Skip to main content

Arsenal po 10 kolejkach nowego sezonu wciąż pozostaje niepokonany w lidze. Zespół Mikela Artety potknął się już w Lidze Mistrzów, a w minioną środę odpadł z EFL Cup. Tego samego dnia Newcastle odprawiło z kwitkiem Manchester United, bijąc w tych samych rozgrywkach rywala na Old Trafford 3:0. Czy środowe wyniki oznaczają, że w sobotnim meczu Newcastle z Arsenalem faworytem są Sroki?

Mimo wszystko raczej nie. W północnym Londynie nikt nie będzie z powodu odpadnięcie z EFL Cup darł szat. Arsenal mierzy w mistrzostwo Anglii i udaną kampanię w Lidze Mistrzów. Jeśli któryś z krajowych pucharów ma być istotny dla Artety i spółki, to będzie to Puchar Anglii. Puchar Ligi to jednak rozgrywki gorszego sortu, używając terminologii Jarosława Kaczyńskiego. Dla Newcastle to takie EFL Cup to z kolei szansa na trofeum. W tym roku był finał, ale wtedy na Wembley lepszy okazał się właśnie Manchester United. Może więc uda się tym razem? Za burtą jest już nie tylko Arsenal i Czerwone Diabły, ale również choćby Manchester City.

Zostawmy jednak Puchar Ligi, bo w sobotę emocjonować się będziemy meczem ligowym obu Srok i Kanonierów. Ustaliliśmy już, że środowe wyniki nie mogą determinować tego, kto jest faworytem w Premier League. A tutaj większym potencjałem – przynajmniej teoretycznie – dysponują wicemistrzowie Anglii, będący jednocześnie wiceliderem tabeli. Newcastle ma obecnie 7 punktów mniej niż Arsenal i zajmuje 6. miejsce. Celem dla Srok będzie zapewne po raz kolejny awans do Ligi Mistrzów, co oznaczałoby stabilizację i przynależność do krajowej czołówki, a nie jednorazowy wyskok w sezonie 22/23.

Arsenal miał naprawdę znakomite statystyki w bezpośrednich meczach z Newcastle. Wszystko zmieniło się w maju zeszłego roku. Arsenal przegrał na St James’ Park i stracił 4. miejsce w lidze na rzecz Tottenhamu w przedostatniej ligowej kolejce! Co z tego, że Kanonierzy wygrywali ze Srokami wszystkie mecze jak leci, gdy w kluczowym momencie nie dali rady? W kolejnym sezonie Arsenal nie potrzebował już walki do ostatniej kolejki – zapewnił sobie upragnione miejsce w czołowej czwórce dużo wcześniej. Ale niespodziewanie raptem dwie pozycje niżej uplasowało się właśnie Newcastle, które raczej nie celowało w tak dobry wynik na starcie rozgrywek. Wielkie pieniądze, jakimi dysponuje klub, miały przynosić plon w nieco dalszej przyszłości. A jednak Eddie Howe zrobił wynik ponad stan i dziś zarówno Arsenal, jak i Newcastle grają w piłkarskiej elicie Europy.

I tak trzeba to odbierać – oba projekty są na nieco innych etapach. Arsenal to drużyna gotowa do rywalizacji z najlepszymi, która już w poprzednim sezonie na poważnie rzuciła rękawice Manchesterowi City. Newcastle wciąż jest w budowie i choć już dziś może zaskakiwać najlepszych, to jednak nie ma takiej silnej kadry, by marzyć o mistrzostwie. Co nie znaczy, że nie może w pojedynczym meczu ograć londyńczyków.

W poprzednim sezonie u siebie Newcastle przegrało z Arsenalem 0:2. Wcześniej na The Emirates było 0:0. Od 2011 roku Srokom udało się wygrać z The Gunners zaledwie dwukrotnie na 24 próby.

Obaj trenerzy przed sobotnim hitem ligi angielskiej mają kilka problemów. W Newcastle nieobecni z powodu kontuzji są tacy gracze jak Harvey Barnes, Alexander Isak, Jacob Murphy czy Sven Botman, a zawieszony za udział w aferze bukmacherskiej jest Sandro Tonali. Po stronie gości zabraknie prawdopodobnie Gabriela Jesusa, Thomasa Partey’a, Emile Smith-Rowe’a i z całą pewnością Jurriena Timbera.

Start emocji nad rzeką Tyne w sobotę o godzinie 18:25.

Related Articles