Skip to main content

Podobnie, jak w pierwszym półfinale – tu także nie było żadnych wątpliwości, który zespół był tym lepszym. Chelsea pokonała Real na Stamford Bridge 2:0 i w finale Champions League zobaczymy pojedynek angielsko-angielski.

N'golo Kante. Najlepszy piłkarz pierwszego półfinału z Realem i najlepszy piłkarz drugiego półfinału z Realem. Francuz w środku pola grał za dwóch, a czasami nawet za trzech. Oprócz swoich klasycznych odbiorów dorzucił przede wszystkim świetną grę w ofensywie. W najważniejszych momentach znakomicie spisał się też w bramce Mendy. Obronił dwa strzały Karima Benzemy, a dosłownie chwilę po jego pierwszej świetnej interwencji – Timo Werner dał Chelsea prowadzenie. Akcję bramkową napędził oczywiście N'golo Kante, Havertz podcinką trafił w poprzeczkę, ale Werner tym razem z metra spudłować po prostu nie mógł.

Wszyscy piłkarze Chelsea dojechali mentalnie i jakościowo na ten półfinał. Thiago Silva, podobnie zresztą jak i Tuchel, po raz drugi z rzędu wystąpi w finale Champions League. Poprzedni obaj panowie przegrali. 36-letni Silva szefował w obronie, mając w sumie najwięcej wybić w tym meczu, dokładnie pięć. Wygrał też 100% pojedynków główkowych. Do pomocy w bloku defensywnym miał Christensena i Rudigera i wszyscy wspólnie nie dali pograć ofensywie Realu Madryt. Chelsea nie dość, że świetnie broniła, to jeszcze groźnie atakowała, mając w całym spotkaniu dużo lepszy czynnik expected goals niż Real – 3,88 do 0,52. Prędzej to "The Blues" mogli wygrać jeszcze więcej niż Real odrobić stratę.

Po golu Wernera wynik już w ogóle nie był zagrożony. Ciągle szalał Mason Mount, jak już przyzwyczaił w tym sezonie. Jeszcze w pierwszej połowie popisał się jedną, świetną dynamiczną akcją, którą zatrzymał Courtois, napędził akcje, w której to Werner trafił do bramki, ale ze spalonego. W drugiej połowie to właśnie Mount dobił Real. Najpierw wszędobylski Kante wyłuskał piłkę, podał ją do Pulisicia, a ten wyłożył ją do Mounta. Znów w roli głównej mały Francuz. Chelsea miała w drugiej połowie jeszcze wiele sytuacji: strzał w poprzeczkę Havertza, dwie groźne "główki" Thiago Silvy, niewykorzystane sam na sam Mounta i Havertza i zablokowany strzał Kante przez Fede Valverde. Real odpowiedział tylko jednym średnio groźnym strzałem Hazarda. To "The Blues" mogli skrzywdzić "Królewskich" jeszcze bardziej.

W Hiszpanii już dyskutuje się o zachowaniu Edena Hazarda, który po meczu żartował w najlepsze z Kurtem Zoumą. Wiadomo, że nie ma też co przesadzać i "grillować" Belga, ale nie zapaliła mu się lampka z napisem "nie wypada", tym bardziej po tym, jakim rozczarowaniem jest w Madrycie. Demony Garetha Bale'a wróciły do Zidane'a. Kibice Chelsea jednak cieszą się, że ich były zawodnik jest szczęśliwy, wyznając maksymę: "Once a blue, always a blue".

Related Articles