
Ostatni uczestnik Klubowych Mistrzostw Świata została do wyłonienia poprzez finał Copa Libertadores. Przez wiele lat o tej porze normalnie oglądalibyśmy eliminacje nowej edycji, a tak kończymy tą o nazwie… 2020. Santos kontra Palmeiras. Zwycięzca bierze tytuł, pieniądze i możliwość gry przeciwko Lewandowskiemu!
W tym roku na zwycięzcę czeka 15 milionów dolarów, co jest rekordową kwotą dla najlepszego klubu. Przegrany również nie będzie narzekał – jak na warunki Ameryki Południowej – gdyż zgarnie połowę tej kwoty. Co ciekawe mecz będzie transmitowany do 191 krajów, jak poinformował CONMEBOL, ale… po raz kolejny zabraknie w tym gronie Polski. Po raz ostatni mogliśmy oglądać Libertadores w sezonie 2018, gdy na Santiago Bernabeu River Plate pokonał Boca Juniors. Wówczas wszystko pokazywała telewizja Sportklub.
Wiadomo także, że czeka nas 20. triumf Brazylijczyków, którym nadal będzie brakować pięciu tytułów do odwiecznego rywala z Argentyny. Jednocześnie to będzie trzeci finał, który załatwią między sobą ekipy z jednego państwa. Tak było w 2006 roku, gdy Internacional pokonał Sao Paulo i tak było w 2018, gdy River pokonał Boce. Trzeba jednak przyznać, że CONMEBOL na początku ubiegłej dekady zrobił wszystko, by takich finałów… nie było. W jaki sposób? W 1/8 finału nie było losowania, tylko spotykali się zwycięzcy grup z drużynami z drugich miejsc według klucza – najlepszy z najgorszym. Później jednak na siłę parowano kluby z jednej federacji. W ten sposób Corinthians w drodze po tytuł z 2012 musiał pokonać dwóch krajanów. Najpierw Vasco w 1/4, a później Santos. Podobnie przecież było w 2017 roku. Finał Gremio-Lanus, a wcześniej Gremio musiało ograć Botafogo w 1/4 finału, zaś Lanus męczył się najpierw z San Lorenzo i River Plate.
Na szczęście udało się uciec od tego formatu. Dzięki temu m.in. mogliśmy podziwiać dwie edycje temu Superclasico w finale. Gdyby funkcjonowały tamte zasady wówczas nie byłoby Boca-River i finału w Madrycie. Te ekipy spotkałyby się w półfinale, a w drugim doszłoby do brazylijskiej bitwy Gremio-Palmeiras. Ale już rok w minionej edycji całkiem przypadkowo doszło do dwóch ćwierćfinałów brazylijskich, a także wewnętrznych półfinałów w Brazylii i Argentynie…
Drugi raz w nowej formule
Ponadto drugi raz dojdzie do jednego meczu finałowego. Coś, co dla mieszkańców Europy jest normalne, w Ameryce Południowej to było niemal… świętokradztwo. Tak określano zmianę formatu. W 2019 roku finał jednak przyniósł mnóstwo emocji, choć te zaczęły się zanim mecz doszedł do skutku. Wówczas gospodarzem miało być Santiago, ale wobec rozruchów politycznych, CONMEBOL przeniósł finał do Limy. W stolicy Peru lepsze okazało się Flamengo po dwóch golach w końcówce Gabriela Barbosy "Gabigola". Były gracz Interu zresztą nie dokończył meczu po wielkiej awanturze i czerwonej kartce.
Tym razem finał trafił się idealnie pod Brazylię. Oczywiście Santos i Palmeiras woleliby się spotkać, na którymś ze stadionów w Sao Paulo. Zresztą Morumbi i Arena Corinthians były wśród kandydatów, ale zarówno te obieky, jak i stadiony w Belo Horizonte, Brasilii oraz Porto Alegre zostały odrzucone. 17 października na kongresie CONMEBOL-u wygrała kandydatura Maracany.
Dla Santosu ten finał będzie miał jeszcze jedną wartość – miejsce w Copa Libertadores 2021, o które ciągle musi walczyć. Na dzisiaj Peixe są na 10. miejscu w lidze, które gwarantuje udział jedynie w Copa Sudamericana. To rozgrywki pocieszenia, niczym Liga Europy dla największych na Starym Kontynencie. Na sześć kolejek przed końcem tracą sześć punktów do… szóstego Gremio, które zajmuje ostatnie miejsce dające prawo gry w kwalifikacjach do Libertadores. Pod tym względem Palmeiras jest w lepszej sytuacji, gdyż jest piąty.
Czwarty czy drugi?
