Skip to main content

Patrząc na wyjątkowo niskie standardy, jakie wyznaczyła reprezentacja Polski w tych eliminacjach, nie był to słaby mecz. Polacy stworzyli 18 okazji (pięć strzałów celnych, ale np. aż dziewięć zablokowanych) i długo mieli piłkę (60% posiadania), a od ataku pozycyjnego aż tak mocno nie bolały zęby. Najbardziej błysnął Nicola Zalewski i debiutant – Jakub Piotrowski. To pierwszy w historii remis z Czechami.

Zwykle Robert Lewandowski nie był zadowolony ze sposobu gry. Nie podobały mu się lagi, nie podobał mu się brak odwagi, nie podobał mu się brak ochoty do gry i pokazywania się na pozycję. Nie podobało mu się to, że nie miał mu kto podać. Nie podobało mu się odpuszczanie w momencie, gdy Polska osiągnęła przewagę i mogłaby dobić rywala. Przez wiele lat wyglądał na niezadowolonego. Ciągle dążył do tego, żeby było lepiej i lepiej.

Widać było dobrą grę z naszej strony. Utrzymywaliśmy się przy piłce, jednak w polu karnym brakowało ostatniego podania, wrzutki, strzału z dystansu. Czesi bardzo dobrze blokowali próby naszych strzałów. Ciężko było znaleźć przestrzeń, ale przejście z fazy defensywnej do ofensywnej pod pole karne wyglądało nieźle. Oczywiście remis to dzisiaj za mało. Widzę dużo pozytywów, ale oczywiście jesteśmy rozczarowani, jeśli chodzi o całe eliminacje. Dzisiaj była próba ratowania tego, co w tych eliminacjach od początku nie funkcjonowało. Ciężko niektóre mecze wyglądały, ale w dzisiejszym meczu widać było jakiś progres – ocenił napastnik Barcelony w rozmowie z TVP Sport.

Tym razem był zadowolony przynajmniej z próby grania. Rzeczywiście zwykle Polacy nie byli w stanie dostarczyć piłki w ostatnią tercję ataku, a od “kulania” piłki w obronie można było usnąć. Teraz było trochę inaczej. Coś tam stworzyli. Odczuwalna była też różnica w zaangażowaniu. Szczególnie w pierwszej połowie obrońcy czy też środkowi pomocnicy błyskawicznie doskakiwali do przeciwników. Czesi nie mogli niczego wykreować. Oczywiście nie ma co się też specjalnie tym ekscytować, bo tzw. “big chances”, czyli wielkich szans mieliśmy tylko dwie, jednak przy obecnych, żenująco niskich standardach, należy docenić ten progres i starania. Docenił to też Lewandowski. Problem jednak w tym, że niestety, ale kapitan reprezentacji Polski był jednym z najgorszych na boisku. Denerwował nieporadnymi przyjęciami i decyzjami. Nie napędzał, a bardziej hamował, gdy zastawiał piłkę tak, żeby mu jej nie zabrali. Dawał się łapać na proste spalone. Mógł ten słaby występ zmazać bramką, kiedy odebrał piłkę Holesowi, jednak jego lobowanie bramkarza okazało się dalekie od poprawnego. Za co obwinił… nierówną murawę.

To w takim razie gdzie te pozytywy? Na pewno w grze Nicoli Zalewskiego. Grający na lewym wahadle zawodnik Romy dotychczas w kadrze nie pokazywał swoich atutuów. Raczej irytował, nie potrafił stworzyć przewagi dryblingiem. A tu proszę bardzo, wszystkie wygrane dryblingi reprezentacji Polski (100% – 3/3) to tylko i wyłącznie Nicola Zalewski. Oddał trzy strzały, kilka groźnych sytuacji wypracował (m. in. dośrodkowanie do Świderskiego, które w ostatniej chwili przeciął obrońca), kręcił Vladimirem Coufalem. Wyglądało to na świadomą i zaplanowaną grę tą stroną. Zresztą Probierz bardzo lubi grę na dośrodkowania i tworzenie przewagi na skrzydłach. Ten plan mu zadziałał. Akcja bramkowa to też robota Zalewskiego. Wygrał pojedynek z Coufalem, dośrodkował na dalszy słupek, interweniujący Holes wybił tak, że trafił w swojego bramkarza, a czyhał tam już Piotrowski, który w debiucie zdobył bramkę.

Jakub Piotrowski to właśnie kolejny z pozytywów. W ogóle nie wyglądało to na debiut. Gdyby nie kłopoty ze zdrowiem Piotra Zielińskiego, to pewnie by nie zagrał, a tak zastąpił go na pozycji najbardziej ofensywnego środkowego pomocnika. I ze swojej roli się wywiązał. Na pewno zawodnik Łudogorca wykorzystał szansę. Bramka z pierwszej połowy to oczywiście główny moment jego występu, jednak nie poprzestał na tym. Był widoczny, wyraźnie się rozochocił. Oprócz Nicoli Zalewskiego, był to nasz drugi najlepszy zawodnik w tym meczu. Można też wyróżnić Jakuba Kiwiora, bo 3/3 wygrane bezpośrednie pojedynki na ziemi i 5/5 wygranych główkowych pojedynków to bardzo dobre statystyki. Raz “zapalił”, gdy nie dogadał się z Bochniewiczem, jednak wyglądał solidnie.

Można wyciągnąć jakieś pozytywy, ale i tak wszystko przykrywa jedna wielka negatywna informacja. To absolutnie żenujące eliminacje w wykonaniu reprezentacji Polski. Męczarnie w ataku pozycyjnym, dwa szybkie gongi w Pradze, bezradność w Tiranie, kaszanka w Kiszyniowie i ogólnie tylko jeden punkt wywalczony właśnie z Mołdawią… te minimalne pozytywy w ostatnim meczu z Czechami nie dadzą rady tego zasłonić. Pozostają nam baraże, ale warto zauważyć, że te wywalczył… Jerzy Brzęczek, bo zagramy w nich dzięki temu, że dwie edycje temu udało się utrzymać. W minionej edycji mogliśmy grać w Lidze Narodów A i dlatego automatycznie zaklasyfikowano nas do tej ścieżki. Gdyby Brzęczek spadł, bylibyśmy w ścieżce B, a tam już o baraże tak łatwo by nie było. Swoje dołożył też Czesław Michniewicz zwycięstwami z Walią. Te punkty pozwoliły w ścieżce A kilka reprezentacji wyprzedzić (właśnie Walię, Anglię, Francję Austrię) i zajęliśmy 11. pozycję. Pozostawało liczyć, że aż cztery (!) reprezentacje powyżej naszej nie nawalą w eliminacjach, a to było raczej oczywiste, że Hiszpania, Włochy, Holandia, Portugalia, Belgia wejdą bezpośrednio. Jednej czy dwóm mogło się to zdarzyć, ale nie czterem.

Dlatego baraż mieliśmy w zasadzie pewny. To, że na niego nie zasługujemy, jest już osobną kwestią… cóż, dziękujemy Ci Jurku, dziękujemy Ci Czesiu, że na EURO możemy w ogóle pojechać. Doczołgać się w zasadzie…

Related Articles