Tabeli Premier League nie zamyka żaden z tegorocznych beniaminków. Nie zamyka jej też Leeds, Southampton czy Everton, a więc słabiutkie zespoły poprzedniego sezonu. Na dnie tabeli wylądowało Leicester Brendana Rodgersa. Ale czy to taka niespodzianka?
Można było łapać się za głowę, patrząc co w drugiej połowie wyprawia zespół Brendana Rodgersa w defensywie. Kompletnie rozbita drużyna wyglądała na obrażoną, że wo ogóle musi grać. Pozwalała na kolejne, kolejne i kolejne strzały na bramkę Danny’ego Warda. Wyglądało to z perspektywy gości koszmarnie. Skończyło się “tylko” na 5:2, ale co rusz Mwepu, Gross, Mac Allister czy March oddawali celne strzały i dochodzili do sytuacji z dziecinną łatwością. Jeden piękny gol Mac Allistera nie został zaliczony, ale już później ten sam gracz zamknął wynik cudownie wykonanym rzutem wolnym. Lisy straciły na Amex Stadium pięć bramek, a paradoksalnie mogły się cieszyć, że nie skończyło się to dużo większą kompromitacją. Posada Rodgersa w Leicester jeszcze nie była tak gorąca. I tego chyba potrzebuje sam menadżer i piłkarze. Stało się to relacją męczącą obie strony.
Całokształt nie jest oczywiście winą samego menadżera, a składa się na to kilka różnych czynników. Coraz starszy jest Jamie Vardy, nie można już liczyć na jego 20 goli w sezonie. Tielemans jest cały czas myślami w lepszym klubie, bo bardzo poważnie interesował się nim Arsenal i nie chce mu się grać dla Lisów z taką pasją. Osłabiona została formacja defensywna, bo perspektywiczny Wesley Fofana przeniósł się do Chelsea za około 75 milionów funtów. Wcześniej bardzo mocno naciskał na transfer, by spełnić marzenie z dzieciństwa i trafić do londyńskiego klubu. Jeden z kumpli Fofany opublikował na Instagramie zdjęcie małego Wesleya w koszulce The Blues jeszcze z logiem firmy Umbro. Chelsea miała takie koszulki do sezonu 2005/06. Sytuacja ze stoperem pokazała, że prime time drużyny Leicester City minął, a projekt nie przekonuje już swoją wizją przyszłości. Drużyna straciła też ogromnego mentalnego lidera, bo nie ma już w klubie Kaspera Schmeichela.
Zespół jest dużo słabszy od tego, który dwa razy był bardzo bliski awansu do Champions League, ale w pechowych okolicznościach, na ostatniej prostej, tracił to miejsce. Wtedy po drodze wygrał też Puchar Anglii. Później jednak w drużynie coś pękło i zamiast się dalej rozwijać, to zaczął się… zadowalać tym, co jest. Kto się nie rozwija, ten de facto się cofa w rozwoju. Rodgers, by podtrzymać jeszcze klub przy życiu, wszystkie siły rzucił na Ligę Konferencji, dlatego grę w kratkę w lidze można było jeszcze jakoś wytłumaczyć. Chciał pucharem w gablocie wzmocnić jeszcze dodatkową motywację i mobilizację. Udało się osiągnąć półfinał, gdzie lepsza okazała się Roma. Gra co trzy dni, nie tak szeroka kadra, jaką mają najmocniejsze kluby w Anglii. Świetne wyniki w lidze przeplatały się z frajerskimi, jak np. strata dwóch bramek w 95. i 97. minucie z Tottenhamem. Lisy cały czas były dla rywali groźne, ale nierówne. Przegrały w lidze aż 14 razy.
– Z największym szacunkiem, nie otrzymaliśmy pomocy na rynku, którego ten zespół potrzebował. Obserwowanie, jak kluby w pięciu najlepszych ligach zatrudniają graczy, a my nie jesteśmy w stanie tego zrobić, było trudne. Potrzebowaliśmy pomocy, a mogłem jej uzyskać – to słowa Brendana Rodgersa. W zespole nie ma nowych bodźców. Boki obrony w ostatnim meczu tworzyli James Justin i autor samobója – Luke Thomas. Ten pierwszy nie jest już tym samym piłkarzem, co przed zerwaniem więzadeł krzyżowych. Leicester tak bardzo nie ma alternatyw, że na środku obrony musiał grać Wilfried Ndidi. Cały czas odnaleźć nie może się Patson Daka, któremu daleko do świetności, jaką prezentował w Salzburgu. Na ławce siedzą Albrighton, Amartey, Ayoze Perez czy Castagne. Formy szukają Harvey Barnes czy James Maddison. Wszystko się na siebie nakłada.
Na Amex Stadium pojawił się transparent “Rodgers out”, ale czy naprawdę wszystko jest winą menadżera? Zespół stracił swoją familijną magię, nie wykorzystał momentu silnej motywacji po tragicznej śmierci właściciela. Sam Rodgers tego lata po prostu stracił cały entuzjazm i za chwilę w klubie go nie będzie. Irlandczyk z Północy nie jest w stanie wykrzesać ze starych zawodników tego, co jeszcze 2-3 lata temu. Kilka innych klubów wyprzedziło Leicester w rozwoju. To wyraźnie koniec pewnego projektu. Leicester musi z obawą patrzeć w kierunku Championship, choć to na początku sezonu wydawało się abstrakcją.