Skip to main content

Manchester nie jest może najpiękniejszym miastem w Europie, ale derbów miasta mogą pozazdrościć mu niemal wszystkie metropolie na Starym Kontynencie. W sobotę kolejna odsłona. Na Old Trafford Czerwone Diabły zmierzą się z Obywatelami. Meczem pełen smaczków.

Gdyby zapytać przeciętnego kibica piłkarskiego, który z klubów z Manchesteru w ostatnich latach święci większe triumfy, każdy z łatwością wskazałby na Citizens. Bo taka jest prawda. Liczne tytuły mistrzowskie, krajowe puchary, a do tego finał Ligi Mistrzów w ostatnim sezonie. Pod wodzą Pepa Guardioli Manchester pisze piękny rozdział swojej historii. Manchester United po odejściu Sir Alexa Fergusona miał już kilku trenerów, ale żaden nie dorównał szkockiej legendzie. United stać było na wygranie Ligi Europy albo wicemistrzostwo Anglii, ale to dla kibiców na Old Trafford za mało.

To „entree” nie jest przypadkowe, bo prowadzi do ciekawej obserwacji. Mimo że Citizens dominują nad United, to nie widać tego w bezpośrednich meczach. Szczególnie od kiedy Czerwone Diabły przejął Ole Gunnar Solskjaer. Na siedem ostatnich derbów Manchesteru, to United wygrali cztery. Nawet ostatnie, w marcu tego roku, skończyły się sukcesem Red Devils – w dodatku na Etihad Stadium. Gole zdobywali Bruno Fernandes i Luke Shaw. Wprawdzie ekipie Guardioli ta porażka nie przeszkodziła w zdobyciu mistrzostwa kraju, ale to dość znamienne. W grudniu na Old Trafford było 0:0. We wcześniejszym sezonie 19/20 dwa mecze derbowe w lidze kończyły się zwycięstwami Man Utd. By odnaleźć ligowe zwycięstwo City, trzeba się cofnąć do rozgrywek 18/19.

Czy to oznacza, że w sobotnie popołudnie faworytem derbów będą gospodarze? To dość naciągana teoria. Szanse obu ekip są wyrównane. Manchester United na pewno jest w idealnej formie, ale po porażce 0:5 z Liverpoolem, zespół Solskjaera pozbierał się. Pokonanie Tottenhamu 3:0 na pewno było pierwiastek optymizmu. Gorzej było w Champions League, gdy znów wynik na plecach dźwigał Cristiano Ronaldo. Dublet Portugalczyka zapewnił Czerwonym Diabłom remis.

No właśnie – CR7 będzie tym graczem, na którym skupi się uwaga milionów. Przecież latem tego roku miał trafić do Manchesteru City, który na gwałt poszukiwał napastnika, bo fiasko rozmów z Harrym Kanem. Tymczasem w ostatniej chwili Sir Alex Ferguson i byli koledzy Ronaldo z Man Utd namówili Portugalczyka, by nie wybierał oferty Guardioli, a wrócił do „macierzy”. Błyskawiczny plot twist i faktycznie Ronaldo został ogłoszony nowym zawodnikiem Manchesteru United. I oczywiście szybko zabrał się za to, co lubi najbardziej – za strzelanie bramek. Jeśli ktoś ma uratować posadę Solskjaera (który to już raz?), to będzie to właśnie Ronaldo. Bez jego goli w Lidze Mistrzów United zajmowaliby dziś ostatnie miejsce w grupie. Zajmują pierwsze.

Większych kłopotów w Lidze Mistrzów nie ma Manchester City. Poza porażką z PSG mistrzowie Anglii wygrali pozostałe mecze i przewodzą stawce. Kłopot zrobił się w lidze, bo w minioną sobotę niespodziewanie Obywatele ulegli na swoim terenie Crystal Palace. To druga porażka w tym sezonie – pierwszej doznali na inaugurację z innym londyńskim rywalem – Tottenhamem. Oczywiście na tym etapie rozgrywek nie ma co wysnuwać daleko idących wniosków, szczególnie mając w pamięci zeszłoroczną serię ponad 20 zwycięstw z rzędu Citizens. Jednakowoż potknięcie z Orłami w kontekście sobotnich derbów to kłopot dla Guardioli. Ewentualna druga porażka z rzędu jest czymś, czego trzeba uniknąć za wszelką cenę. Przecież kandydaci do mistrzostwa kraju są w tym sezonie wyjątkowo mocni – mowa tu głównie o Chelsea i Liverpoolu.

Obie drużyny mają swoje personalne problemy. Większe – jak się wydaje – gospodarze. Za czerwoną kartkę pauzuje Paul Pogba, a kontuzje wykluczają dwóch stoperów – Victora Lindelofa i Raphaela Varane’a. Liderem formacji obronnej znów musi być Harry Maguire, który rozgrywa bardzo słaby sezon. Po drugiej stronie barykady zabraknie przede wszystkim Aymerica Laporte’a, który w meczu z Crystal Palace obejrzał czerwoną kartkę. Kontuzjowany jest Ferran Torres i w jego wypadku rekonwalescencja potrwa jeszcze ładnych parę tygodni. O nieobecności Benjamina Mendy’ego nie ma już nawet sensu wspominać.

Related Articles