Skip to main content

AC Milan miał wielką okazję, żeby zostać samodzielnym liderem Serie A po wpadce Napoli. Piłkarze Pioliego nie byli jednak w stanie zdobyć kompletu punktów z Interem i zremisowali na San Siro 1:1.

Jeżeli ktoś nie jest wiekim fanem Serie A, ale jakimś cudem akurat postanowił wybrać w niedzielę wieczorem do oglądania derby Mediolanu, to na pewno się nie rozczarował. W skali filmweba mecz był na bardzo dobrą "ósemkę", miał w sobie pewne historie, czarny charakter (Calhanoglu), bohaterów i antybohaterów, zwroty akcji, zmarnowane szanse, nieoczekiwane rozstrzygnięcia i trzymał cały czas w napięciu. Zarówno Milan miał swoje momenty, jak i Inter. W pewnym momencie dominowali jedni, a pod koniec drudzy. Derby Mediolanu były smakowitą ucztą, a bardziej odpowiednim wynikiem w tym meczu byłoby na pewno 2:2 albo 3:3.

Zaczęło się już w 10. minucie, kiedy Franck Kessie przy asyście dwóch graczy Interu pobiegł z piłką… w stronę swojej bramki, a później sfaulował w polu karnym Hakana Calhanoglu. Zawodnik znienawidzony w czerwonej części Mediolanu pokazał, że ma jaja i sam podszedł do rzutu karnego. Przy ogromnych gwizdach i wyzwiskach trafił na 1:0 i jeszcze przyłożył dłonie do uszu, nasłuchując trybun. Wcześniej prowokacyjnie zapraszał na derby, wstawiając w social mediach swoje zdjęcia w koszulkach Milanu i Interu. Kiedy piłkarzowi skończyła się umowa z Milanem, to zamienił ten klub na obóz odwiecznego wroga, od razu nakładając na siebie wielką presję.

Minęło kilka minut i Stefan De Vrij zdobył bramkę samobójczą. Wszystko zaczęło się od początku. W 27. minucie mogło być 2:1 dla Interu po rzucie karnym. Matteo Darmian wparował z piłką w pole karne, ale zupełnie w tej sytuacji nie odnalazł się Ballo Toure i sfaulował Włocha. Do piłki podszedł już nie Calhanoglu, ale Lautaro Martinez z potrzebą wielkiego przełamania, bo miał długą serię sześciu spotkań bez trafienia. Jego strzał z rzutu karnego odbił rezerwowy bramkarz Milanu, czyli Tatarusanu, a Martinez zmarnował potem jeszcze jedną znakomitą okazję i przedłużył swoją niemiłą serię do siedmiu spotkań. Do przerwy było 1:1, ale Inter miał dużo lepsze okazje. Strzał Barelli z bramki wybił Ballo Toure, a później Martinez w świetnej okazji strzelił minimalnie obok słupka.

Początek drugiej połowy także należał do Interu – próbował Martinez czy Calhanoglu, Kalulu w jednej akcji dwukrotnie zablokował Vidala, ale gdzieś tak w okolicy 75-80. minuty "Nerrazzuri" zostali totalnie zdominowani przez Milan. Rzut wolny Zlatana Ibrahimovicia, a później jeszcze strzał Saelemaekersa, który trafił w słupek i prosto pod nogi Kessiego. Iworyjczyk mógł odkupić swoje winy, ale nie trafił w ogóle w bramkę z tej dobitki. W całym meczu oglądaliśmy około 30 okazji z obu stron, wszystkie statystyki były w miarę zbliżone, był to prawie idealny mecz na remis. Każda z drużyn przy odrobinie szczęścia mogła to rozstrzygnąć na swoją korzyść. Późny wieczór z Serie A nie rozczarował, a wręcz przeciwnie – tylko zachęcił do śledzenia tej ligi.
 

Related Articles