Karim Benzema niekiedy nazywany bywał prześmiewczo „Benzyną”. Zresztą, z podśmiechujkami z własnej osoby musiał mierzyć się przez ładnych parę lat gry w Realu. Gdy pozostawał w cieniu Cristiano Ronaldo i innych ofensywnych gwiazd Królewskich, fani domagali się sprowadzenia nowego napastnika. Benzemie zarzucona nieskuteczność, a mimo to kolejni trenerzy Realu nie mieli wątpliwości, że powinien on być podstawowym zawodnikiem. Właśnie dlatego są trenerami, a kibice kibicami. Po odejściu CR7 z Madrytu Benzema stał się liderem ofensywy, a to co wyprawia w tym sezonie, to istne szaleństwo. Kolejną ofiarą Francuza może być Villarreal.
Być może część fanów Los Blancos nie była zachwycona letnim okienkiem. Nie udało się ściągnąć Kyliana Mbappe, a na trenera zatrudniono Carlo Ancelottiego. Niby utytułowany i doświadczony gość, ale jednak „odgrzewany kotlet”. Tymczasem pod wodzą Carletto Real wygląda w tym sezonie jak ofensywny potwór. Nie ma kunktatorstwa i grania w stylu Zinedine’a Zidane’a. Jest rock’n’roll. 4:1 z Alaves, 3:3 z Levante, 5:2 z Celtą Vigo, 6:1 z Mallorcą. Tak gra drużyna Ancelottiego. Oczywiście, zdarzają się też skromne wygrane 1:0, jak choćby z Interem Mediolan, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przecież narzekał na taki wynik. Bez sprowadzania Mbappe, Haalanda czy Kane’a udało się osiągnąć niesamowitą przemianę. Przynajmniej tak to wygląda pod koniec września.
A Benzema? Jesteśmy po sześciu kolejkach, a facet ma 8 goli i 7 asyst w meczach La Liga! To jest jakiś kosmos. Szaleństwo. Psychodela. Nikt w historii nie miał takiego wejścia w sezon. Nikt. Nawet Messi i Ronaldo nigdy nie mieli takich liczb po sześciu meczach. 15 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej! Nie trzeba był Albertem Einsteinem, by wyliczyć, że to udział w ponad dwóch bramkach co mecz. A przy Benzemie kwitnie talent Viniciusa Juniora, który do tej pory potrafił strzelić maksymalnie trzy bramki na sezon. Teraz ma ich pięć, a przy dwóch asystował. Do finiszu sezonu jeszcze 32 kolejki – to tak w ramach przypomnienia.
Królewscy nie przejmują się zbytnio defensywą – stracili 8 goli. To dużo. Ale strzelili aż 21, a to bardzo dużo. W sobotę przed ekipą Ancelottiego stoi jednak trudne zadanie. Villarreal to przecież zwycięzca ostatniej edycji Ligi Europy, uczestnik aktualnej Champions League. Żółta łódź podwodna zaczęła sezon w bardzo kompromisowym nastroju. Po pięciu rozegranych spotkaniach podopieczni Unaia Emery’ego mają w dorobku jedno zwycięstwo i aż cztery remisy! Remisem zakończył się także mecz z Atalantą Bergamo w Lidze Mistrzów. Remisowo było także w meczu o Superpuchar Europy, ale tam finalnie rozstrzygnięcie zapaść musiało. W rzutach karnych lepsza była Chelsea. Czy królowie remisów zatrzymają potężny Real na Santiago Bernabeu? Na pewno liczy na Atletico, które jest w tym sezonie najpoważniejszym konkurentem Królewskich w walce o tytuł. O Barcelonie w tym kontekście raczej nie ma sensu wspominać.
W ubiegłym sezonie Villarreal urwał punkty Realowi na własnym stadionie, remisując 1:1. W rewanżu Los Blancos wygrali 2:1, choć do 87. minuty na tablicy wyników było 0:1 dla gości. Wtedy jednak o sobie dał znać – zgadliście – Benzema. Wyrównał na 1:1, a zwycięską bramkę strzelił równie niezawodny Luka Modrić. Sobotni mecz na Bernabeu startuje o 21:00. Jest duża szansa na niezłe „partidazo”.