Manchester City wygrał na Old Trafford w derbach Manchesteru 2:0. Było to starcie boksera wagi ciężkiej z chłopem spod sklepu. Goście kontrolowali wszystko przez pełne 90 minut.
Różnica klas, zmiażdżenie, ośmieszenie. Różnie można określić te derby. Dwubramkowe zwycięstwo i tak nie oddaje całkowitej przewagi drużyny Guardioli. Manchester United przez całe spotkanie oddał tylko jeden celny strzał, a tak głównie biegał za piłką, nawet w momencie, gdy przegrywał już 0:2. Frustrujące dla fanów na Old Trafford musiało być to, kiedy patrzyli, że bliżej jest do 0:3 czy 0:4 niż odrobienia straty albo przynajmniej podjęcia jakiejś minimalnej próby. W sytuacjach bramkowych – 5:16, w posiadaniu piłki – 33% – 77%, w rzutach rożnych 1:9, w celnych podaniach 322:755. Manchester United nie miał żadnych argumentów, przegrał to starcie z kretesem, ale nie ma co już się nad nimi pastwić.
Derby dla gości ułożyły się już w 7. minucie, kiedy to Eric Bailly wpakował sobie samobója. Wtedy "Obywatele" wrzucili na jeszcze większy luz. Tuż przed przerwą bramkę na 2:0 dorzucił jeszcze Bernardo Silva, ale było jeszcze w międzyczasie kilka świetnych okazji, jednak świetnie bronił David De Gea. Zresztą w pomeczowym wywiadzie przyznał to Ilkay Gundogan: – Dobrze się bawiliśmy, grało się nam nadzwyczaj przyjemnie. Mogliśmy strzelić jeszcze więcej goli. Mogło być trzy, cztery lub pięć do zera do przerwy. Zagraliśmy świetnie. Rzeczywiście De Gea w tylko sobie znany sposób zatrzymał strzał Gabriela Jesusa, później obronił bombę z dystansu od Joao Cancelo, strzał od… Lindelofa, który mógł być drugim samobójem i sprytne uderzenie De Bruyne przy słupku. Uratował gospodarzy przed totalną kompromitacją. Do ratowania twarzy United z sobie tylko znanych powodów włączyli się sędziowie. Ani główny, ani wideo asystenci nie dostrzegli ewidentnego faulu Alexa Tellesa w polu karnym na Gabrielu Jesusie.
Po derbach należy wyróżnić świetnie spisującego się w środku pola Rodriego, ale i przede wszystkim dwóch Portugalczyków – Joao Cancelo oraz Bernardo Silvę. Ten pierwszy popisał się dopiero co w Champions League hat-trickiem asyst, a w derbach miał bezpośredni udział przy obu trafieniach. To po jego wrzutce samobója strzelił Bailly, a po drugiej piłkę do siatki jakimś cudem wcisnął Bernardo Silva, który także zasługuje na wielkie wyróżnienie. Ten mały Portugalczyk pracował w środku pola jak mrówka. Odbierał, faulował, rozgrywał, brał udział w akcjach ofensywnych. Pep Guardiola może się tylko cieszyć, że ten zawodnik został w jego drużynie, bo przecież sporo się mówiło o jego odejściu do ligi hiszpańskiej. W październiku został wybrany najlepszym graczem Manchesteru City.
Dotychczas Ole Gunnar Solskjaer miał wyjątkowo korzystny bilans z Pepem Guardiolą. Teraz wynosi on już 4-1-4. Szczególnie w Premier League były to trzy wygrane, remis i porażka, dlatego tutaj nadal pozostaje to pozytywny bilans. Pytanie tylko, czy do rewanżu na Etihad w marcu Ole Gunnar Solskjaer będzie jeszcze na stanowisku, bo chyba jeszcze nigdy jego posada nie wisiała na tak cienkim włosku i cierpliwość fanów nie była aż na takim wyczerpaniu. Seria jesienią to kilka wstydliwych wyników, jak porażki 2:4 z Leicester, przede wszystkim 0:5 z Liverpoolem i teraz 0:2 w derbach Manchesteru. Cristiano Ronaldo uratował w sumie cztery punkty z Atalantą, a wcześniej trzy punkty z Villarrealem. Wygląda to kiepsko.