Santos staje przed szansą na zostanie najbardziej utytułowanym klubem brazylijskim w tych rozgrywkach. Do tej pory, podobnie jak Gremio i Sao Paulo, mają po trzy triumfy. Dwa to jeszcze czasy zamierzchłe, a więc lata 60. XX wieku, gdy po boiskach biegał Pele. Ostatni miał miejsce 10 lat temu, gdy Santos miał niesamowitą paczkę. Wydaje się, że tamto zwycięstwo to był triumf najmocniejszej drużyny w Ameryce Południowej w XXI wieku. Co prawda kilka miesięcy później zostali brutalnie zweryfikowani przez Barcelonę, ale Muricy Ramalho miał wtedy do dyspozycji: Neymara, Alexa Sandro, Danilo czy Elano, a w finale zabrakło choćby Ganso. Patrząc przez pryzmat osiągnięć kilku z tej ekipy, to była naprawdę piekielnie mocna paczka.
Teraz takiej drużyny nie mają. Nie oznacza to jednak, że jest biednie. Wprost przeciwnie, mają kim straszyć i mają kogo wypromować i puścić w świat. Gdyby był młodszy, prawdopodobnie Marinho mógłby myśleć poważnie o Europie. A tak 31-latka będzie trudno opchnąć, chyba że gdzieś na Bliski lub Daleki Wschód. Wybieramy jednak tercet zawodników z kilku formacji. W ataku biega sobie Kaio Jorge, czyli jedna z gwiazd mundialu U17, na którym Brazylia sięgnęła po złoto w 2019 roku. W lidze nie strzela taśmowo, ale w Libertadores ma pięć goli. Ponadto warto zwrócić uwagę na Lucasa Verissimo w obronie. Wiele się mówi, że lada moment ten stoper zawita do Benfiki i bez wątpienia stamtąd będzie mu znacznie bliżej do reprezentacji, na którą zasłużył.
Jednak gwiazdą numer jeden jest Yeferson Soteldo. Typowa "10", ale o nietypowym wzroście. W końcu mowa o zawodniku, który ma… 160 centymetrów wzrostu. Jednak niech was nie zwiedzie ten niewinny wygląd. Z piłką potrafi robić cuda i wydaje się, że lada moment któryś europejski klub będzie chętny na jego usługi. Do tej pory jego największym sukcesem było wicemistrzostwo świata z kadrą Wenezueli do lat 20 na mundialu w 2017 roku! Teraz może wygrać Copa Libertadores, a co za tym idzie zgarnąć tytuł najlepszego gracza rozgrywek. Gdyby tak się stało, poszedłby w ślady swojego rodaka Alejandro Guerry z 2016 i triumfu Atletico Nacional Medellin.
Palmeiras wygrał Copa Libertadores raz. To było w 1999 roku, gdy szkoleniowcem Verdao był Luiz Felipe Scolari. To zamierzchłe czasy, a kibice Palmeirasu chcieliby w końcu wygrać puchar, na który muszą najdłużej czekać spośród wszystkich wielkich ze stanu Sao Paulo. Do 2012 tercet Sao Paulo, Santos i właśnie Palmeiras mógł się śmiać z Corinthiansu, ale wówczas Timao zgarnęli Libertadores, a po kilku miesiącach dorzucili Klubowe Mistrzostwo Świata po wygranej nad Chelsea.
W Santosie Kaio Jorge, a w Palmeirasie Gabriel Veron, czyli kolejne złote dziecko brazylijskiego rocznika 2002. Ze względu na pozycje i imię porównywany do Gabriela Jesusa, innego wychowanka Verdao. Nie ma jednak wątpliwości, że na dzisiaj jego pozycja jest znacznie słabsza niż kolegi z kadry. Kogo polecamy zobaczyć w finale? Luiza Adriano pewnie każdy kojarzy z europejskich wojaży. Natomiast Rony to nazwisko znacznie mniej znane. Droga do Palmeirasu na piłkarskie salony była dość zawiła, bo wiodła przez japońską Albirex Nigatę, ale on – podobnie do Soteldo – ma duże szansę na zgarnięcie nagrody dla najlepszego zawodnika turnieju. W końcu w klasyfikacji kanadyjskiej, według różnych źródeł, ma 13 punktów! Do tego grona moglibyśmy dorzucić wielu różnych graczy. Perspektywicznych Gustavo Scarpe czy Danilo z pomocy, ale wrzucamy obrońcę
Marcosa Roche i Wevertona, czyli reprezentacyjnego bramkarza, co w towarzystwie Alissona czy Edersona robi wrażenie!
Po raz drugi
Dla trzech uczestników finału będzie szansa na kolejny triumf w Libertadores. Trener Cuca wraz z Marcosem Rochą posmakowali wygranej w 2013 roku, gdy Atletico Mineiro z Ronaldinho w składzie pokonało w finale Olimpie Asuncion. Po drugiej stronie Para. Dla niego będzie to okazja na trzeci tytuł. W 2011 grał we wspomnianym Santosie i wygrał finał z Penarolem, a w 2019 fazę grupową spędził w barwach Flamengo, które później sięgnęło po złoty medal.