Skip to main content

Manchester City pokonał w rewanżowym meczu półfinału Champions League PSG 2:0 po dwóch trafieniach Riyada Mahreza. Algierczyk został bohaterem całego półfinału, bo strzelił także gola z rzutu wolnego w Parku Książąt.

Manchester City po raz pierwszy zagra w finale Ligi Mistrzów. Ba, dla "Obywateli" był to dopiero drugi półfinał tych rozgrywek, a trochę czasu już szejk w tym klubie urzęduje. Guardiola za chwilę wygra Premier League po raz trzeci, do gabloty co rusz dorzuca kolejne Puchary Ligi, raz tryumfował też w Pucharze Anglii, ale w Champions League zawsze odpadał przed poważną rywalizacją. W 2017 roku z Monaco w 1/8, w 2018 w ćwierćfinale z Liverpoolem, w 2019 również w ćwierćfinale z Tottenhamem i to po jednym z największych thrillerów w historii Ligi Mistrzów, a rok temu także w ćwierćfinale z Lyonem.

I w poprzednich edycjach zawsze czegoś w kluczowych momentach brakowało. Już nawet w pierwszym sezonie Manchester City potrafił wygrzebać się z kiepskiej sytuacji i pokonać Monaco 5:3 u siebie, żeby w rewanżu wypuścić awans. Liverpool zaskoczył Guardiolę totalnie trzema nokautującymi ciosami, ale znowu w rewanżu sędzia w skandaliczny sposób nie uznał bramki Leroya Sane, odgwizdując spalonego, kiedy to do Niemca podawał… James Milner. Z "Kogutami" z kolei Llorente przy bramce pomógł sobie ręką, ale sędzia nie otrzymał odpowiedniej powtórki VAR, żeby to dobrze ocenić, a potem Sterling strzelił gola na wagę awansu, ale VAR po słusznym spalonym go odebrał. Rok temu także Sterling miał na nodze sprawę awansu, ale przestrzelił na pustą bramkę i cieszył się Lyon. Detale, indywidualne błędy, przekombinowana taktyka i niekorzystne decyzje. Zawsze czegoś brakowało.

Pep Guardiola awansował do finału Champions League po 10 latach, kiedy to pokonał 3:1 Manchester United sir Alexa Fergusona. Fergusona, który przed meczem rewanżowym City vs PSG był widziany w hotelu piłkarzy z Paryża. Czyżby jakaś gadka motywacyjna? Wracając do Guardioli, będzie to szansa na jego trzeci tryumf w Lidze Mistrzów. Po trzy tytuły (wliczając to oczywiście poprzednika, czyli Puchar Europy) mają: Bob Paisley, Carlo Ancelotti oraz Zinedine Zidane i to oni są rekordzistami.

Manchester City Guardioli tym razem zagrał mądrze, oddając inicjatywę rywalom. Tym bardziej, że Riyad Mahrez strzelił gola już w 11. minucie. Katalończyk tym razem nie kombinował, ale też murawa była dość ciężka po opadach gradu z deszczem. Piłkarze PSG rozgrywali piłkę do okolic 20 metra, a później już nie mieli żadnego pomysłu na wykończenie. W całym meczu nie oddali ani jednego celnego strzału, raz Marquinhos trafił tylko w poprzeczkę. Obrońcy City wzajemnie się napędzali, blokując w sumie aż 9 na 14 strzałów oddanych przez PSG. A prawdziwy team spirit pokazała akcja, w której to Zinchenko zablokował Neymara, a Stones z Diasem błyskawicznie wyskoczyli do niego z gratulacjami. Graczem meczu wybrano szefa tej bandy – Rubena Diasa.

Niestety jednak paryżanie pokazali, że w ogóle nie potrafią przegrywać. Po tym, jak Mahrez trafił na 2:0, to z ich strony pojawiły się prowokacje, chamskie faule i bardzo nieładna gra. Di Maria wyleciał z boiska, bo w idiotyczny sposób kopnął Fernandinho. Tylko cud albo może litość sędziego sprawiła, że w ogóle skończyli ten mecz w 10, ale z tą edycją Champions League pożegnali się naprawdę żałośnie. Aż przypomniały się mecze Mauricio Pochettino, kiedy jego "Koguty" również przegrywając, wyżywały się na rywalach z Premier League…

Related Articles