Skip to main content

Takiego bałaganu w klubie w dniu startu rozgrywek nie spodziewał się nikt. Odejście Leo Messiego to wierzchołek góry lodowej. Niebawem z szaf w stolicy Katalonii zaczną wypadać kolejne trupy. A tymczasem drużynę Ronalda Koemana czeka trudny początek rozgrywek – mecz z Realem Sociedad.

Barcelona musi przyzwyczajać się do epoki post-Messi. Jednak dziś Koeman chciałby mieć tylko jeden ból głowy. Z powodu kontuzji poza grą są Marc-Andre ter Stegen, Ansu Fati, Ousmane Dembele, Oscar Mingueza i Sergio Aguero. Holenderski szkoleniowiec nie może skorzystać także z usług Philippe Coutinho, Samuela Umtitiego i Miralema Pjanicia, bowiem klub za wszelką cenę chce sprzedać całą trójkę, która nie przydaje się z punktu widzenia sportowego, a pobiera naprawdę bajońskie uposażenia. To rzecz jasna efekt tragicznej w skutkach polityki poprzednika Joana Laporty, czyli Josepa Marii Bartomeu. Sam Laporta nie spodziewał się, jak duża jest skala problemów finansowych klubów. Na jutro zaplanowana jest konferencja prasowa, na której opinia publiczna ma poznać wyniki audytu. Już wcześniej prezes zdradził, że kontrakty zawodników pokrywają 95% budżetu klubu! W realiach zdrowo funkcjonującego klubu to około 60%. A mówimy przecież o danych przez kontraktu Leo Messiego…

Ostatnio w Katalonii wszyscy żyli tym, czy klub zgłosi w ogóle do rozgrywek nowych graczy. Skąd te wątpliwości? Z tych samych powodów, dla których Messi nie mógł być dalej zawodnikiem Barcelony – finansowych limitów nałożonych przez La Liga. Finalnie – jak donoszą miejscowe media – Memphisa Depaya czy Erica Garcię udało się zgłosić głównie dzięki temu, że Gerard Pique zgodził się na obniżkę swoich zarobków. Drugi temat, który niepokoił fanów Blaugrany dotyczył zdrowia Clementa Lengleta i Frenkiego de Jonga. Ostatecznie obaj dostali zielone światło od lekarzy i mogą zagrać w meczu otwarcia sezonu 2021/22. To nieco poprawia humor Koemanowi, ale do pełni szczęścia zapewne daleko. Można zresztą spekulować, że i w szatni nastroje są wisielcze. Klub stracił największą gwiazdę i tonie w długach. Kilku zawodników jest na siłę wypychanych. Nowi liczyli na grę u boku najlepszego piłkarza wszech czasów, a finalnie nie byli pewni, czy w ogóle zostaną zgłoszeni do rozgrywek ligowych. Czy w tych warunkach strata punktów z Realem Sociedad byłaby jakąkolwiek niespodzianką? Raczej nie.

Baskowie sezon 20/21 zakończyli na 5. miejscu. Szansy na Champions League praktycznie nie było, bo strata punktowa do 4. Sevilli na finiszu wyniosła aż 15 punktów. Ale Real ugruntował swoją pozycję więcej niż średniaka w hiszpańskim futbolu. Latem w Sociedad było dużo spokojniej niż w Barcelonie. Jedyną transakcją gotówkową było sprowadzenie Diego Rico z Bournemouth. Jednak 500 tys. euro wydane na lewego obrońcę to kwota, która nie robi wrażenia nawet na polskich klubach. Imanol Alguacil chce postawić na stabilizację.

W zeszłym sezonie w meczach ligowych Barcelona dwukrotnie pokonał Real Sociedad – 2:1 na Camp Nou, a potem aż 6:1 na Estadio Anoeta. Było jeszcze starcie w półfinale Superpucharu Hiszpanii. Tam Barcelona ograła rywala po rzutach karnych – w regulaminowym czasie padł remis 1:1.

Co ciekawe, ostatni mecz o stawkę na Camp Nou, na którym zasiedli kibice, to spotkanie z marca 2020, w którym Barcelona mierzyła się… z Realem Sociedad. Duma Katalonii wygrała wtedy 1:0, a jedyną bramkę z rzutu karnego zdobył oczywiście Leo Messi. Powrót fanów na ten legendarny stadio na pewno nie będzie uhonorowanym trafieniem sześciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki. Ten właśnie przygotowuje się do nowego sezonu w PSG. To musi tkwić jak zadra w sercu kibiców, którzy swoje żale przelewają jednak wyłącznie na działaczy. Swojemu idolowi mają poświęcać każdą 10. minutę domowego meczu, skandując jego nazwisko.

Related Articles