
Gdy tylko poznaliśmy skład grup Ligi Mistrzów, jednym z ciekawszych wątków był ewentualny transfer Edinsona Cavaniego do Manchesteru United, o którym mówiło się już od jakiegoś czasu. W ostatnim dniu okienka transferowego Czerwone Diabły potwierdziły parafkę Urugwajczyka na umowie. W ten sposób ten wciąż znakomity napastnik trafił na Old Trafford i będzie miał okazję zagrać przeciwko swojej byłej drużynie w Champions League. Ale nie dziś w Paryżu, tylko dopiero w rewanżu w Anglii. Póki co Cavani ma zaległości treningowe i Ole Gunnar Solskjaer nie zabrał go do stolicy Francji.
Będzie to zresztą mecz dwóch wielkich drużyn, ale też wielkich nieobecnych, wśród których Cavani to nr 1. Ale spójrzmy na sytuację Manchesteru United. Solskjaer nie może skorzystać także z usług Erica Bailly'ego, Jesse'go Lingarda, Masona Greenwooda i Harry'ego Maguire'a. Złośliwi powiedzą, że nieobecność kapitana wyjdzie defensywie United na zdrowie, bo od startu sezonu Anglik prezentuje się fatalnie. Jednak zestawienie sensownego środka defensywy stało się dla norweskiego trenera sporym wyzwaniem. Wiadomo, że drużynę pod nieobecność Maguire'a w roli kapitana wyprowadzi Bruno Fernandes. To też znamienne, że zawodnik z tak krótkim stażem w drużynie, w dodatku obcokrajowiec, dostaję opaskę kapitańską. W czasach Sir Alexa Fergusona rzecz nie do pomyślenia.
W nie lepszej sytuacji jest Thomas Tuchel. Szkoleniowiec PSG nie może skorzystać z takich piłkarzy jak Mauro Icardi, Marquinhos, Thilo Kehrer, Marco Verratti czy Juan Bernat. Na szczęście dla Niemca wraca do gry Neymar, więc jest ktoś, kto może zapewnić obrońcom gości trudny wieczór.
PSG sezon zaczęło od dwóch porażek, co było sensacją. Był to jednak w dużej mierze efekt przedłużonego sezonu 19/20 – paryżanie grali w finale Ligi Mistrzów w trzeciej dekadzie sierpnia. Do tego doszły kontuzje i spory wysyp zakażeń koronawirusem. Od tego czasu mistrzowie Francji złapali już odpowiednią formę i wygrali pięć kolejnych meczów w Ligue 1, większość bardzo pewnie. W ostatni weekend na boisku Nimes zwyciężyli 4:0. Zapewne szybciej niż później paryżanie zajmą znów pozycję lidera na krajowym podwórku, a potem zaczną odjeżdżać reszcie stawki. Jedyne emocje wywoływać będą więc de facto rozgrywki Ligi Mistrzów, gdzie niecałe dwa miesiące temu sukces był na wyciągnięcie ręki. Ale jak wiemy trofeum pojechało do Monachium, a PSG nadal nie ma żadnego europejskiego sukcesu w katarskiej erze.
Czy ten sezon okaże sie przełomowy? Bardzo trudno ferować wyroki, gdy nie rozbrzmiał jeszcze nawet pierwszy gwizdek. Forma wielu czołowych klubów europejskiej piłki nie jest jeszcze ustabilizowana i nie widać wyraźnego faworyta – oczywiście poza Bayernem. Dziś zobaczymy jak na tle nierównego Manchesteru United spisze się finalista ostatniej edycji.
A Manchester po czterech ligowych meczach ma dwa zwycięstwa i dwie porażki. Co ciekawe, wszystkie sześć spotkań United w sezonie 20/21 (cztery w Premier League i dwa w EFL Cup) kończyły się za każdym razem zwycięstwem gości. To akurat dobry prognostyk, w kontekście faktu, że dzisiejszy mecz rozegrany zostanie na Parc des Princes. W ostatni weekend już w 2. minucie meczu na St. James' Park "samobója" wpakował sobie Luke Shaw, ale potem Czerwone Diabły zareagowały na to wręcz koncertowo. Bruno Fernandes i spółka wyciągnęli wynik meczu na 4:1 i widmo utraty pracy przez Solskjaera znów zostało oddalone. A po 1:6 przeciwko Tottenhamowi mówiło się o tym dużo.
Solskjaer ma dobre wspomnienia z Paryża. W swoim pierwszym, jeszcze niepełnym sezonie na Old Trafford, ograł PSG w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, choć na rewanż do stolicy Francji pojechał bardzo mocno osłabionym składem i po porażce u siebie. Cuda w futbolu się jednak zdarzają, a mina Neymara po tamtym meczu przeszła do historii.