Liverpool i Chelsea – dwaj zwycięzcy Ligi Mistrzów z trzech ostatnich sezonach i zespoły, które mają chrapkę na przerwanie hegemonii Manchesteru City na krajowym podwórku. Ba, The Reds ta sztuka dwa sezony się udała, ale team Pepa Guardioli wrócił na szczyt. Już w 3. kolejce sezonu dostajemy swoistą piłkarską ucztę na Anfield Road. Oby piłkarze dopasowali się do naszych oczekiwań, bo w zeszłym sezonie ze szlagierami Premier League bywało bardzo różnie.
Wielka czwórka wygląda na starcie sezonu potężnie – mowa o dwóch Manchesterach, Liverpoolu i Chelsea. Kto wie, być może w gronie kandydatów do tytułu będzie także Tottenham, który finalnie nie stracił Harry’ego Kane’a. Dużo zależeć będzie od pracy, jaką wykona Nuno Espirito Santo. Do posprzątania po Jose Mourinho jest sporo. Tak czy owak – trudno sobie wyobrazić, by w czołówce Premier League 2021/22 miało zabraknąć The Reds i The Blues. To zespoły przepakowane jakością.
W Liverpoolu znów jak należy wygląda defensywa. Do gry wrócił jej lider Virgil van Dijk, który przez większą część sezonu poprzedniego leczył się po zerwaniu więzadeł w kolanie. W dodatku inni środkowy obrońcy Liverpoolu także odnieśli poważne kontuzje, a i wchodzący na ich miejsce z konieczności gracze łapali urazy. Klopp wystawiał kilkanaście różnych zestawień środka obrony i zachodził w głowę, ile jeszcze pecha czeka go w tym sezonie. W takich okolicznościach wywalczenie miejsca na podium ligi na finiszu wydaje się naprawdę sporym osiągnięciem. Zwłaszcza, że na kilka kolejek przed końcem mało kto wierzył, że Liverpool zagra w ogóle w Lidze Mistrzów. Nawet awans do europejskich pucharów stawał pod znakiem zapytania.
Teraz jest jednak inaczej, bo zdrowy jest nie tylko van Dijk, ale także Joel Matip i Joe Gomez. W dodatku z RB Lipsk ściągnięto 22-letniego stopera, Ibrahimę Konate. Klopp ma w kim wybierać i nie musi się martwić o obsadę newralgicznej pozycji. A to bardzo istotne, gdy po drugiej stronie staje Romelu Lukaku, otoczony chmarą zdolnych i kreatywnych graczy. To ich trzeba dziś powstrzymywać. A powstrzymać Lukaku to zadanie z gatunku tych najtrudniejszych. Fani mocnego kina spod znaku Premier League mogą już zacierać ręce na myśl o starciach Belga z van Dijkiem.
Chelsea sezon rozpoczęła tak samo jak Liverpool – od dwóch zwycięstw. Na inaugurację 3:0, potem 2:0. The Blues w teorii mieli ciut trudniejszy układ gier, bo najpierw mierzyli się z Crystal Palace, a następnie z Arsenalem, podczas gdy The Reds pokonali Norwich i Burnley. Ale bądźmy szczerzy – jeśli to jakaś różnica, to nie za wielka. Dziś na Anfield możemy się przekonać, kto jest w lepszej formie.
W ubiegłym sezonie w obydwu meczach Liverpoolu z Chelsea wygrywali goście. We wrześniu na Stamford Bridge ekipa Kloppa wygrała 2:0 po trafieniach po szybkim dublecie Sadio Mane na początku drugiej połowy. Marcowy rewanż na Anfield padł łupem zespołu The Blues, a zwycięskiego gola strzelił Mason Mount. W historycznym ujęciu częściej bezpośrednie starcia tych dwóch ekip wygrywali liverpoolczycy – 82 wygrane przy 65 zwycięstwach Chelsea. Do tego doliczamy 41 remisów.
Thomas Tuchel nadal nie może skorzystać z usług kontuzjowanego Christiana Pulisicia – to właściwie jedyne poważne osłabienie w Chelsea. U Kloppa pod znakiem zapytania stoją występy Jamesa Millnera i Fabinho, ale to także nie jest poważny zgryz dla szkoleniowca Liverpoolu.
Kto będzie górą w starciu niemieckich trenerów, byłych opiekunów Borussii Dortmund? Do tej pory obaj mierzyli się ze sobą aż 15-krotnie. Dziewięć z tych meczów wygrał Klopp, a tylko trzy Tuchel, ale większość tej statystyki pochodzi z czasów Bundesligi, gdy Jurgen prowadził BVB, a Tuchel znacznie słabsze Mainz.