W drugiej rundzie Ligi Konferencji Europy mieliśmy trzy zespoły. Ledwo co – po rzutach karnych – awans przepchnął Raków, Śląsk awansował po bardzo ofensywnym i radosnym dwumeczu, a Pogoń, która miała zdecydowanie najsilniejszego rywala – odpadła, ale wstydu na pewno nie przyniosła.
Nudne 0:0 na Litwie i trochę mniej nudne 0:0 w Bielsku-Białej, ale było takie dlatego, że po prostu zakończyło się konkursem rzutów karnych. Na szczęście dla nas – szczęśliwym. Bohaterem został Vladan Kovacević, który obronił czwarty i piąty rzut karny. Częstochowianie się nie pomylili ani razu i po raz kolejny byli lepsi w konkursie jedenastek, wcześniej miało to miejsce w Superpucharze Polski. Drużyna Marka Papszuna rozczarowała, męcząc się z wicemistrzem Litwy. Kiepsko się to oglądało, patrząc na nieliczne okazje, jak choćby ta Gutkovskiska, gdzie gnał skrzydłem i nawet nie podniósł głowy, żeby podać do niepilnowanego kolegi z zespołu. Polski zespół grał raczej bezbarwnie i nijako, a tę najgroźniejszą okazję i tak miał w drugiej połowie N'Kololo. Cudem obronił to Kovacević, bohater tego meczu. W 120. minucie Ivi Lopez trafił jeszcze w słupek, ale Raków musiał przepychać awans w karnych. Po czteropaku od każdego należy się Kovaceviciowi, bo odjazd z Suduvą to byłby wstyd. Teraz Raków ma arcytrudne zadanie – zagra z Rubinem Kazań.
Śląsk Wrocław z Araratem Erywań podszedł do dwumeczu inaczej i postanowił zabawić swoich fanów wesołą grą w ofensywie i wesołą grą w obronie. Najpierw 4:2 na wyjeździe, a teraz 3:3 u siebie. Nie ma co się jednak czepiać, bo awans odhaczony. Już w drugiej minucie Śląsk prowadził po bramce Picha i miał trzy gole przewagi. Polski zespół wyhamował, dał się zdominować, jakby myśląc, że awans jest tu już pewny, a to zemściło się dwoma szybkimi golami dla gości. Mory Kone dwa razy – w 40. i 42. minucie pokonał Michała Szromnika i Araratowi brakowało już tylko gola. Dopiero w drugiej połowie Szymon Lewkot i Robert Pich (cztery gole w dwumeczu!) ostatecznie przechylili szalę awansu na swoją korzyść. Szkoda tylko, że nie udało się utrzymać wyniku 3:2, bo zawsze to więcej punktów rankingowych. Śląsk straciłbramkę i ostatecznie zremisował 3:3. Rywalem w kolejnej rundzie będzie Hapoel Beer Szewa. Polacy zagrali w tym dwumeczu bardzo skutecznie, ale niektóre akcje w obronie mogą budzić obawy.
Najtrudniejszego rywala w dwumeczu miała Pogoń Szczecin, mierząca się z Osijekiem, a więc wicemistrzem Chorwacji. Najbardziej szkoda tego, że nie udało się w pierwszym meczu wpakować choćby jednego gola i jechać na rewanż z przewagą. Pogoń w meczu u siebie zdominowała przeciwnika, tworząc kilka okazji i skutecznie odpychając ofensywę gości od własnej bramki. Zabrakło tylko trafienia… a w rewanżu jedna znakomita akcja Osijeku wystarczyła do awansu. Jeszcze w pierwszej połowie Bohar popędził skrzydłem i mądrze dośrodkował piłkę po ziemi w pole karne, wycofując do nadbiegającego Kleinheislera, a ten wpakował ją do bramki. Pogoni zabrakło kreatywności z przodu. Jeden strzał z piętki Zahovicia to było za mało, żeby wyrzucić Chorwatów z tych rozgrywek. Bliżej drugiego trafienia był Osijek, kiedy Kleinheisler zakręcił w polu karnym i uderzył tak, że Stipica mógł tylko patrzeć, jak piłka przechodzi minimalnie obok słupka. Pogoń wróciła po latach do europejskich pucharów, fajnie zmobilizowała kibiców na mecz u siebie i powalczyła, nie odstając od silniejszego rywala. Ten był jednak o gola lepszy.
Bilans w europejskich pucharach w tym sezonie trochę nam się jednak zepsuł. Teraz wygląda to już mniej okazale – 7 zwycięstw, 4 remisy i porażka. Powoli zaczynają się jednak wysokie schody. Trudno stawiać w roli faworyta Raków w starciu z Rubinem czy Legię w meczu z Dinamem w Champions League.