Brenford stało się klubem, którego powinny się obawiać największe angielskie marki. Regularnie urywają punkty każdemu, absolutnie bez wyjątków. Ostatnią ich ofiarą jest Liverpool, który poległ na Brentford Community Stadium.
Raz ograć przeciwnika z tzw. Big Six? No, może się zdarzyć jakiś naprawdę dobry mecz, dzień konia, świetna skuteczność. Dwa razy? Też możliwe, jakaś czerwona kartka przeciwników, sprzyjające okoliczności, wyjątkowa forma bramkarza. Ale Brentford częściej z tymi wielkimi wygrywa niż przegrywa! To już się nazywa prawdziwy patent. Tylko w tym sezonie rozjechali Manchester United (4:0), przywieźli sensacyjne trzy punkty z Etihad Stadium (2:1), a teraz są świeżo po pokonaniu Liverpoolu (3:1). Gdyby doliczyć jeszcze poprzedni sezon, to ograli także innych siłaczy – 2:0 Arsenal oraz 4:1 Chelsea na Stamford Bridge. Nie udało się tylko z Tottenhamem, ale to przez zupełnie niespodziewany come back “Kogutów” od stanu 0:2 do 2:2. Bo ekipa Antonio Conte długo kompletnie nie istniała na murawie.
Brentford w Premier League gra dopiero przez półtora sezonu, a już ma ka koncie kilka spektakularnych wyników. To klub rodem z “Moneyballa”, prowadzony po nowoczesnemu. Wszystko przez Matthewa Benhama, wielkiego kibica “Pszczółek” oraz właściciela tego klubu formalnie od 2012 roku. Wcześniej przez kilka lat pomagał finansowo, najpierw jako “tajemniczy inwestor”. Bees United, a więc zagorzała grupa kibicowska, która była większościowymi właścicielami, desperacko poszukiwała kilku bogatych inwestorów-kibiców, którzy pomogą w spłacie Rona Noadesa i uzyskaniu własności klubu. Benham przeczytał tekst w “The Independent” i zaczął pomagać finansowo. Z czasem jego wpływy rosły. Gdy został właścicielem w 2012 roku, to Brentford grało na trzecim poziomie rozgrywkowym.
Funkcjonowanie klubu jest ściśle powiązane z tym, jaki biznes prowadzi właściciel. Bernham jest założycielem i właścicielem Smartodds, czyli firmy zajmującej się badaniami statystycznymi dla profesjonalnych graczy hazardowych. Jest więc przyzwyczajony do zbierania wszelkich danych i te są wykorzystywane przy budowaniu klubu. Skauting, statystyka, innowacyjność i cisza medialna – to elementy, które się ze sobą łączą. Wszystko dzięki systemowi Smartodds, który analizuje bardzo szczegółowe dane. Brentford zatrudnia odpowiednich ludzi, którzy potrafią je czytać. Innowacją jest też, a raczej długo był… brak akademii. Właściciel dał sobie z nią spokój kilka lat temu, stwierdzając, że nie ma szans rywalizować z potentatami, którzy i tak wyrywają mu później perełki za bezcen. Termin “wychowanek” w klubie więc nie funkcjonuje. Dopiero od tego sezonu akademia znów została otwarta w ramach projektu Elite Player Performance Plan. Ale to przez odgórne zasady Premier League, inaczej nadal byłaby zamknięta. Jest za to założony w 2016 roku… Brentford B. Klub kontynuuje model z rezerwami, bo ten zespół nie zniknął, szuka talentów odrzuconych z akademii – takich Vardych.
Poruszanie się Brentford po rynku transferowym przypomina trochę grę na giełdzie – szacowanie który zawodnik ma potencjał, by grać lepiej, ale na przykład jest chwilowo po jakiejś kontuzji bądź też kiepsko odnajduje się w systemie nowego trenera. Kilka przykładów – Bryan Mbeumo został wyciągnięty z drugoligowego Troyes, dziś gra w pierwszym składzie. 21-letni Ollie Watkins przeskoczył o dwie ligi – z Exeter i League Two do Brentford grającego wówczas w Championship, a za Saida Benrahmę oraz Neila Maupaya “Pszczółki” nie zapłaciły w sumie nawet czterech milionów euro. Sześć najwyższych transferów to te z dwóch ostatnich sezonów. Cóż, takie czasy, że trzeba te oferty zwiększać. Mimo to żaden zawodnik nie kosztował nigdy więcej niż 20 milionów euro.
Klub upodobał sobie kierunek skandynawski, Benham jest też właścicielem FC Midtjylland. Trenerem w Anglii jest oczywiście Duńczyk – Thomas Frank, a obecnie w składzie jest kilku innych jego krajanów – Mathias Jørgensen zwany Zanką, Mads Roerslev, Christian Nørgaard, grający we wszystkich ligowych meczach Mathias Jensen, czy próbujący odbudować swoją markę z Euro 2021 Mikkel Damsgaard. Kiedy Christian Eriksen szukał klubu, by się odbudować, to wszyscy wskazywali palcem na Brentford. I oczywiście tam trafił. “Pszczoły” ostro pracują na to, żeby stać się awangardowym klubem zyskującym coraz to większą sympatię. Zajmują 7. miejsce w Premier League, pokazując, że drugi sezon wcale nie musi oznaczać rozpaczliwej walki o utrzymanie. Pokonali ogromny kryzys, jakim było 9 porażek na 11 spotkań w dwa miesiące – pomiędzy Boxing Day 2021 a 26 lutego i od tego czasu mają się świetnie.