Wprawdzie w Premier League piłkarzy czeka zasłużona przerwa od gry, ale to dość złudny odpoczynek, bo już dziś rozpoczynają się mecze 1/32 finału Pucharu Anglii, czyli prawdopodobnie najstarszych rozgrywek piłkarskich na świecie. Już w piątkowy wieczór rozegrany zostanie najciekawszy mecz tej rundy, w którym Liverpool podejmie sąsiada z Merseyside – Everton. Jedni i drudzy nie mogą przystąpić do derbowego pojedynku w 100% z optymizmem, a to z kilku powodów. Czy derby na Anfield nie mają więc faworyta?
Zacznijmy od gospodarzy, za którymi przemawia nie tylko fakt rozgrywania meczu na ich obiekcie. Liverpool wygrywał zdecydowaną większość ostatnich spotkań derbowych z Evertonem, jest wyżej w ligowej tabeli, a przede wszystkim ma większy potencjał piłkarski. To spore atuty, sugerujące, że w 1/16 FA Cup znaleźć się powinni podopieczni Jürgena Kloppa. Były trener Borussii Dortmund nie może jednak skorzystać dziś ze swoich dwóch najważniejszych zawodników w ofensywie – Mohameda Salaha, wicelidera klasyfikacji strzelców Premier League oraz Philippe Coutinho. Obu wykluczają problemy zdrowotne, choć w przypadku Brazylijczyka otwarcie mówi się znów o zainteresowaniu FC Barcelony. Być może transfer Coutinho do Dumy Katalonii w najbliższym czasie stanie się faktem.
Klopp zapowiada, że nie licząc dwóch powyższych osłabień, pośle dziś do boju teoretycznie najsilniejszy skład swojej drużyny. Puchar Anglii traktowany jest na Wyspach z dużym respektem, a gdy w grę wchodzi derbowy pojedynek z sąsiadem z jednej dzielnicy, to o odpuszczaniu nie ma mowy. Paradoksalnie jednak w ostatnim ligowym meczu obu tych ekip, który miał miejsce niecały miesiąc temu, Klopp dokonał małej „żonglerki” składem swojej drużyny, sadzając na ławce m.in. Coutinho i Roberto Firmino. Manewr ten się nie powiódł, bo Everton wywiózł z Anfield Road punkt, co było dla gospodarzy wynikiem rozczarowującym.
Mając na względzie grudniowe derby Merseyside w lidze oraz fakt, że pod wodzą Sama Allardyce’a ekipa The Toffees przebudziła się z letargu, można doszukiwać się dziś sukcesu przyjezdnych lub chociaż remisu, oznaczającego konieczność rozgrywania powtórki meczu na Goodison Park. Allardyce okazał się typową „nową miotłą”, która od razu zaprowadza porządek i zamiata brud. Everton pod jego wodzą długo nie przegrywał meczów, notując bardzo wyraźny skok w tabeli. Jednak do dzisiejszej rywalizacji z Liverpoolem przystępuje akurat po dwóch przegranych meczach. Znakomita seria zakończyła się na Bournemouth, a dwa dni później „poprawił” Manchester United. Cały okres świąteczno-noworoczny był zresztą dla Evertonu bardzo nieudany, bo wcześniej podopieczni „Big Sama” zremisowali 0:0 z West Bromem i Chelsea. O ile ten ostatni wynik można uznać za cenny, to w sumie bilans tylko dwóch punktów w czterech meczach, przy zaledwie jednej zdobytej bramce, to po prostu nędza.
Liverpool po remisie 3:3 z Arsenalem, wygrał kolejne trzy mecze i mocno usadowił się w TOP 4. Gdy przewaga Manchesteru City jest tak gigantyczna, to właśnie miejsce w czwórce i jak najlepszy występ w Lidze Mistrzów stają się celami dla The Reds. Oczywiście nikt na Anfield Road, gdzie kibice są spragnieni trofeów, nie pogardziłby Pucharem Anglii, ale by dotrzeć w maju na Wembley, trzeba wcześniej rozprawić się m.in. z Evertonem, który akurat sąsiadom zza miedzy zadania ułatwiać na pewno nie będzie.
Derby Merseyside i wszystkie inne mecze FA Cup do obejrzenia w Unibet TV