To już trzeci Der Klassiker w postpandemicznym świecie. Dwa poprzednie wygrał Bayern – za pierwszym razem w lidze, niemal pieczętując tytuł mistrzowski, a za drugim razem w starciu o Superpuchar. Czy nowy sezon także będzie należał do bawarskiego giganta? Jak na razie Borussia utrzymuje tempo najlepszej klubowej drużyny Europy, ale ten scenariusz znamy już doskonale z wielu sezonów.
Bayern przewodzi tabeli Bundesligi dopiero od ostatniego weekendu, a Borussia jest za jego plecami, z dokładnie takim samym dorobkiem punktowym. Dwaj giganci niemieckiego futbolu przeskoczyli w ten sposób RB Lipsk, które złapało drobną zadyszkę. Na tak wczesnym etapie rozgrywek trudno ferować wyroki, ale póki co wyraźnie widać, że ci, którzy byli mocni w poprzednim sezonie, powinni być mocni nadal.
Bayern zaliczył w tym sezonie tylko jedną wpadkę. Wprawdzie 1:4 z Hoffenheim było tyleż bolesne, co i zaskakujące, ale koniec końców monachijczycy zdobyli wszystkie pięć trofeów w tym roku, są liderem tabeli Bundesligi i liderem grupy w Champions League. Czego chcieć więcej? Na pewno zwycięstwa w Klassikerze. To nie tylko kolejne trzy punkty i wypracowanie przewagi nad prawdopodobnie głównym konkurentem, ale też wielki prestiż bitew pomiędzy Bawarią a Westfalią. Bitew, które zdefiniowały najnowszą historię Bundesligi. Bitew, z których Borussia wychodziła zwycięska dużo rzadziej niż Bayern.
Właśnie dlatego potrzeba sukcesu w Dortmundzie jest tak duża. Lucien Favre na razie trofeów do gabloty nie wstawia, ale styl gry jego zespołu, a także łatwość z jaką wprowadza do drużyny kolejne młode supertalenty robi wrażenie. Pewnie głównie dzięki temu prezesi BVB nie rozwiązali z nim umowy i powierzyli mu misję detronizacji Bayernu.
Od 2014 roku Borussia wygrywa Klassikery sporadycznie – udało się to dwukrotnie w lidze (3:2 i 1:0), raz w Pucharze Niemiec i dwa razy w meczach o Superpuchar. Ostatnie wyniki ligowe meczów Bayernu z Borussią? 5:0, 4:0 i 1:0 dla Bawarczyków. Wcześniej zdarzyło się także 6:0, 3:1 czy 4:1. Wyraźnie widać, kto rządzi w lidze i kto zgarnia co roku tytuł mistrzowski. A jednym z katów swojego byłego pracodawcy jest oczywiście Robert Lewandowski – najskuteczniejszy piłkarz w historii tych pojedynków. Piłkarz, który ściga się z największymi rekordami i śrubuje kolejne swoje.
W tym sezonie Lewandowski strzelił już 10 ligowych goli, a ma na koncie raptem pięć występów. Dorzucił też trzy asysty. Przed tygodniem nie zagrał, bo Flick uznał, że przyda mu się odpoczynek przed meczem w Lidze Mistrzów i przede wszystkim przed klasykiem. Wypoczęty Lewy w Champions League zrobił to, co robi nader często – poczęstował przeciwnika "doppelpackiem". Teraz ostrzy sobie zęby na defensywę Borussii. Defensywę, w której niepewny jest występ kontuzjowanego Matsa Hummelsa, piłkarza, którego kariera nieodłącznie wiąże się z tymi dwoma klubami. Jednak to nie Hummels jest największą gwiazdą BVB, a inni pan na "H" – Haaland.
Już dziś norweskiemu napastnikowi wieszczy się karierę na miarę Lewandowskiego. Jaką drogę w przyszłości obierze Haaland – tego nie wiadomo. Wiadomo za to, że to niezwykły talent i strzela bramki na najwyższym światowym w poziomie w wieku, w którym Lewandowski kopał piłkę na polskich kartofliskach. Szybki start nie musi oznaczać automatycznie kariery usłanej różami i drogą na szczyt, ale na pewno oglądanie Haalanda w akcji to duża przyjemność. Przy parametrach fizycznych wysokiego napastnika Norweg jest bardzo szybki, dynamiczny i świetnie skoordynowany. Jest przede wszystkim też bardzo skuteczny – pięć goli w Bundeslidze i cztery kolejne w Champions League mówią same za siebie. A już w rozgrywkach 19/20 pokazywał co znaczy ładować gola za golem.
Być może bohaterem sobotniego Klassikera będzie jednak ktoś inny. W dwóch ostatnich przypadkach zwycięskie bramki dla Bayernu strzelał Joshua Kimmich. W Superpucharze na 3:2, a w maju na Signal Iduna Park na 1:0. Tamta bramka była zresztą majstersztykiem, wspominanym przez wiele tygodni. A wyglądało to tak:
<jutub>