Skip to main content

Rywalizacja Barcelony z PSG już na zawsze naznaczona będzie słynną katalońską remontadę, kiedy po porażce 0:4 na wyjeździe, na Camp Nou padł wynik 6:1 dla miejscowych. Nawiązywanie do tamtej remontady nie ma dziś jednak większego sensu. Barcelona przegrała u siebie 1:4 i w Paryżu potrzebuje cudu. W dodatku jest piłkarsko znacznie słabsza niż 4 lata temu.

Oczywiście media podgrzewają atmosferę przed meczem, licząc na emocje. Ale prawda jest taka, że Duma Katalonii szanse ma naprawdę iluzoryczne. Gdy pierwszy mecz skończył się wynikiem 1:2, może 1:3, wówczas liczenie na wielki powrót z zaświatów miałoby jakiekolwiek uzasadnienie. Ale przy 1:4 na Camp Nou? PSG potrafiło wykazywać się w europejskich pucharów frajerstwem, ale wydaje się, że ten stopień absurdu w wykonaniu podopiecznych Mauricio Pochettino nie zaistnieje.

Ten dwumecz rozpoczął się dla Barcelony świetnie, bo po faulu na Frenkiem de Jongu, Leo Messi bez pudła egzekwował rzut karny. Jednak wszystko co najgorsze dopiero się czaiło. Demony z poprzednich klęsk w Champions League (Roma, Liverpool, Bayern) znów się odezwały. Fatalna gra obronna całego zespołu, całkowicie wyłączony z gry Messi – to wszystko znalazło odzwierciedlenie w wyniku, który napędził niesamowity Kylian Mbappe, strzelec hat-tricka. Czwartego gola dorzucił nawet wypluty przez Premier League Moise Kean. W środku pola bezapelacyjne królował Marco Verratti, być może w przekroju 90 minut cenniejszy dla mistrzów Francji nawet od Mbappe. Po takim meczu wszyscy zapomnieli o nieobecności kontuzjowanego Neymara.

Barcelona wylizała rany na krajowym podwórku. W lidze systematycznie niweluje stratę do prowadzącego Atletico. W Pucharze Króla awansowała do finału, zaliczając spektakularną remontadę. To oczywiście także pobudza wyobraźnie, ale 2:0 u siebie z Sevillą, poprawione w dogrywce na 3:0, to nie 4:0 na Parc des Princes… Mówimy jednak o dwóch różnych rzędach wielkości.

Ale faktycznie, optymizmu na Camp Nou w ostatnim czasie nie brakuje. Drużyna na klęskę z PSG zareagowała jak należy, a na dodatek w klubie pojawił się nowy prezes. A raczej nowy-stary, bo na stanowisko powrócił Joan Laporta, który kojarzy się z budowaniem epoki sukcesów. Czasów opartych na wychowankach, którzy zdominowali europejski futbol. Teraz Laporta ma jednak inne zadanie. Musi uratować finanse klubu i spróbować zatrzymać Messiego. Ten drugi cel zapewne wiązać się będzie z… nadszarpnięciem finansów. Laporta zadanie ma więc trudne, ale dla socios Barcy liczy się, że epoka Bartomeu dobiega końca. Będzie w przyszłości przedstawiana jako czarna karta historii klubu.

Wróćmy jednak do dzisiejszego pojedynku w stolicy Francji. Barcelona w stosunku do pierwszego meczu straciła Gerarda Pique. Choć to zawodnik o określonej klasie, wciąż potrafiący kierować grą obronną zespołu, to w kontekście takiego meczu trudno mówić o dużej stracie. Pique wiele razy pokazywał, że nie jest już przygotowany do walki z najszybszymi rywalami. Obnażał to w sierpniu Bayern, obnażał Mbappe i spółka trzy tygodnie temu. Jednak do zdrowia wciąż nie wrócił Ronald Araujo, który przed kontuzją był najlepszym stoperem Blaugrany. Dziś na środku obrony zagrają więc zapewne Samuel Umtiti i Clement Lenglet. Jeśli Ronald Koeman zdecyduje się na powielenie skutecznego ostatnio ustawienia 3-5-2, wówczas w środku zagra także Oscar Mingueza, a na wahadłach zobaczymy Sergino Desta i Jordiego Albę. Wtedy zapewne ktoś z dwójki Antoine Griezmann – Ousmane Dembele trafi na ławkę. Patrząc na ostatnią formę, prawdopodobnie będzie to Griezmann.

Jeśli chodzi o ekipę Pochettino to nadal poza grą są Neymar i Juan Bernat. Ponadto nie zagra też prawdopodobnie Moise Kean. W stosunku do pierwszego spotkania wraca zaś Angel di Maria, który w przeszłości nękał już Barcelonę.

Czy będziemy świadkami epokowego spektaklu i wzniesienia Barcy Koemana na absolutny szczyt? Tylko grając perfekcyjnie i mając do tego niezbędny łut szczęścia, można myśleć o cudzie, jakim byłoby odwrócenie tego dwumeczu na terenie rywala. Pierwszy mecz raczej zabił emocję, ale i tak z zaciekawieniem przystąpiły do „konsumpcji” rewanżu. Choćby dlatego, że to być może ostatni mecz Messiego w Lidze Mistrzów dla Barcelony.

Related Articles