Skip to main content

Takie rzeczy nie zdarzają się często. Na zegarze 95. minuta spotkania Lazio vs Atletico Madryt, wynik to 0:1. Gospodarze atakują, goście się bronią. Jedna z ostatnich wrzutek w meczu… do główki wyskakuje Ivan Provedel i… gol. Całe trybuny Stadio Olimpico szaleją. Bramkarz Lazio zdobył bramkę na wagę remisu.

Jeszcze przed pierwszą kolejką tegorocznej edycji Champions League było tylko trzech bramkarzy, którzy wpisali się na listę strzelców w tych klubowych rozgrywkach. Po spotkaniu Lazio z Atletico dołączył czwarty, Ivan Provedel. Akurat świetnie się złożyło, że komentowali to zapaleńcy z Eleven Sports, autorzy książki “W krainie piłkarskich bogów. O Polakach w Serie A” – Piotr Dumanowski i Dominik Guziak. Po tym, jak Polsat wchłonął Eleven, komentatorzy tej mniejszej stacji czasami zasiadają przed mikrofonem w tygodniu, komentując Ligę Mistrzów. Zaszczyt ten kopnął duet, który często ma do czynienia z włoskimi hitami, więc śledzi karierę Ivana Provedela na co dzień. To dodatkowy smaczek tego gola dla polskich fanów. Że skomentowali go akurat ci, którzy na Serie A zjedli zęby.

Komentatorzy musieli wiedzieć, że to nie pierwszyzna w wykonaniu Ivana Provedela. Rzadko się zdarza, żeby bramkarz w taki sposób zdobył bramkę, a już w ogóle rzadko, żeby jeden golkiper zrobił to w karierze dwukrotnie. 7 lutego 2020 roku Ascoli podejmowało u siebie zespół Juve Stabia. Co ciekawe, w barwach tego pierwszego zespołu grał wówczas Gianluca Scamacca. W bramce gości stał Ivan Provedel. 95. minuta musi być jego ulubioną. Wtedy także popędził w pole karne, bo jego ekipa przegrywała. Było to trafienie inne, nie tak dynamiczne, jak to z Atletico, gdzie wszedł idealnie w tempo pomiędzy obrońców. W Serie B po prostu wyskoczył najwyżej, uprzedził też trochę niemrawo interweniującego Nicolę Lealiego i dał swojej drużynie remis. Wtedy było to 2:2. Tak więc Provedel doskonale znał smak strzelonego gola. Tym razem stało się to na dużo większej scenie, bo w Lidze Mistrzów, ale włoski bramkarz doświadczył już uczucia, gdy po jego strzale piłka ląduje w siatce.

Najbardziej oczywistym strzelcem jest Hans-Jorg Butt. Niemiecki bramkarz wszystkie swoje bramki zdobył z rzutów karnych, w sumie 37 w karierze. Regularnie wykonywał je zwłaszcza w barwach HSV Hamburg. Raz zdarzyło się nawet, że zdobył w samej Bundeslidze dziewięć bramek w sezonie 1999/2000 i… był najlepszym ligowym strzelcem w klubie. Tyle samo mieli też Tony Yeboah oraz Roy Prager. Trzy z 37 trafień to zdobycze z Ligi Mistrzów, po jednej dla każdego klubu – HSV Hamburg, Bayeru Leverkusen oraz Bayernu Monachium. W tej ostatniej drużynie był głównie zmiennikiem, dlatego przez cztery lata strzelił tylko dwa karne, ale jeden właśnie w Champions League. Co bardzo ciekawe, wszystkie trzy gole w tych klubowych rozgrywkach padły przeciwko Juventusowi. Hans-Jorg Butt pokonał dwa razy Gigiego Buffona (sezony 2001/02 oraz 2009/10) i raz Edwina van der Sara. Wszystkie trafienia są z fazy grupowej. Mógłby mieć nawet cztery, ale jednego obronił Roberto Bonano z Barcelony.

Vincent Enyeama, podobnie jak Niemiec, też w niektórych klubach podchodził do jedenastek. Między innymi w Hapoelu Tel Awiw, z którym grał w fazie grupowej Champions League w sezonie 2010/11. Hapoel był w grupie z Lyonem, Benficą i Schalke 04. Zdobył pięć punktów i zajął ostatnie miejsce, ale nigeryjski bramkarz zaznaczył się w historii rozgrywek. W domowym spotkaniu z Lyonem zmylił Hugo Llorisa, posyłając piłkę w swoją prawą stronę. Francuz rzucił się w drugą. Izraelczycy przegrali tamto spotkanie. W tej samej edycji Enyeama strzelił jeszcze ważniejszego karnego. Nie liczymy go do statystyk, bo miał miejsce w eliminacjach, ale warto podkreślić jego wagę. Swego czasu Red Bull Salzburg co rok się ośmieszał, nie mogąc sforsować bramy do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W sezonie 2010/11 na drodze Austriaków stanął właśnie Hapoel. Była to ostatnia faza – tzw. play-off. Enyeama w pierwszym spotkaniu na Red Bull Arena pokonał Gerharda Tremmela.

To jednak rzuty karne. Był jednak inny golkiper, który strzelił z główki. Tak, jak bohater Lazio z ostatnich dni. W edycji 2009/10 dwóch bramkarzy wpisało się na listę strzelców (bo jeszcze Butt). Trafienie Sinana Bolata miało dla Standardu Liege gigantyczne znaczenie. AZ Alkmaar prowadził 1:0, była ostatnia kolejka fazy grupowej. Trwała walka, by pozostać w europejskich pucharach, czyli zająć trzecie miejsce i spuścić się spadochronem do Ligi Europy. Holendrom europejską wiosnę dawało zwycięstwo, ale… w 95. minucie (czyli też ulubionej Provedela) turecki bramkarz wyskoczył najwyżej do dośrodkowania. Idealnie pokrył piłkę swoim łysym czołem i oszalał z radości, biegając sprintem po całym boisku. To oczywiście jego jedyny gol w karierze. Dzięki temu Standard zremisował i z pięcioma punktami na koncie wyprzedził Holendrów. A to dało puchary na wiosnę. Belgowie, z Bolatem w bramce, awansowali wtedy aż do ćwierćfinału. Nigdy później do takiego etapu nie doszli. Ostatnio nawet nie kwalifikują się do pucharów. Warto było dla takiej przygody strzelić gola.

Related Articles