Reprezentacja Polski U-17 nie zostanie mistrzem Europy, ale swoim zaangażowaniem, wiarą w umiejętności, ofensywnym usposobieniem, charakterem i polotem rozkochała w sobie wielu kibiców. To był turniej zwieńczony brązowym medalem, który po latach wspomnimy z dumą.
5:1 z Irlandią, 5:3 z Węgrami, 0:3 z Walią, 3:2 z Serbią i wreszcie 3:5 z Niemcami. Średnia wychodzi równo po sześć bramek na mecz. W spotkaniach reprezentacji Polski nie było nudy. Działo się naprawdę dużo. Wystarczy tylko podać statystykę półfinałową. Jeżeli odpadać, to w takim stylu. Polacy odpadli, nie dostali się do finału i nie zagrają o złoto, ale razem z Niemcami stworzyli widowisko, w którym atakowały obie strony, ryzykując ustawieniem w defensywie. Skończyło się na, uwaga, aż ośmiu bramkach, 33 strzałach, w tym 18 celnych z obu stron. Kiedy nasi prowadzili na przykład 2:1 w pierwszej połowie, to wcale nie wrócili, żeby ustawić się za linią piłki i bronić wyniku, tylko ryzykowali, idąc po kolejne trafienie. Takie ryzyko skutkowało ustawieniem 1 vs 1 w obronie, ale pozwalało na to, by atakować większą liczbą zawodników. Przede wszystkim kadra U-17 urzekła nas efektownością, oryginalnością i odwagą.
Jeżeli w tym półfinale padłby wynik 8:6, to nie byłoby to niczym dziwnym. Praktycznie co dwie-trzy minuty byliśmy świadkami jakiejś groźnej sytuacji pod jedną czy drugą bramką. Co się rzucało w oczy? Jeszcze raz – to, jaką liczbą zawodników atakowali nasi reprezentanci. Przy bramce na 1:0 prostopadłą, przeszywającą piłką popisał się Filip Rejczyk, z lewego skrzydła dogrywał Filip Wolski, a w tym czasie aż trzech innych kolegów w czerwonych koszulkach szturmowało pole karne, co zwiększało szansę powodzenia akcji. Ostatecznie piłkę otrzymał ten najbliżej ustawiony – Daniel Mikołajewski i Polacy w 7. minucie prowadzili 1:0. Robiliśmy ciekawe i składne akcje, a Niemcy… stawiali przede wszystkim na przewagę fizyczną, wykorzystywali stałe fragmenty gry, górowali nad nami siłą. Dziwny był to obrazek, że Niemcy muszą stawiać na takie atuty w spotkaniu z Biało-czerwonymi. W 15. minucie powinniśmy prowadzić 2:0, ale Mikołajewski spudłował w akcji sam na sam z bramkarzem.
Polacy doskakiwali do przeciwników. Kiedy jakiś Niemiec przyjmował piłkę, to momentalnie był przy nim nasz zawodnik. Graliśmy bardziej skomplikowaną, ryzykowną i kombinacyjną piłkę od Niemców i to jest warte podkreślenia. Pierwsze trafienie dla Niemców – wrzutka z boku i główka dryblasa Maxa Moerstedta, który górował wzrostem. Drugie – dośrodkowanie z wolnego i kolejna główka. Trzecie – tym razem indywidualny błysk Charlesa Hermanna, który ładnie kiwnął lewą nogą i uderzył w stylu Arjena Robbena. Czwarty gol – znów “powrót do korzeni” , dośrodkowanie, choć teraz z rzutu różnego i kolejny dryblas, mierzący ponad 1,90 m – Assan Ouédraogo – wykorzystał przewagę wzrostu. Bramka na 5:3 to już dopełnienie formalności, bo nasi podeszli bardzo wysoko. Bramkarz niemiecki wybił piłkę, Paris Brunner wygrał swój pojedynek 1 vs 1 i automatycznie zrobił przewagę. W tym momencie Polacy bronili już chaotycznie.
Oczywiście, że Niemcy mieli także swoje okazje w ataku pozycyjnym, choćby jedną, która zakończyła się podwójnym obramowaniem – najpierw poprzeczką, a potem słupkiem, ale wymowne, że trzy bramki zdobyli w sposób, który raczej powinien być nam bliższy, czyli nadrabiając przewagą fizyczną. Podopieczni trenera Marcina Włodarskiego chcieli grać inaczej. Jeszcze z 3:2 na 3:3 byli w stanie odpowiedzieć cudownym golem Filipa Wolskiego, jednak później ten ryzykowny, agresywny styl zebrał swoje żniwo. Tym niemniej młodzi Polacy z rocznika 2006 zaciekawili swoją charyzmą i podbili serca kibiców. Na Euro nie ma meczów o trzecie miejsce, dlatego można cieszyć się z brązowego medalu. Jest jeszcze jedna bardzo ważna mecz, która wynika z tak wysokiej pozycji naszej kadry. Dostaną oni możliwość gry na jesiennym mundialu U-17. To wielka nagroda dla tych chłopaków. Spójrzmy na reprezentacje z Europy, które awansowały: Niemcy, Francja, Hiszpania, Anglia i… polscy chłopcy, którzy zaprzeczyli narodowym konwenansom.