Startuje właśnie czwarta edycja Ligi Narodów. Parę lat temu patrzyliśmy lekko sceptycznie, albo co najwyżej z zaciekawieniem na ten nowy projekt, który w zamyśle miał zminimalizować liczbę meczów towarzyskich. Dziś Liga Narodów jest już stałym elementem piłkarskiego kalendarza. Wszyscy nauczyliśmy się żyć z tymi rozgrywkami i szeregować ich ważność – gdzieś pomiędzy meczami eliminacyjnymi do wielkich turniejów, a sparingami.
Liga Narodów wystartowała jesienią 2018 roku. Sami chętnie wracamy do wyjazdowego meczu Polaków z Włochami, zakończonego remisem 1:1. To był naprawdę udany debiut Jerzego Brzęczka w selekcjonerskim fotelu. Potem w Lidze Narodów było już tylko gorzej i skończyło się zajęciem 3. miejsca w grupie, za Portugalią i Włochami. Grupy były wtedy trzyzespołowe, a nasza pozycja oznaczała spadek do niższej dywizji. Uratowała nas jednak reforma – stwierdzono, że najwyższą dywizję trzeba powiększyć, a grupy powinny być czterozespołowe. Polacy utrzymali się w gronie najlepszych, podobnie jak w dwóch kolejnych edycjach. Znów zajmowaliśmy 3. miejsca w grupie – tym razem wyprzedzając jednego rywala. Za pierwszym razem Bośnię i Hercegowinę, za drugim Walię. Utrzymaliśmy się na powierzchni, choć dobre mecze Polaków w tych rozgrywkach na przestrzeni już trzech sezonów można wymienić na palcach jednej ręki. I kto wie czy tym najlepszym nie pozostałby rzeczony wyjazd do Italii w 2018 roku…
Polacy więc w kolejnej edycji Ligi Narodów znów zapewne będą się bić o utrzymanie, a głównymi rywalami będą prawdopodobnie Szkoci. Startująca dziś edycja Nations League również przeszła lekki lifting – 3. miejsce nie zagwarantuje już utrzymania, a jedynie baraż o utrzymanie, który rozegrany zostanie wiosną. Rywalem w takim barażu będzie drużyna z 2. miejsca w jednej z grup dywizji B. To samo tyczy się rotacji między dywizją B i C. Marcowe baraże to nie jedyne dodatkowe mecze w nowej formule. Pojawiają się bowiem ćwierćfinały. Awans uzyskują po dwie najlepsze drużyny z każdej grupy, a nie – jak do tej pory – tylko zwycięzcy. Będą więc ćwierćfinałowe dwumecze, a dopiero potem rozgrywany latem turniej Final Four.
Jeśli drużyny będą występować w marcu (baraże lub ćwierćfinały), swoje eliminacje do MŚ 2026 rozpoczną dopiero w czerwcu. Pozostali walkę o mundial rozpoczną na wiosnę.
Poprzednie edycje Ligi Narodów za każdym razem wygrywał ktoś inny – najpierw Portugalia, która w finale pokonała Holandię, potem Francja, która ograła Hiszpanię i wreszcie ostatnio Hiszpania, która okazała się lepsza od Chorwacji. Na kogo przyjdzie pora latem przyszłego roku? To pytanie pozostanie otwarte jeszcze przez wiele tygodni, a nawet miesięcy, ale bez wątpienia grono faworytów jest zbliżone do grona faworytów ostatniego Euro w Niemczech.
Nie można nie zacząć od Hiszpanów, którzy zostali mistrzami Europy, a w Lidze Narodów będą bronić tytułu. Na świeżo w pamięci mamy świetną grę La Furia Roja podczas Euro, więc tutaj dodatkowa rekomendacja nie jest potrzebna. Napakowany jakością skład mają też triumfatorzy poprzednich edycji, czyli Francuzi i Portugalczycy. Bardzo dobrze w domowym Euro prezentowali się Niemcy, ale w przedwczesnym finale pokonali ich Hiszpanie. Wydaje się, że ta czwórka ma największe szanse na sukces.
I nie, nie pomyślimy się, pomijając w tym gronie Anglików. Nie da się bowiem wygrać Ligi Narodów, grając w dywizji B. Synowie Albionu w poprzedniej edycji zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie i pożegnali się z elitą. Teraz będą rywalizować z Grecją, Irlandią i Finlandią, co powinno być dla wicemistrzów Europy spacerkiem. Spójrzmy jednak na składy grup dywizji A.
W grupie 1 zobaczymy Polaków, a naszymi rywalami są Chorwaci, Portugalczycy i Szkoci. Chcielibyśmy zobaczyć biało-czerwonych w ćwierćfinale, ale bardziej prawdopodobnie jest to, że powalczymy ze Szkocją o utrzymanie. Głównym faworytem jest Portugalia z nieśmiertelnym Cristiano Ronaldo, któremu chyba wciąż marzy się mistrzostwo świata i dlatego przedłuża swoją karierę. Już w październiku CR7 może wystąpić na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Grupa 2 dostarczy nam kilku szlagierów, bowiem wystąpią tam Francuzi, Włosi i Belgowie, a każdy z ich pojedynków będzie hitem. Stawkę uzupełnia Izrael, który jest tu raczej skazywany na pożarcie.
W kolejnej z grup zobaczymy Niemców i Holendrów – to te ekipy powinny zameldować się w marcowych ćwierćfinałach. O sprawienie niespodzianki lub po prostu o utrzymanie przez baraż powalczą Węgrzy i Bośniacy.
W grupie 4 faworytem będą Hiszpanie. Każdy z pozostałych zespołów ma podobny potencjał i potrafi sprawiać niespodzianki – mowa o Duńczykach, Serbach i Szwajcarach. Naprawdę fajna i ciekawa grupa.
Wrześniowy cykl meczów Ligi Narodów rozpoczyna się dziś i potrwa do wtorku włącznie. Kolejne spotkania w październiku i listopadzie.