań w 1/8 finału.
Gdańszczanie może nie są aż tak skuteczni, jak Arka w ostatnich tygodniach, lecz nie mogą narzekać. Patrząc tylko na rozgrywki ligowe mają serie 8 gier bez porażki – 4 wygrane i 4 remisy. Ostatnim zespołem, który ich ograł było… ostatnie obecnie Zagłębie Sosnowiec 5:2!
📈🔟.5⃣0⃣0⃣ 🎫
🏟️ Pękła “dycha”! 🔥 Lecimy dalej! 🟡🔵
___
🌐 https://t.co/ZgvAQ8mpql pic.twitter.com/Lxv8Zuc5ZP— Arka Gdynia (@ArkaGdyniaSA) November 22, 2023
Komplet bez gości?
W środowy wieczór Arka ogłosiła, że sprzedała już 10,5 tysiąca biletów. W czwartek oczywiście tempo jeszcze poszło w górę, a żółto-niebiescy do końca będą walczyć o komplet widzów na trybunach. Przypomnijmy, że poza nimi nikogo nie będzie na obiekcie miejskim. Kibice Lechii nie pojawią się w sektorze gości z prostego powodu – zakazu wyjazdowego do końca 2023. To jeszcze efekt kary wymierzonej po ostatniej kolejce sezonu 2022/2023 w Ekstraklasie, gdy zielono-biali przerwali wyjazdowy mecz w Gliwicach, rzucając racę na boisko. Oczywiście brak zorganizowanej grupy gości sprawi, że piątkowe spotkanie będzie nieco uboższe, ale na pewno będzie spokojniej. Przez wiele lat derby Trójmiasta uchodziły za jedne z najgorętszych w kraju. Warto sobie przypomnieć te z 2016 roku, gdy pomiędzy gośćmi z Gdańska a gospodarzami doszło do “wymiany ognia”. Z obu stron leciała pirotechnika, co zakończyło się montażem specjalnej siatki przy sektorze gości, na co narzekają obecnie wszyscy przyjeżdżający do Gdyni kibice, gdyż solidnie ogranicza widoczność i komfort oglądania.
Nadchodzi normalność po obu stronach?
Po obu stronach od dłuższego czasu nie było normalnie. W Gdańsku sezon rozpoczynali w kadłubowym składzie. Trener Szymon Grabowski po przejściu ze Stomilu Olsztyn zastał jeszcze gorsze warunki, niż miał na Warmii. Zmiana właściciela odbijała się w pierwszych kolejkach, gdy w zasadzie była kompletowana kadra. Kto trafił na Lechię na początku sezonu, miał szczęście. Gdańszczanie indywidualną jakością potrafili zbić Chrobrego w Głogowie 4:2 na inauguracje, ale tydzień później przeciwko Motorowi niewiele stworzyli i przegrali 0:1. Początki to przede wszystkim ogromna sinusoida. Powtarzalności nie było za grosz, a apogeum słabego startu była wspomniana już wyprawa do Sosnowca i przyjęcie pięciu goli. Od tamtej pory jednak drgnęło i zespół zaczął grać na miarę możliwości oraz oczekiwań. Co ciekawe w ostatnich czterech grach Lechia zdobyła 10 na 12 możliwych punktów, a to wszystko w trakcie absencji… Luisa Fernandeza. Wydawało się, że zespół jest bardzo uzależniony od swojej największej gwiazdy. Tymczasem brak Hiszpana pozwolił wydobyć potencjał liderów z innych graczy.
W Gdyni z kolei doszło do porozumienia, które pozwoliło na powrót kibiców na trybuny. – Stowarzyszenie Kibiców Gdyńskiej Arki, Stowarzyszenie Inicjatywa Arka, mniejszościowi akcjonariusze, sponsorzy organizatorzy Okrągłego Stołu Arki oraz przedstawiciele zasłużonych piłkarzy deklarują, że wobec wypracowanego porozumienia proszą kibiców o zakończenie bojkotu meczów domowych i liczą na współpracę zainteresowanych stron w celu finalnego uregulowania kwestii własnościowych – można było przeczytać w oświadczeniu. W środę 15 listopada doszło do podpisania listu intencyjnego pomiędzy prezesem klubu – Michałem Kołakowskim a prezydentem Gdyni Wojciechem Szczurkiem. Na spotkaniu było obecnych wiele różnych środowisk. – W spotkaniu wzięli udział: prezydent Wojciech Szczurek, wiceprezydent Gdyni Marek Łucyk, sekretarz Miasta Gdyni i dyrektor Urzędu Miasta Gdyni Rafał Klajnert, prezes Arki Gdynia SA Michał Kołakowski, mniejszościowi akcjonariusze klubu: Marcin Gruchała i Przemysław Adam, prezes Stowarzyszenia Inicjatywa Arka Krzysztof Rybicki, zarząd Stowarzyszenia Kibiców Gdyńskiej Arki Radosław Roeske, a także Czesław Boguszewicz jako przedstawiciel zasłużonych dla Arki trenerów i piłkarzy – czytamy na stronie Arkowcy.pl.
Coraz głośniej się mówi także, że dojdzie do zmiany właściciela, którymi jest obecnie rodzina Kołakowskich, z agentem piłkarskim Jarosławem włącznie. Na to jednak muszą poczekać fani żółto-niebieskich. Pierwszy sukces, a więc powrót na trybuny ziści się za moment. Oczywiście nie brakuje pytań, czy to nie aby efekt nieudanego protestu. W końcu bez kibiców na trybunach zespół był w stanie wskoczyć na szczyt tabeli I ligi.
***
Początek piątkowego meczu o godzinie 20:30.