Borussia Dortmund wraca do finału Ligi Mistrzów po 11 latach. W 2013 roku, tak jak dziś, na Wembley, przegrała 1:2 z Bayernem Monachium. Teraz rywalem BVB jest inny gigant europejskiej piłki – Real. Królewscy są wyraźnym faworytem tego spotkania.
Już sam awans Borussii jest ogromnym zaskoczeniem. Mówimy o drużynie, która zakończyła sezon w Bundeslidze na 5. pozycji. Gdyby nie dodatkowe miejsce w Lidze Mistrzów dla Niemców, wynikające z rankingu, dziś ekipa Edina Terzicia grałaby nie tylko o trofeum Champions League, ale również o udział w przyszłej edycji tych rozgrywek, przysługujący obrońcy tytułu z automatu. Dortmundczycy są więc bez wątpienia czarnym koniem tego sezonu w Lidze Mistrzów, ale nie można mówić o przypadkowym finaliście, bo wystarczy przypomnieć, że ekipa z Signal Iduna Park wyeliminowała w półfinale PSG (dwa zwycięstwa 1:0), a w ćwierćfinałowym dwumeczu okazała się lepsza od Atletico Madryt. Z kolei jesienią żółto-czarni wygrali grupę F, zwaną nie bez kozery „grupą śmierci”. Rywalami Borussii były tak ekipy PSG, Newcastle i Milanu.
Nie zmienia to jednak faktu, że dziś na Wembley faworytem jest 14-krotny triumfator Pucharu Europy i będącej jego następczynią Ligi Mistrzów. Real to Liga Mistrzów – często słyszymy taki głos i trudno się dziwić. Spójrzmy tylko na ostatnią dekadę – Los Blancos wygrywali te rozgrywki w 2014, 2016, 2017, 2018 i 2022 roku. Dziś mogą to zrobić po raz kolejny. O tym jak trudno jest pokonać Real przekonywaliśmy się w tej edycji w ćwierćfinałach i półfinałach. Najpierw drużyna Carlo Ancelottiego wygrała po karnych rywalizację z Manchesterem City. W rewanżu gospodarze przeważali, momentami wręcz miażdżyli ekipę ze stolicy Hiszpanii, a mimo to skończyło się wynikiem 1:1 i 4:4 w dwumeczu. Karne lepiej egzekwowali Królewscy. Jeszcze większym pokazem charakteru Realu był półfinał. W Monachium padł remis 2:2. Rewanż rozgrywany był w Madrycie. Monachijczycy prowadzili 1:0 od 68. minuty. Na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry, wynik na tablicy się nie zmieniał. Jednak w 88. minucie do wyrównania doprowadził Joselu. Ten sam zawodnik trafił na 2:1 w doliczonym czasie gry. Przypomniała się Liga Mistrzów 2021/22, gdy Real odwracał losy dwumeczu w 1/8, 1/4 i 1/2 finału, za każdym razem w niezwykłych okolicznościach. Na koniec pokonał Liverpool 1:0 w finale i zgarnął czternasty Puchar Europy.
Atmosfera w drużynie Ancelottiego musi być wyśmienita. Nie dość, że morale wzrosło po ograniu Man City i Bayernu, to jeszcze udało się w bardzo dobrym stylu wygrać rozgrywki ligowe. We wszystkich rozgrywkach Los Blancos nie przegrali od 18 stycznia, gdy po dogrywce odpadli z Copa del Rey, ulegając Atletico. Są w wyśmienitej formie, a i sytuacja kadrowa jest dobra. O tym, że nie zagra David Alaba było wiadomo od dawna. Poza grą jest też Aurelien Tchouameni. Do składu powrócił za to Thibaut Courtois. Choć przez cały sezon bardzo dobrze zastępował go Andrij Łunin, to dziś od pierwszej minuty zagra Belg.
Jeśli jesteśmy już przy absencjach, to w zespole Borussii nie zobaczymy Ramy’ego Bensebainiego, Juliena Duranville i Mateu Morey’a. Do nieobecności dwóch pierwszych fani żółto-czarnych mogli się już przyzwyczaić, a trzeci i tak nie miałby żadnych szans na występ w podstawowym składzie, a i obecność w kadrze meczowej byłaby lekką niespodzianką.
Dzisiejszy finał to również pożegnanie Toniego Kroosa z klubową piłką. Niemiec zapowiedział już, że Euro 2024 będzie jego ostatnim turniejem, po którym definitywnie kończy z piłką. Mówimy o 34-latku, który w sezonie 23/24 był w topowej formie. Wydawało się, że Real będzie miał z niego coraz mniej pożytku, a tymczasem reprezentant Niemiec grał olśniewająco. Tym większym szokiem była jego decyzja. Kroos sam jednak przyznał, że chce odejść będąc na szczycie, a nie rozmieniając się na drobne i grając coraz gorzej. Wielka klasa. Kto wie, czy nie pożegna się z piłką zdobywając podwójną koronę, a być może do tego medal Mistrzostw Europy?
Po drugiej stronie inne pożegnanie, również Niemca. Po 12 latach z Dortmundu odchodzi bowiem Marco Reus. On zna już smak przegranego finału Ligi Mistrzów na Wembley, podobnie jak Mats Hummels. Czy dziś uda mu się wygrać? Tutaj „interesy” Kroosa oraz Reusa i Hummelsa są rozbieżne, mimo tej samej narodowości.
Notabene w drodze do tamtego finału sprzed 11 lat, Borussia ograła Real w pamiętnym dwumeczu. Pamiętnym, bo to wtedy rozbłysła gwiazda Roberta Lewandowskiego. Polak strzelił w pierwszym meczu aż cztery gole, a jego drużyna pokonała Królewskich 4:1. Madrytczykom w rewanżu nie udało się odrobić strat, choć do samego końca naciskali na broniących się graczy BVB.
Cztery ostatnie finały Ligi Mistrzów kończyły się wynikiem 1:0. W takim stosunku Bayern pokonał PSG, następnie Chelsea ograła Manchester City, następnie Real ograł Liverpool, a rok temu City okazało się lepsze od Interu. Czy wreszcie finał przyniesie więcej bramek i emocji? Jak zagra Borussia, która jest skazywana na pożarcie? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że jest to ostatni finał Champions League w takiej formule. W sezonie 24/25 oglądać będziemy już nową Ligę Mistrzów, bez klasycznej fazy grupowej. Zamiast tego będzie faza ligowa, z 36 drużynami w „jednym kotle”. Każdy z zespołów zagra po 8 meczów w grupie – po dwa z rywalami z każdego z czterech koszyków. Cztery mecze odbędą się u siebie, cztery na wyjeździe. Osiem najlepszych drużyn z fazy ligowej awansuje bezpośrednio do 1/8 finału, a ekipy z miejsc 9-24 zagrają między sobą dwumecze. Zwycięzcy również zagrają w najlepszej szesnastce.
Kończy się więc pewna era w europejskich pucharach. Czy zakończy się triumfem klubu, który na przestrzeni lat jest najbardziej utytułowany w tych rozgrywkach? A może Borussia wykręci jeszcze jedną niespodziankę i zgarnie puchar… Pierwszy gwizdek Slavko Vincicia dziś o 21:00.