Skip to main content

Początek sezonu Serie A to absolutna tragedia w wykonaniu FC Empoli. “Azzuri” mają zero zwycięstw, zero punktów, zero strzelonych goli i beznadziejny bilans bramkowy – 0:12. W weekend zostali zmiażdżeni przez AS Romę.

Jeśli już się przełamywać, to nie można lepiej niż AS Roma w tej kolejce ligowej. Podopieczni Jose Mourinho kiepsko zaczęli sezon i szukali pierwszego zwycięstwa. Zdemolowali FC Empoli, wygrywając aż 7:0, a niestety spory udział w tym blamażu mieli reprezentanci Polski – Sebastian Walukiewicz oraz Bartosz Bereszyński. Jeszcze miesiąc temu “Bereś” zagrał mecz Serie B, występując w Sampdorii. Później został jednak wypożyczony do Empoli. Klub ten ma opcję transferu definitywnego. Istnieje duża szansa, że Bereszyński sezon po sezonie spadnie z Serie A. Stanie się tak, jeżeli zespół Paolo Zanettiego nie poprawi swojej skuteczności. Współczynnik expected goals pokazuje, że z poprzednich spotkań można było wycisnąć więcej, szczególnie w pierwszej kolejce z Hellasem, ale na razie bilans to zero goli strzelonych, zero zwycięstw, zero remisów i aż cztery porażki.

We wspomnianej pierwszej kolejce Razvan Marin mógł zdobyć pierwszą w sezonie bramkę dla FC Empoli już w siódmej minucie, ale piłkę po jego strzale na poprzeczkę sparował Lorenzo Montipo. Fatalnie spudłował tam też Emmanuel Gyasi, marnując doskonałą okazję trzech napastników kontra dwóch obrońców. Ghańczyk przekopał nad bramką. Hellas wyszarpał trzy punkty przez błąd golkipera Empoli – Caprile. Pokracznie interweniował on przy dośrodkowaniu z rożnego, wypuścił piłkę z rąk i podarował w zasadzie gola gościom. FC Empoli oddało komplet punktów w prezencie. Trudno szukać punktów z Juventusem i Romą. W pierwszym przypadku nie było nawet strzału celnego ze strony Empoli, w drugim już po ośmiu minutach przegrywali 0:2. Warto dodać, że Empoli znów obiło obramowanie, tym razem słupek. Coś nie mogą trafić do siatki…

Oprócz wspomnianych spotkań, Empoli grało jeszcze z Monzą, ale bardzo niemrawo rozpoczęło. Podopieczni Raffaele Palladino mocno cisnęli przez całą pierwszą połowę, czego ukoronowaniem była późna bramka w 45. minucie, ale tak naprawdę mogło ich być więcej – dwie lub trzy. Dopiero po przerwie FC Empoli się obudziło. Razvan Marin miał dosłownie identyczną sytuację. Znowu strzelił z dystansu i jego strzał na poprzeczkę sparował golkiper. Jednak już po siedmiu minutach było tam 2:0 i punkty się oddaliły. Po raz kolejny nie pomógł bramkarz, tym razem Samuele Perisan, bo Caprile jest kontuzjowany. Strzał Colpaniego z główki był do obrony. Mamy dopiero cztery ligowe kolejki, a bramki FC Empoli strzegło już… trzech bramkarzy, bo jest jeszcze świeży nabytek z Torino – Etrit Berisha. To on wyjmował piłkę z siatki aż siedem razy z Romą, bronił też z Juventusem. W czterech ostatnich meczach, tylko raz zachował czyste konto. W meczu z… Polską, bo jest to też podstawowy golkiper reprezentacji Albanii. Jeszcze kilka słów o Polakach.

Sebastian Walukiewicz na początku sezonu był kontuzjowany, a pierwszy mecz w podstawowym składzie rozegrał z Juventusem. Kilka piłek wybił, kilka strzałów zablokował, generalnie nie można mieć do niego większych zastrzeżeń. Wypadł poprawnie, broniąc w swoim polu karnym. Trochę do roboty miał. Juventus strzelił gola po dużym zamieszaniu przy rzucie rożnym, w któym akurat on nie miał udziału. Raz w łatwy sposób na tyłku położył go Chiesa, ale Polak miał szczęście, że Chiesa akurat w tej sytuacji nie trafił, choć na pewno interwencją się nie popisał. Przy kontrze na 2:0 także on był ostatnim obrońcą, któremu uciekł Chiesa, ale po pierwsze… to komu nie uciekłby Chiesa? Może Kyle’owi Walkerowi. Tam całe ustawienie FC Empoli wołało o pomstę do nieba, skoro od własnej połowy Włoch pędził sam na sam z bramkarzem, a mieliśmy przecież 81. minutę, a nie ósmą doliczonego czasu. Walukiewicz rozkładał ręce co się dzieje i dlaczego nikogo nie ma na własnej połowie.

Bereszyński także z Juventusem i Romą grał w pierwszym składzie. Ten drugi mecz w wykonaniu Polaków to dramat. “Walu” zawalił już w… 32. sekundzie, gdy przyjął piłkę ręką w polu karnym i sprokurował karnego. Trener zmienił go w przerwie, gdy było 0:3 w plecy. “Bereś” z kolei miał udział w najbardziej kuriozalnym zdarzeniu tamtego wieczoru, kiedy to… kopnął piłką w kolegę z drużyny, nabijając go tak, że ten strzelił sobie samobója. Przy ostatnim trafieniu próbował kryć Manciniego, jednak na próbie się skończyło. Po raz kolejny golkiper nie pomógł. Ileż to pecha ma FC Empoli z bramkarzami. Można mieć wrażenie, że wcale nie powinno być tu siedem bramek straconych. Postawa defensywy, szczególnie słabiutkiego Luperto, to jedno, ale Berisha ani trochę  nie pomógł. Praktycznie co w bramkę, to gol. A mógł jeszcze dać się pokonać bezpośrednio z rożnego, jednak uratował go słupek… FC Empoli musi się wreszcie obudzić, bo punktowo i bramkowo wygląda to dramatycznie. A następna kolejka z Interem…

Related Articles