Skip to main content

Początek sezonu w wykonaniu Leeds United nie należy do udanych. W pięciu kolejkach „Pawie” zgromadziły raptem 3 punkty, nie wygrywając ani razu i plasują się tuż nad strefą spadkową. Czy to chwilowy kryzys czy może prawdziwa weryfikacja możliwości rewelacji ubiegłego sezonu Premier League?

Tego lata The Whites skorzystali z obiektów wartego ponad 45 milionów funtów ośrodka treningowego Leeds, Beckett University’s Carnegie School of Sports. Zawodnicy zostali poddani szczegółowym, dwudniowym testom, sprawdzającym każdy psychofizyczny aspekt. Ich wyniki pokazały trenerowi Marcelo Bielsie i całemu sztabowi szkoleniowemu drzemiący w zespole potencjał. Okazało się bowiem, że możliwości adaptacyjne piłkarzy są wyższe niż zakładano, co pozwoliło zaordynować jeszcze większe obciążenia treningowe niż dotychczas. Ekscentryczny szkoleniowiec klubu z Yorkshire potrafił zarządzić nawet trzy jednostki treningowe dziennie. Optymalna forma miała przyjść na inaugurację sezonu w Derbach Róż z Manchesterem United. Skończyło się porażką 1:5…

Dziewiąte miejsce osiągnięte w ubiegłym sezonie odebrano w Leeds jako sukces. Byli w końcu beniaminkiem, a Bielsa w zasadzie nie zmienił radykalnie składu po awansie z Championship. Przed sezonem pozyskano już wcześniej wypożyczanych Heldera Costę i Ilana Mesliera, z Freiburga przyszedł Robin Koch, zaś najwięcej pieniędzy wyłożono za Rodrigo Moreno z Valencii. Już w trakcie sezonu skład został uzupełniony o Diego Llorente i Raphinhe. Łącznie na transfery wydano ponad 100 milionów euro. Jak na beniaminka to spora kwota. Co z tego wynikło? Meslier rozegrał świetny sezon w bramce. Rodrigo nieco rozczarował, choć wynikało to między innymi z faktu, iż „El Loco” bardzo często wystawiał go w roli „10”, zamiast na pozycji wysuniętego napastnika. Costa nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, a Koch i Llorente targani kontuzjami rozegrali zaledwie kilkanaście spotkań. Te z udziałem Hiszpana należy zapisać po stronie pozytywów.

Nowy sezon przyniósł raptem kilka kosmetycznych zmian. Swoją przygodę z „Pawiami” zakończyli Pablo Hernandez, Gaetano Berardi i bramkarz Kiko Casilla. Wszyscy trzej byli aktywnymi uczestnikami dwóch ostatnich kampanii w Championship. Mimo, że dołożyli swoją cegiełkę do wymarzonego awansu, w Premier League zanotowali tylko epizodyczne występy. Helder Costa został wypożyczony do Valencii, zaś po stronie strat zapisano odejście Ezgjana Alioskiego. Macedończyk, czasem nieokrzesany i chaotyczny, był jednym z żołnierzy Bielsy. Argentyńczyk trochę z konieczności jeszcze na drugim froncie angielskich rozgrywek przesunął go z lewej pomocy na lewą obronę i trzeba przyznać, że był to świetny ruch. Alioski swoją determinacją maskował pewne braki, ale był niezwykle skuteczny w defensywie. W jego miejsce Leeds pozyskali Juniora Firpo z FC Barcelony. Reprezentant Dominikany z hiszpańskim paszportem od dłuższego czasu nie był pierwszym wyborem „Blaugrany”. Bielsa jednak coś w nim dostrzegł. A trzeba pamiętać, że trener The Whites  jest niezwykle wymagający w kwestii pozyskiwania zawodników, którzy w jego oczach wzmocnią drużynę. Za Casillę pojawił się młody, norweski golkiper Kristoff Klaesson z Valerengi, a w ostatnim dniu okienka ekipa z Elland Road poinformowała o transferze Daniela Jamesa z Manchesteru United.

Czy te nazwiska wystarczą w przekroju długiego i intensywnego sezonu w lidze angielskiej? Wydaje się, że kołdra w Leeds jest jednak zbyt krótka. Doskonale pokazuje to ostatni mecz przeciwko Newcastle. Na ławce zespołu z Yorkshire niemal w całości pojawili się zawodnicy z drużyny U-23. Ale nawet licząc zawodników zmagających się z urazami (Llorente, Koch) czy zawieszonych (Struijk) realnie „Pawie” dysponują 16-17 zawodnikami mogącymi na poważnie rywalizować w Premier League. To niewiele, ale w ten sposób Bielsa funkcjonuje od lat. To do niego należy ostatnie słowo przy decyzjach personalnych odnośnie sztabu i składu. Jak mantrę powtarza: „Jestem zadowolony z grupy, z jaką pracuję.”. Jest to też element strategii klubu. „Pawie” nie narzekają na brak środków transferowych, dysponując znakomitą siatką skautów, prowadzoną przez Victora Ortę, a nad wszystkim czuwa szef wykonawczy Angus Kinnear. Jednak zgodnie z wymaganiami trenera kadra The Whites przechodzi ewolucję, a nie rewolucję. Wciąż jednak nie brakuje głosów, że nie wszyscy zawodnicy z Elland Road prezentują poziom sportowy uprawniający do gry w Premier League.

„Jeśli skończysz sezon na 8. miejscu grając brzydko to dla mnie jest to gorsze, niż zajęcie 12. miejsca, ale z dobrą grą.” – słowa argentyńskiego trenera doskonale oddają jego filozofię futbolu. Murderball. Atak za wszelką cenę, nieustanny pressing, ogromna intensywność, indywidualne krycie na całym boisku. Ma to swoje zalety i wady. Mecze Leeds ogląda się z niezwykłą przyjemnością i choć potrafią one zakończyć się spektakularnym blamażem, podopieczni Bielsy ani myślą zmieniać swojego nastawienia. W obecnych rozgrywkach nie przekłada się to jeszcze na zwycięstwa. Kibice w Yorkshire powoli wspominają o „syndromie drugiego sezonu”, który dotykał beniaminków zaraz po utrzymaniu w Premier League. Najświeższym przykładem jest Sheffield United, które w maju z hukiem opuściło angielską elitę. Na razie trudno o optymizm, bowiem zespół nie prezentuje się dobrze. „Pawie” są obecnie trzecią, najgorszą defensywą ligi z 12 straconymi golami w 5 meczach. Gdy dołożymy do tego statystykę Mesliera, który legitymuje się największą liczbą skutecznych obron (aż 22) oraz brak goli i asyst u ofensywnych graczy, wyłania nam się niepokojący dla kibiców Leeds obraz walki o utrzymanie.

Czy ten scenariusz jest możliwy? Przed drużyną z Yorkshire w terminarzu nieco łatwiejszy okres, ale w przypadku niepowodzeń może zrobić się nerwowo. Póki co władze klubu z Andreą Radrizzanim na czele zachowują spokój. Wszyscy w Leeds wierzą, że to nie kryzys, a chwilowy zakręt, za którym czeka długa prosta.

Related Articles